Wczoraj byłem w Poznaniu uczestnikiem wydarzenia o nazwie Marsz Wolności. Pojechałem tam z żoną by pod tak bliskim mi hasłem stanąć z innymi podobnie myślącymi. Oto garstka refleksji:
Głównym hasłem było: „Stop segregacji sanitarnej”. Nikt nie miał maseczki. Czułem się jak w normalnym świecie, a nie jak w domu wariatów – bezcenne.
Wiele osób niosło flagi biało-czerwone. Wolność utożsamiają, jak myślę, z patriotyzmem, co wydaje się być skojarzeniem oczywistym. Wznoszono hasła typu: „Cała Polska zjednoczona”, „Cała Polska śpiewa z nami, nie jesteśmy królikami”. Ja, co odczuwam coraz dotkliwiej, nie mam tak oczywistych konotacji. „Cała Polska” reprezentowana byłą przez parę tysięcy osób. Może kilkanaście. Cóż, powiedzmy to otwarcie: garstka nas była. Czyżby Polacy nie utożsamiali się z ideą wolności? A może wręcz przeciwnie, tyle, że za synonim wolności uważają „wyszczepienie” i zmuszenie oszołomów mego pokroju do zastrzyku preparatem nazywanym „szczepionką”? Może zasłonięte po oczy twarze (czy raczej „nietwarze”) są dla nich twarzami patriotyzmu? Tak, czy siak, jeśli większość „całej Polski” myśli dokładnie przeciwnie niż ja, to znaczy, że nie jestem patriotą. Albo, jeśli jestem, to ta większość jest „patriotyczna inaczej”. Wtedy – muszę to wyartykułować – nie za bardzo poczuwam się do identyfikacji z tą grupą polskojęzycznej ludności tego kraju. Z kim mam się więc identyfikować? Jakim mam być patriotą? Mniejszościowym? Patriotą – oszołomem? Powiem wprost: idąc ulicami Poznania wcale nie miałem polsko-patriotycznych skojarzeń, nie poczuwałem się do polskości – poczuwałem się do „wolnościowości”.
Bycie „wolnym” Polakiem w kraju ludzi, którzy tak chętnie poddają się zniewoleniu, segregacji, tchórzą przed grypą i ustawiają w kolejce do igły dla wakacji w Chorwacji jest poniżające – mam gdzieś taką wspólnotę. Ta wspólnota za chwilę wstrzyknie mi przemocą COŚ, bo sra ze strachu przed „pandemią” w czasie której spadła w Polsce śmiertelność. Patriotyzm za którym stoi „wolna” Polska ludzi zniewolonych mnie nie interesuje. Polska rządzona przez kreatury w maskach mające poparcie większości mych rodaków i zabijające w imię „patriotyzmu” sto tysięcy Polaków odciętych od służby - pożal się Boże - zdrowia, nie wzbudza we mnie patriotyzmu.
Mimo radosnej atmosfery marszu szedłem smutny. Bo miałem odczucie, że jesteśmy samotni. Bo trzydzieści osiem milionów Polaków w miażdżącej większości nie miało pojęcia, że ja, oszołom z grupką podobnych mi oszołomów paraduję pod biało-czerwoną flagą ulicami Poznania. Bo trzydzieści osiem milionów Polaków po raz kolejny nie uznało za istotne by wyjść z domu dla sprzeciwu wobec zniewolenia. Albo nie miało na to czasu. Szliśmy przez morze obojętności. Zamilczani przez tzw. media, ignorowani przez tzw. naród. My zdrajcy. Jakim prawem powiewaliśmy barwami narodowymi? Naród to większość, a większość nakłada maski na każdy gwizdek zarządców „patriotyzmu”. Maski powinny być obowiązkowo biało - czerwone; dlaczego są niebieskie albo czarne jakieś?
Do domu, do Warszawy wracaliśmy autostradą. Co jakiś czas zauważałem tablicę z napisem „Autostrada Wolności”. Jak piękna nazwa! Pierwsze dziewięćdziesiąt kilometrów przejazdu kosztuje czterdzieści sześć złotych polskich. Dziesięć euro. To światowej klasy wynik. Zrozumiałem wreszcie dlaczego tak jest: za wolność trzeba drogo płacić. To pewnie też przejaw patriotyzmu.
Wróciliśmy wieczorem, zmęczeni. Po powrocie do domu jestem... szukałem słowa... przygnębiony trochę. Mało znajduję w sobie podniosłych myśli, nastroju biało-czerwonego.
Wszystkim z którymi wczoraj przeszedłem parę kilometrów przez Poznań jestem wdzięczny. Jesteście wspaniali – dziękuję Wam.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo