To zaczyna być śmiesznym. Naprawdę śmiesznym, ale też i groźnym. Jadę 40 na godzinę. Teren zabudowany. Pasy. Zwalniam jeszcze bardziej. Nagle z chodnika schodzi młody człowiek w słuchawkach na uszach, wpatrzony w ekran telefonu. Ot, tak wszedł i przeszedł. Trąbię. Muzyka musi go ogłuszać, bo nawet nie zauważył. Gdybym jechał szybciej i go tak pieprznął, to by do żadnej trumny dureń nie zapasował. Uratowało durnia to, że przed pasami zwalniam nawet wtedy, kiedy nikt nie ma, nawet pozornie ochoty wejść na nie. Gdybym tak jednak gościa - jak napisałem wcześniej - roztarł po tej zebrze, to nie uratowałbym się zapewne przed kryminałem, nawet gdybym jechał i 20 km na godzinę.
Pytanie więc brzmi: karzemy kierowców piratów (słusznie), a co z pieszymi piratami drogowymi? Świrniętymi rowerzystami i kretynami na hulajnogach elektrycznych? Piszę to w kontekście informacji jaka się pojawiła. Wklejam z wytłuszczeniem idiotyzmu który jest niczym innym jak skokiem na kasę:
"Zatrzymywanie prawa jazdy za przekroczenie dopuszczalnej prędkości o więcej niż 50 km/h także poza obszarem zabudowanym, ujednolicenie dopuszczalnej prędkości w obszarze zabudowanym niezależnie od pory dnia oraz zwiększenie zakresu ochrony pieszego w rejonie przejścia dla pieszych. Takie zmiany przewiduje projekt ustawy, wprowadzający rozwiązania, które mają poprawić bezpieczeństwo uczestników ruchu drogowego. Ustawa ma wejść w życie 1 lipca 2020 r. – zapowiada Ministerstwo Infrastruktury. "
Jakby co nie mam już więcej pytań, gdyż odnoszę wrażenie, że ministerstwu wcale nie o bezpieczeństwo drogowe chodzi, ale o pieniądze wyrwane z kieszeni z przeznaczeniem na co innego, być może na puste szosy (w tym wiejskie), dzięki czemu kolumny rządowe będą mogły jeździć z większą prędkością niż dotychczas.
Inne tematy w dziale Rozmaitości