Dawno, dawno temu Piotr Fronczewski powiedział, że chciałby widzieć miny ateistów na Sądzie Ostatecznym.
Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem więc notkę Salon News 24 o projekcie nieznanego obywatela, który prosi Sejm RP o karanie osób (zapewne bardziej dorosłych niż dzieci) za zabawy zwane dalej jako Halloween.
Przeczytałem również komentarze, z których wynikło jednoznacznie, że większość komentujących notkę wspomnianą zabawę odbiera jako mało znaczącą, wręcz nieszkodliwą, bo cóż jest takiego znowu groźnego w tym, że dziecko przebierze się za czarownicę lub w wydrążonej dyni zapali świeczki i za ten czyn poprosi o cukierka? Lub cóż takiego zdrożnego jest w tym, że powracający z Afryki podróżnik zawiesi sobie w domu na ścianie kolorowe plemienne maski zakupione w jakimś murzyńskim sklepiku? Pozornie nic.
Tymczasem chcę zwrócić uwagę, o ile zwracam się do chrześcijan, że powieszenie maski na ścianie z dalekich stron o ile nie będzie oddawać im się czci oraz zabawa w duchy organizowana szczególnie dla dzieci, które są na takie "figle" bardzo podatne, stanowi jednak bardzo poważne zagrożenie dla ich osobowości.
Kościół Katolicki przypomina nam zresztą ostrzeżenie zawarte w Liście do Galatów przez św. Pawła
„A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne” (Ga 6, 8).
Jak więc widać jakikolwiek pakt z diabłem, nawet ten najmniejszy to nie zabawa.
Posłużę tutaj swoim przykładem, w który można wierzyć lub nie. Niezainteresowanych i niewierzących proszę więc o zamknięcie w tym miejscu oczu.
Jako kilkunastoletni chłopiec dowiedziałem się od kolegi o Numerologii, starej sumeryjskiej przepowiedni która ponoć miała pomagać w przewidywaniu przyszłości, sprawić że będzie się miało na nią wpływ i będzie mogło być tym kim się chciało. Rzeczywiście, na początku zliczanie sumeryjskich kropek po zadaniu pytania pomagało, sprawdzało się, ale z biegiem czasu coś zaczęło mi jednak w moim, przecież jeszcze młodym życiu się psuć. Stałem się cholernie złośliwym, krnąbrnym, sadystycznym, odpornym na empatię, wyzutym z miłosierdzia. Moje relacje z rodzicami oraz rodzeństwem uległy w związku z tym poważnym zakłóceniom.
Dla wielu (co chcieli mieć jednak oczy otwarte) będzie to warte, co teraz napiszę, jedynie wzruszenie ramion, ale dla mojej matki wówczas tak nie było. Matka zaprowadziła mnie do znajomego księdza. Wręcz na siłę, bo i Kościół począł mnie drażnić na tyle, że zamiast iść na niedzielną Mszę uciekałem sobie w tym czasie nad pobliską rzekę.
Umówiony z matką kapłan przeprowadził ze mną długą rozmowę. Później, trafiłem do kolejnego, zapewne już egzorcysty, gdyż ten odmawiał nad mną jakieś modlitwy. Straciłem poczucie czasu i rzeczywistości. Męczył mnie dziwny koszmar uporczywego ładowania działa, stojącego w płytkim wykopie na jakiejś ponurej pustyni ogarniętej mrokiem. Najgorsze było w tym to, że miałem pełną świadomość, iż to meczące zajęcie nigdy się już nie skończy. Na jawie poczęło ponoć wtedy mną okropnie rzucać, piszę ponoć, bo sam tego nie pamiętam. Wiem tylko tyle, że wyszedłem ze spotkania straszliwie zmęczony, jak po długiej, ciężkiej chorobie., ale jednocześnie taki lekki od wewnątrz, spokojny. Oczywiście udałem się też natychmiast do spowiedzi.
W następną niedzielę stało się jednak coś, co mnie tylko utwierdziło, i utwierdza stale w tym aby wierzyć, że choć Szatan mówi że go nie ma, to jednak tak naprawdę istnieje, a jego pełne męczarni królestwo nie jest również czczym wymysłem.
Otóż po tygodniu, po Mszy św. w niedzielę, w tłumie innych wiernych, przed przed Kościołem, kiedy to wraz z rodzeństwem i rodzicami zmierzaliśmy do domu podszedł do mnie niezwykle elegancki, piękny mężczyzna w średnim wieku, pełen serdecznego uśmiechu, ale o dziwnych, martwych oczach, który powiedziawszy: "To za zdradę" wymierzył mi nagle potężny cios pięścią w twarz. Zamroczyło mnie, z ust pociekła mi krew, wyplułem zęba. Ojciec i inni będący świadkami zdarzenia rzucili się oczywiście za napastnikiem w pogoń, ale podobno mężczyzna zniknął im gdzieś w tłumie wiernych.
Dlaczego o tym napisałem? Bo kiedyś czytałem, że jacyś durnie, nazywający się dumnie organizatorami kazali dzieciom z racji Halloween podpisywać własnoręcznie cyrograf.
https://dziennikzachodni.pl/halloween-w-bytomiu-dzieci-podpisaly-cyrograf-chca-mnie-ukrzyzowac-mowi-wlascicielka-klubu/ar/12647355
"Niebezpieczeństwo związane z Halloween jest takie, że gloryfikuje ono Zło. Sądzę, że jest to jedna z pułapek diabła, by zwabić ludzi w mrok i grzech. Nie widzę nic złego w tym, gdy dziecko przebiera się za księżniczkę czy kowboja i chodzi po domach z formułką „cukierek lub psikus”. Dopiero wtedy, kiedy skupiamy się na demonach, duchach, wampirach itp. przekraczamy granicę, wchodząc na boisko diabła - mówi egzorcysta, ksiądz Vincent Lampert. "
Z tego powodu projekt anty Halloween, nieważne obywatelski czy też rządowy, uważam za na wskroś słuszny i potrzebny, nie tylko dlatego że amerykańska "zabawa" niebezpiecznie zaburza naszą własną, polską, chrześcijańską świadomość oraz tradycję. Zadbajmy po prostu o to, abyśmy my sami i nasze dzieci na Sądzie Ostatecznym nie mieli później zdziwionych min.
źródło cytatów
Pismo św. List do Galatów.
https://www.pch24.pl/zagrozenie-halloween--raport-pch24-pl,63626,i.html
Inne tematy w dziale Społeczeństwo