Oczywiście, że są. Można to wykazać na wiele sposobów, choć definiowanie głupoty jest oczywiście trudne i chyba nie ma możliwości by zrobić to w satysfakcjonujący sposób.
Czy ja jestem głupi? Oczywiście, że nie. Ktoś tak o sobie myśli? Niektórzy może i owszem, niektórzy nawet bez kokieterii, ale to prawdziwe wyjątki (i, kto wie, może to najmądrzejsi z nas). Reszta, tak jak ja, z całą skromnością i samokrytycyzmem, po prostu wie, że głupia nie jest - i już. Tylko nieraz zdarzy nam się powiedzieć: ależ byłem głupi - ale to zdarzenia incydentalne i żadną miarą nie mają świadczyć o głupocie „faktycznej”, a wyrażają jedynie irytację i złość na siebie.
Czy jak się nie jest głupim, to jest się automatycznie mądrym? Po namyśle doszedłem do wniosku, że takie pozornie oczywiste wynikanie niekoniecznie jest prawdziwe. Można chyba wyobrazić sobie stan pośredni: ani głupi, ani mądry. Zero między ujemnością i dodatniością rozumową. Tu jednak znowu pojawia się problem z definicją, to od niej zależałoby, czy taki stan neutralny daje się wykoncypować.
Kwestia mądrości i głupoty to znakomite pytanie dla filozofów i tak zwanych myślicieli, tak i mierzą się z nim od wieków. Jest to też rzecz codziennego, że tak się wyrażę, użytku. Chyba większość z nas używa sformułowań typu „ależ ci ludzie są głupi”, albo „no, nie wytrzymam, wszyscy powariowali” – rzecz jasna ci inni niż my. Na głupotę zżymamy się bezustannie: głupi jest szef, głupi są podwładni, głupi rząd i głupie przepisy. Zdarzają się też rzeczy mądre, np. mądre rady albo Polak po szkodzie, ale ludzi mądrych zasadniczo zaobserwować jest dużo trudniej niż tych niemądrych. Tak więc rozróżnianie mądrości od głupoty to nie lada temat, ma swe praktyczne zastosowanie i przydałoby się trochę w nim jasności.
Moje z nim zmagania przyniosły pewien efekt; stworzyłem na swój użytek definicję i oglądając ją z różnych stron widzę, że mi się podoba. Oto ona: mądrość to zdolność rozróżniania dobra od zła. I tyle. Albo nie, jeszcze coś: mądrość to rozpoznanie dobra i wybranie go, zdecydowanie się, by stanąć po jego stronie. Wybranie zła to głupota. Działa to zresztą w obie strony, bo, jak wskazał Akwinata, głupota jest grzechem.
Pozostaje dla mnie pytaniem otwartym, czy mądrością jest już samo poszukiwanie dobra (lub zła), czy też dopiero jego rozpoznanie. Skłonny jestem przychylić się do sądu, że podejmowanie wysiłku w tym kierunku jest przynajmniej warunkiem mądrości. Jest nim też zdolność do zmiany stanowiska pod wpływem nowych danych (których też trzeba poszukiwać i zdobywać się na ich ocenę). Mylić się ludzką jest rzeczą, jednak, zwłaszcza w sprawach tyczących rzeczy ważnych – a zło i dobro są ważne – nie możemy ustawać w poszukiwaniach i musimy umieć przyznać się do błędu. Trwanie w mylnym osądzie wbrew istotnej wiedzy charakteryzuje durniów i jest to jedno z moich najważniejszych życiowych odkryć – i doświadczeń.
Wychodzi mi więc na to, że pojęcie mądrości i głupoty nierozerwalnie związane jest z moralnością. Dlatego uczony zatopiony z sukcesem w badaniu grup topologicznych, a nierozumny w znaczeniu o którym piszę, jest „zaledwie” inteligentny (albo i genialny) i mądrzejsza może być od niego babina na przyzbie po trzech klasach szkoły elementarnej.
Przykładam sobie tę moją definicję do świata wokół, do ludzi i ich czynów, do siebie samego wreszcie i sprawdza mi się. Nazywam głupcami właściwych osobników i nie zmyla mnie kanalia o bystrym umyśle, czy naukowe tytuły przed nazwiskiem. Rozpoznałem też jak wiele razy w życiu byłem głupcem i niepokoję się na ile trwam w tym stanie. Odnośnie zaś pytania o to, czy stajemy się mądrzy już na drodze poszukiwania dobra, czy też dopiero u celu i czy pomiędzy mądrością, a głupotą jest stan pośredni, moralnie i rozumowo obojętny: cóż, na zdecydowaną odpowiedź jestem po prostu za głupi.
Inne tematy w dziale Rozmaitości