Jeden z moich krewnych jest ratownikiem medycznym w dużym mieście. Znaczy, znajduje się na pierwszej linii medycznego frontu. Od lat.
Ratownicy to ci, którzy przyjeżdżają do nas karetką, gdy jest bardzo źle, gdy minuty mogą decydować o życiu. Cholernie ciężka i odpowiedzialna robota. Cholernie potrzebna. Każdy z nas może mieć przykrą konieczność bycia zależnym od ich pracy, ich kompetencji, zaangażowania. Przeczytajcie dwa sms-y od niego, wysłane w odpowiedzi na pytanie, jak tam po dyżurze (treść dosłowna):
Właśnie wróciłem, jakoś mi się udało, ale od wczoraj od godz 12:30 na (... tu nazwa ulicy) przed SOR stoi karetka. Już 3 razy była zmiana zespołu i właśnie pacjentka dostała udaru a oni dalej nie chcą ich wpuścić, a przed nimi eska z niewydolnością krążenia kolejkę wyprzedził tylko 3 zespół któremu się pacjent zatrzymał i po 15 minutach reanimacji w karetce ich wpuścili do szpitala.
Dzisiaj od nas jeżdżą dwa zespoły, wczoraj realizowali o 19 wyjazd z 15. Cały inny oddział pogotowia w kwarantannie.
Na wszelki wypadek, dla tych którzy mogą nie znać nazewnictwa: SOR – Szpitalny oddział ratunkowy , eSka - ambulans S, reanimacyjny używany w stanach zagrożenia życia.
Chcę się upewnić czy dobrze odczytujecie treść przekazu. „Od wczoraj od 12:30” – tak, to znaczy, że karetka czeka co najmniej od kilkunastu godzin i pacjent mimo udaru nie jest przyjmowany na SOR. Przed nimi ambulans S, reanimacyjny, czyli czeka jeszcze dłużej. Karetki wyjeżdżają z czterogodzinnym opóźnieniem - nic dziwnego, cały inny oddział pogotowia jest wyłączony, bo został zamknięty na kwarantannie.
Czujecie sprawę? Jesteśmy w Polsce, rok dwa tysiące dwudziesty.
Jak myślicie dlaczego te karetki stoją tam, przed szpitalem po kilkanaście godzin? Czy szpital pęka w szwach od setek ofiar potwornego wirusa? Wolne żarty. To nie jest szpital jednoimienny. Ten szpital po prostu boi się wirusa. Szpital zamknął się przed karetkami z umierającymi ludźmi, bo w kartkach może być wirus! Bo takie są procedury!
Ile takich karetek stoi w każdej chwili w Polsce?
Jak wiele osób umiera każdego dnia w takich okolicznościach? Ile z nich umrze za dzień, dwa, bo pomoc przyszła za późno?
Ile z ofiar „służby zdrowia” - przepraszam za ponurą kpinę tkwiącą w tej nazwie - zostanie zakwalifikowanych jako ofiary wirusa, bo przed śmiercią zdążą mieć pozytywny wynik testu? I zostaną użyte do statystyk nakręcających histerię?
Czytałem doniesienia z Włoch, gdzie mówi się o „piekle na pogotowiach”, o tym, że „setki karetek są zablokowane, bo szpitale nie są w stanie przyjąć przywożonych pacjentów” - dokładnie tak jak u nas, prawda? W Polsce można sprokurować dokładnie taki sam news. I tak są właśnie formułowane, tak rośnie „pandemia” i wionący grozą jej obraz. Taki przekaz trafia do tzw. społeczeństwa i tzw. społeczeństwo czyta ten przekaz na sposób jakiego chce ich twórca: fala ofiar wirusa zalewa szpitale.
Prawda jest cokolwiek inna: to biurokratyczne procedury i absurdalne wytyczne zalewają szpitale i zamknęły służbę zdrowia, która stała się służbą strachu przed koronawirusem i służbą zaniechania leczenia wszystkich innych niż chorych na Covid – tych zresztą również. Lekarze i szpitale zachowują się jak żołnierze, którzy zdezerterowali bo dowiedzieli się, że przeciwnik ma broń i może z niej strzelać. Wystarczy przeczytać jeden, niedługi sms, by zrozumieć dlaczego „szpitale nie są w stanie przyjąć przywożonych pacjentów”. Szpitale są zamknięte bo "żołnierze zamknęli się w koszarach". Pogotowie nie działa bo karetki stoją po kilkanaście godzin przed szpitalami, a cała ekipa z innego oddziału nie jeździ do potrzebujących, bo jego pracownicy czekają, by dowiedzieć się czy nie zaatakuje ich bezobjawowa choroba. Pandemia głupoty i niekompetencji szaleje. Czy aby tylko niekompetencji?
Inne tematy w dziale Rozmaitości