Ale nie o fotografii chcę pisać, choć jest elementem pomocniczym w temacie. Fotografuję otóż z lubością pewne szczególne obiekty architektoniczne, mianowicie charakterystyczne domy mieszkalne, te zwane chatami albo chałupami. Jeżdżąc po Polsce wypatruję takich, zwłaszcza opuszczonych, chylących się ku upadkowi, malowniczych w swej ruinie, rozpadzie… Fotografuję je z zewnątrz, ale próbuję też zaglądać do środka. Są przeważnie zaśmiecone, niekiedy strasznie, wręcz obrzydliwie, ale poza zgnilizną zniszczenia znajdują się tam ślady ich lepszej przeszłości, mebli, dekoracji – pozostałości po mieszkańcach i ich sposobie życia. Niekiedy ta odległość między życiem minionym, a aktualną dewastacją jest całkiem nieznaczna, liczona w pojedynczych latach, albo wręcz miesiącach. Im mniejsza, tym wyraźniej rozpoznać można niedawno minione realia.

Proszę zwrócić uwagę na detale, elementy „infrastruktury”. Miednica zamiast zlewozmywaka obok czajnika elektrycznego, „sprzęt utrzymania czystości” w sieni, węglowe piece, jakość stolarki okiennej i drzwiowej, struktura ścian i sufitów, podłóg, ich pokrycie, „elewacje” zewnętrzne, dachy, wychodki,… . Napisałem „wychodki”? Bywa, że nie ma i tego, że te sprawy załatwia się do wiadra … Przypominam: jest rok 2021, Europa, Polska. Żeby nie było wątpliwości: Polska okołostołeczna, ba, takie obrazki fotografowałem w granicach Warszawy. Napotkać je bardzo łatwo, w każdej prawie miejscowości, nie trzeba specjalnie szukać, penetrować zapadłych kątów, wystarczy jechać główną drogą.
Oczywiście nie jest tak, że te obrazy dominują. Jest dużo domów zadbanych, niekiedy zamożnych. Samochody, maszyny rolnicze, anteny satelitarne – jest wszystko, bywa, że imponująco wręcz. Niedaleko nowa szosa, autostrada. Obowiązkowo też w co drugiej miejscowości szczyt mody i europejskości: małpi gaj z przyrządami do ćwiczeń fizycznych (jeszcze nigdy nie widziałem, by ktoś tego używał). Szczyt idiotyzmu, prawdopodobnie finansowany z „funduszy europejskich”. Niekiedy nawet chodniki, kostka – tak, Polska wygląda nieźle, mam porównanie z Europą. Jednak skala rozpaczliwego zacofania, jeśli nie zamykać na to oczu, poraża. Poziom egzystencji tak wielu ludzi poraża. Ile jest tej rozpaczy w całej Polsce?
Odpowiem tak: a cóż innego robi owo państwo od trzydziestu dwóch lat po „obaleniu” komunizmu? Co robiło poprzednie czterdzieści parę lat gdy ustrój sprawiedliwości społecznej kroczył od sukcesu do sukcesu? Państwo już zrobiło, co umiało. Mamy ministerstwa i departamenty od każdej potrzeby socjalnej. Setki tysięcy biurokratów pochylają się nad ludem miast i wsi – i nie zdołali dostrzec tego, co ja tak łatwo zauważam? Zwrócę też uwagę, że nie za bardzo możemy proponować większe zaangażowanie szanownego państwa w pomaganie, bo ono już nie za bardzo ma skąd brać na to kasę. Opodatkowane jest już większość tego, co się rusza i nie rusza, zaczyna brakować pomysłów na nowe, „sprawiedliwe” daniny. Statystyczny Polak oddaje 70-80 procent swych dochodów dobroczynnemu państwu – nie da się już wiele wyrwać. Przypominam tym, którzy są nieobyci z wyższą matematyką, że operujemy, cholera, w przedziale stu procent. Nic więcej. Więc państwo stuka, że tak to ujmę, głową w sufit. Jak zbliżymy się do pełnej setki procentów to wrócimy do soczystego socjalizmu, a jakim sukcesem się kończył, może jeszcze kto pamięta…
Ja widzę wytłumaczenie stanu rzeczy tak oto, że ten obszar biedy, skostniałej przeszłości, rozpadających się domów, niemożności ich utrzymania czy modernizowania wynika po prostu ze stanu całego społeczeństwa. Jesteśmy niezamożni. Zamożność przestała rosnąć. Po wojnie budowaliśmy socjalizm, który doprowadził nas do nędzy, a potem, po chwili oddechu na początku lat dziewięćdziesiątych, zabraliśmy się do jego restaurowania. Polska nie miała czasu na budowanie zamożności powszechnej, tej która tak jest widoczna na Zachodzie. Siły witalne, przedsiębiorczość narodu są skutecznie paraliżowane, ludzie nie mogą dysponować swym dorobkiem, bo przejmuje go Urząd zwany państwem. Przeciętny obywatel żyje na styk, brak mu nadwyżki. Nie ma na trawniczek na podwórku, na nowy dach, płot, podjazd. Nie ma na „nadbudowę”, nawet tę najmniejszą. Nadbudowa bierze się z zamożności ogólnej, z dobrobytu powszechnego – ten jest zabrany przez monstrualne daniny. Ludziom trzeba najzwyczajniej zostawić ich pieniądze i dać szansę, by pobawili się sami swoimi zabawkami.
Takie to mi się nasuwają refleksje turystyczno – krajoznawcze z pięknej naszej Polski całej. O tym jest mój krótki fotoreportaż.
I zapewniam: mam takich zdjęć setki. I nie zawsze zgadniecie, które z obrazków pokazują domy zamieszkane, a które nie. I w większości wnętrz tych pierwszych zdjęć nie robiłem - z zażenowania.

Komentarze
Pokaż komentarze (38)