Ostatnie ochłodzenie stosunków pomiędzy USA a Izraelem powinno być rozpatrywane w szerwszym kontekście. Polityka zagraniczna prowadzona przez prezydenta Baracka Obamę przynosi na razie gorsze rezultaty niż tak bardzo krytykowana polityka w wykonaniu gabinetu Georga Busha.
Chociaż Obama w kampanii wyborczej zapewniał „otwarcie” USA na zaniedbane dotychczas kierunki współpracy to na razie plan ten się nie sprawdza. Robert Kagan w bardzo trafnej analizie zamieszonej w „Washington Post” zauważa, że nawet Ci dotychczasowi „nierozerwalni sojusznicy”, jak Wielka Brytania osłabiają więzi ze Stanami. Na wyspach mówi się o "końcu specjalnych związków" między tym krajem a USA, i to mimo znacznych ofiar ponoszonych przez wojska brytyjskie w Afganistanie.
We Francji Nicolas Sarkozy publicznie krytykował Obamę przez kilka miesięcy (wreszcie został zaproszony na prywatną kolację, prawdopodobnie w celu ocieplenia relacji).
W Europie Środkowo-Wschodniej zaufanie do USA jako gwaranta bezpieczeństwa zostało mocno nadwyrężone po odwołaniu planów budowy tarczy antyrakietowej w imię polepszenia stosunków z Rosją.
Paradoksalnie, chociaż w Europie Obama postrzegany jest jako prezydent nie interesujący się tym kontynentem i skupiony na Azji, to i tam stosunki jego administracji z najważniejszymi dla USA krajami, jak Japonia i Indie, nie są najlepsze. Strategiczne partnerstwo z Indiami osiągnięte przez ekipę Busha jest obniżane na rzecz osiągnięcia lepszych stosunków z Chinami.
Polityka Obamy koncentrująca się dotychczas na poprawieniu stosunków z Rosją, zwiększenia współpracy z Chinami, czy normalizacji stosunków z Iranem, czy Syrią nie daje wymiernych efektów. Na razie osiągnięto tyle, że dotychczasowi „stali”sojusznicy zaczynają się nerwowo rozglądać.
Obama wydaje się odchodzić od 60 letniej strategii Ameryki wobec sojuszników. Opierała się ona na globalnej sieci formalnych militarnych i politycznych przymierzy, głównie z krajami demokratycznymi. Wynikało to z koncepcji tworzenia równowagi sił na korzyść wolnych krajów, jak to ujmował w 1947 r. Averell Harriman. Za rządów prezydentów Clintona i Bushów stosunki z Europą i Japonią, a potem Indiami, zostały umocnione i pogłębione.
Podsumowując Kagan pisze "Administracja Obamy nieszczerze chwali multilateralizm, ale jest to multilateralizm wyświadczania usług autokratycznym rywalom, a nie zacieśniania stosunków ze sprawdzonymi demokratycznymi sojusznikami. Zamiast umacniać demokratyczne podstawy nowej międzynarodowej architektury - świata krajów z grupy G20 - administracja przyjmuje w najlepszym razie postawę neutralności między sojusznikami a przeciwnikami, między demokratami a autokratami"
"Każde nieszczęście w historii jest zapowiedziane; zawsze występują jakieś znaki na niebie, ostrzegające ludzi o niebezpieczeństwie. Rzadko ktokolwiek im wierzy." - Calek Perechodnik
/
Blog wyróżniony prestiżowym 37 miejscem na Liście Hańby Narodowej
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka