Szczepię się, bo ufam lekarzom, oni do szczepień zachęcają, sami się wyszczepili – to częsty refren rozbrzmiewającej wokół szczepionkowej pieśni. Nie dziwota, wszak lekarzom ufamy, w przeciwnym razie byśmy do nich nie chodzili. Leczą nas z anginy i zapalenia pęcherza, gipsują połamane kończyny, przyszywają urwane palce, wszczepiają nerki, a nawet serca, przepisują leki – mnóstwo leków. Któż jak nie oni mogą być najbardziej kompetentni w obliczu choroby masowo wyniszczającej ludność?
Cóż, powyżej wysnuty wniosek jest oczywisty tylko pozornie, w istocie zaś jest dogłębnie nielogiczny. Sieje jednak w narodzie spustoszenie niczym broń biologiczna. Już samo określenie „szczepienia” sprawia, że mniemana kompetencja lekarska upada w gruzy; jak to możliwe, że lekarze, awangarda świadomości w temacie pandemicznym nie zauważyli, że szczepionki NIE MA? Przecież sami producenci preparatów wstrzykiwanych pogłowiu tak ich nie nazywają. Rozumiem logikę polityków pichcących swe ciemne interesy: używają haseł, by uzyskać masowy efekt psychologiczny - ale lekarze? Wiem dlaczego rzyga na mnie „szczepionką” telewizor, dlaczego powstały spoty z głupimi celebrytami epatujące tym słowem – ale lekarze? Już pomału dociera do mnie dlaczego papież i prymas uważają „szczepienie” za akt miłości – ale lekarze? Oni muszą nazywać rzeczy jakimi są, mowa wszak o życiu i zdrowiu ludzi. Przypomnę też fundamentalną wiedzę jeszcze niedawno wytłuszczaną na stronach bardzo ważnych agend rządowych: szczepionki, przed masowym zastosowaniem, przechodzą wieloletnie testy - lekarze o tym nie słyszeli?
Pozwolę sobie na analogię do własnej branży, a jestem elektrykiem politechnicznym, czyli w swej dziedzinie odpowiednikiem lekarza. Jeśli opinię tzw. ogółu lekarzy w temacie „pandemii” należy poważać, to analogicznie można by zbadać stosunek ogółu dyplomowanych elektryków w temacie np. zagrożeń płynących z technologii 5G albo energetyki jądrowej. To wszak tematy elektryczne - i co z tego? Jakie pojęcie ma o nich przeciętny elektryk? Co wie o tym specjalista od mikromaszyn, oświetlenia, automatyki, a nawet od sieci energetycznych? G… wie. Tak jak i ja. Nie wystarczy rozumienie pojęć natężenia prądu, przesunięcia fazowego, czy składowej urojonej impedancji - żeby coś wiedzieć o konkretnych aspektach danej specjalności trzeba być w nią zaangażowanym, znać najnowsze technologie, związane z nimi dodatkowe czynniki, wyniki badań itd. Moja wiedza o nowoczesnych siłowniach jądrowych jest żadna. Ma ją garstka speców i to niekoniecznie z branży elektrycznej i od każdego prawie elektryka bardziej kompetentny będzie w tym temacie np. lekarz, który się weń zaangażuje, poszuka danych i opinii ludzi mających odpowiednią wiedzę.
„Pandemia” jest tematem tego rodzaju. Medycyna zna koronawirusy od dziesiątków lat, co jednak nie daje podstaw, by wypowiadać się o tej konkretnej ich odmianie i jej „pandemiczności”, a już najmniej o wartości „szczepionek” – jak więc może coś o tym wiedzieć „ogół lekarzy”? Co oni wiedzą o technologii zastosowanej w firmie Pfizer? Ogół lekarzy jest tak samo mądry jak większość z nas i swą wiedzę czerpie z przekazu propagandowego. Podobnie jak o wpływie na środowisko fotowoltaiki wiedzą nieliczni spece, tak o działaniu „szczepionki” wypowiadać się kompetentnie mogą nieliczni naukowcy mający zaawansowaną wiedzę, a i to tacy, którzy temat solidnie zgłębili. Ale nawet oni nie znają skutków krótko- i długofalowych nowych preparatów. NIKT ich NIGDY nie zna i dlatego potrzebne są lata testów. Jak więc lekarze mają czelność śmiało rekomendować ludziom tę nowość? JAK MOGĄ?! Ale „ogół” nie ma wątpliwości, ma najwyraźniej wiedzę kompletną: szczepić starych i młodych. Dzieci! Śmiało! Koniecznie! Kolejnymi dawkami!
Poziom zaufania do lekarzy powinien zależeć od ich postawy wobec „reżimu hipochondrycznego” (określenie J.B. Wiśniewskiego). Lekarze dobrze powinni wiedzieć i informować o tym jak „pożyteczne” są maski, oraz jak wpływają na ludzi „lokdałny” i zamknięcie w domach. O permanentnym napędzaniu strachu i histerii nie wspomnę. Dlaczego ogół lekarzy nie leczy strasznego covidu (amantadyna, iwermektyna,…), a milczy, gdy nieleczeni pacjenci poddawani są potwornej, inwazyjnej wentylacji respiratorami? Czy ogół sprawdził treść informacji na preparatach zwanych szczepionkami? Czy zapoznał się z zasadami dopuszczenia tychże do stosowania? Czy porównał różne, wymowne statystyki? Czy, czy,… ? Bardzo łatwo zweryfikować odpowiedzi na te pytania i tą też metodą wiarygodność lekarzy.
Niestety, ich zbiorowa „kompetencja” to bezduszność i tchórzostwo którymi wykończyli „nadprogramowe” dziesiątki tysięcy ludzi - bo odizolowali się od pacjentów i bez szemrania przyjęli absurdalne rygory, odwołali zabiegi, zamknęli szpitale. Przestali leczyć. Stchórzyli bardziej niż kasjerki w Biedronkach i mechanicy w warsztatach samochodowych. Głos tak „godnej zaufania” grupy zawodowej ma być motywem wyszczepiania się? Lekarze sami ulokowali się na końcu listy wiarygodności, bo dali mnóstwo przykładów zaparcia się swej misji i odmowy rozpoznania sytuacji.
Dołóżmy do tego, że najsilniej opinię tłumu wyszczepiających się lekarzy kreują „eksperci” zanurzeni głęboko w system władzy i jego powiązań. Przecież - zwłaszcza dziś - nawet ordynator szpitala (podobnie jak choćby naczelnik komisariatu policji), nie mówiąc o prominentach z różnych „ciał medycznych”, to stanowiska polityczne, czyli pełniący je uprawiają zupełnie inną dyscyplinę niż medycyna. A przecież mają ogromny wpływ na medyków, na ich pensje, dodatki, stanowiska - Służba (przepraszam za ironię) Zdrowia to obecnie służba frontowa, gdzie kij i marchewka są w ciągłym użyciu. Presja środowiska, naciski na różnych poziomach, covidowe dodatki, kasa od firm farmaceutycznych, apanaże za dawanie głosu w szerzeniu paniki – to ponury wątek oportunizmu i … prania medycznych mózgów. Ogrom informacji o nim jest dostępny z wielu źródeł.
Proszę nie mylić mojej krytyki z oceną kompetencji wielu dobrych lekarzy. Jednak specjalistyczna fachowość to jedno, a postawa moralna i odwaga stawania w prawdzie to drugie. Trzecie zaś, to wiedza i opinia o szprycowaniu się nieznanymi nowościami farmakologicznymi. Ufać mogę chirurgowi, gdy mnie operuje lub okuliście oglądającemu oko, ale gdy przy okazji serdecznie polecają mi „szczepienie się”, to zupełnie nie widzę podstaw, by uznać to za argument. Natomiast odruchowo odhaczam sobie nazwisko takiego specjalisty na liście hańby i zła.
Jasne jest - mam nadzieję - że nie wszystkich medyków wrzucam do jednego wora. Znam takich którzy stają godnie wobec wyzwań. Ich postawa, pod presją szykan i dookólnego serwilizmu zasługuje na najwyższy szacunek. Ci są dzielni i prawi. Odruch stadny zaś to zawsze zła recepta na rozsądek i prawdę. Nawet w stadzie medycznym.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo