Bez echa przeszedł właściwie artykuł Tomasza Wołka z ostatniej „Polityki”.
A szkoda, bo jest nad czym się pochylić. Wołek po latach ujawnia i opisuje jak to w latach 90 wszedł w posiadanie materiałów mających udowadniać agenturalną przeszłość Aleksandra Kwaśniewskiego.
Materiały otrzymał niedługo po tym kiedy –Życie- opublikowało słynny już materiał „Wakacje z agentem”. Teczka jaką otrzymał od tajemniczego informatora zawierała cały zbiór dokumentów dowodzących współpracy Kwaśniewskiego z rosyjską agenturą, łącznie z deklaracją współpracy, nadaniem kryptonimu „Sasza” a nawet pokwitowaniami odbioru wynagrodzenia.
Dopiero analiza grafologiczna materiałów wykluczyła autentyczność złożonych rzekomo przez Kwaśniewskiego podpisów.
Wołek zakłada, że za przygotowaniem materiałów stali najprawdopodobniej ludzie tajnych służb, chcący skompromitować ówczesnego Prezydenta. Teza wydaje się bardzo prawdopodobna.
W całej historii najciekawszy wydaje mi się jednak sam schemat działania tajnych służb.
Należy założyć, że Kwaśniewski nie był jedyną osobą, jaką zamierzano w ten sposób zdyskredytować. Takich teczek jest z pewnością więcej. Na takich materiałach najprawdopodobniej pracował IPN i Gontarczyk, który ochrzcił Kwaśniewskiego pseudonimem Alek.
Takie materiały obciążają Lecha Wałęsę i stanowią pole do popisu dla historyków pokroju Pawła Zyzaka.
I nie szkodzi, jeśli okaże się, że pomówiono niewinnych ludzi na podstawie fałszywek. Sprostowanie przejdzie bez echa a smród i rysa na życiorysie pozostaną na zawsze. I o to przecież twórcom tych dokumetów chodziło.
"Każde nieszczęście w historii jest zapowiedziane; zawsze występują jakieś znaki na niebie, ostrzegające ludzi o niebezpieczeństwie. Rzadko ktokolwiek im wierzy." - Calek Perechodnik
/
Blog wyróżniony prestiżowym 37 miejscem na Liście Hańby Narodowej
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka