Kręci się, kręci się los wyborów prezydenckich w Polsce niczym kijek w przerębli.
Każda ze stron konfliktu chce je dobrze przeprowadzić, tylko skutki działań jak widać ustawicznie są marne.
PKW stwierdziło, że wyborów nie da się zorganizować. To po co nam takie PKW?
PiS z kolei nie wiedzieć czemu chce dokonać za wszelką cenę tychże wyborów w trybie korespondencyjnym, jakby się bał, że każdy inny krok mógłby go ostatecznie pogrążyć na rzecz opozycji totalnej.
Część opozycji natomiast w osobie pewnego wiejskiego doktora chce pokazać wszystkim oraz PiS-owi, że on jest następca Witosa, a więc na nowego premiera się w stu procentach nadaje.
Absurd i tragedia, bo zaraz doradzałby mu z tylnego fotela pewien drewniany, emerytowany strażak z kawalerią czerwonych chłopskich pługów gotowych zaorać Polskę po swojemu.
PiS oczywiście ma swoje zdanie ( a właściwie ma tych zdań mnóstwo) więc zaproponował na dzisiaj wieczorem debatę telewizyjną, akurat w dniu głosowania w Sejmie, ale po cóż ona teraz tak po prawdzie? Skoro jest już niemal pewne, że 10 maja nie stanie się nic?
Minister Dworczyk Kancelarii Prezydenta to chyba czuje, bo zapowiedział, że partia rządząca nie wyklucza przeprowadzenia przedterminowych wyborów.
W tym kontekście ciekawe jest również zdanie naszych sojuszników zza oceanu. Amerykański "Foreign Policy" stwierdza wprost że na chwilę obecną:
"Wybory w Polsce to farsa".
Po czym dodaje:
"Obywatele polscy mają głosować w wyborach prezydenckich w tym tygodniu, ale istnieje poważne ryzyko, że głosowanie nie będzie ani wolne, ani sprawiedliwe. Stany Zjednoczone powinny uważnie obserwować i zrobić wszystko, co konieczne, aby uniknąć podobnego losu w listopadzie".
źródło media narodowe, prawy.pl
Inne tematy w dziale Polityka