W niezliczonych doniesieniach i komentarzach o Sami Wiecie Czym brak mi elementu, który wydaje się szalenie istotny i widoczny jest gołym okiem. Dla mnie jest wręcz porażający, bo dzień w dzień, po wyjściu z domu doznaję czegoś na kształt wizualnego uderzenia, a zaraz potem przygnębienia i bezsilnej pasji. Rozlewa się to we mnie destrukcyjnie i zatruwa, pozostaje na duszy jak szary, smutny cień.
Starzy ludzie. Oni wywołują to coś, oni wygenerowali mi to, co chyba nazywa się traumą (bardzo nie lubię tego nadużywanego słowa), mam bowiem wrażenie stałego stanu depresyjnego. Gdy tylko wydaje mi się, że jest trochę lepiej, że dzień słoneczny i letni poprawia samopoczucie, znowu na ulicy staję twarzą w twarz z tym widmem i znowu uderzenie, szok. Co dopiero gdy wejdę do sklepu, albo, nie daj Bóg, kościoła (o, cóż za dramatyczny, jakże dodatkowo przygnębiający, paradoks mi się wyłonił): starzy ludzie z zakrytymi twarzami.
Stary człowiek i maska. To jest źródło traumy. Też to widzicie? Też Wam się zdarza przemożna chęć by podbiec, zerwać tę szmatę z twarzy kuśtykającej, pochylonej kobiety, szurającego nogami staruszka? Maleńkiej babci pochylonej nad sklepową półką w mozolnej próbie rozpoznania promocyjnego mleka, grzebiącej w zamrażarce w poszukiwaniu jakiejś mrożonki? Nie uderza Was małżeństwo wspomagające się przy supermarketowym wózku w powolnej podróży między regałami z zawiązanymi, dosłownie zakneblowanymi twarzami, zaparowanymi okularami? Mnie się zdarza. Niekiedy podchodzę, łagodnym głosem staram się – a trudno mi to przychodzi bo jestem raczej cholerykiem – zagadnąć coś o tym, że nie musi Pani/Pan nosić tej maski, nie musi skoro to utrudnia oddychanie, funkcjonowanie. Nie musi, bo się Pani osłabia, odbiera sobie tlen, skraca życie. Proszę się nie bać, nikt Pani nic nie zrobi, nie wlepi mandatu, zwłaszcza Pani, osobie w podeszłym wieku.
Różne są reakcje. Niezrozumienie, pusty wzrok, milczenie. Ewidentny strach. Bywa zdziwienie, nawiązanie rozmowy, dalsze wyjaśnienia. Bywa niedowierzanie co do moich dobrych chęci, podejrzliwość. Ale i ulga, wdzięczność. Uśmiech – i zdjęcie cholerstwa, złapanie oddechu, podziękowanie. Moja żona nazywa to ratowaniem życia. Mówi: uratujmy jedno życie dziennie, pomóżmy jednej, starszej osobie choć trochę zmniejszyć strach, by mogła przestać dewastować sobie procesy oddechowe, utrudniać i tak uciążliwe chodzenie, wszelkie codzienne wyprawy poza dom.
Spyta ktoś czy ja nie robię czegoś złego, bo przecież zagrożenie, wirus, śmierć… Odpowiem tak: nawet jeśli zagrożenie jest realne – a jestem pewien, że nie jest – to nawet wtedy przypadek ludzi starszych totalnie nie podlega procedurom maseczkowym. Od samego początku histerii podkreśla się, że to oni są najbardziej narażeni, o nich trzeba się troszczyć, im zagrażają młodsi. I jeśli ktoś ma nosić maski to ci, którzy na starszych mogą kaszleć a nie na odwrót. Nawet oberminister S. dlatego maski nie nosi, bo, jak tłumaczył, maski są dla tych co mają objawy, chrychają, plują "śmiertelnym posiewem". Seniorzy nie są kimś takim, są zagrożeni a nie zagrażają. Gdyby mieli potwornego wirusa to by przecież ekspresowo uśmiercił stare, słabe organizmy. Ich maski nie chronią, maski ich, dosłownie, zabijają. Nie mówiąc o utrapieniu jakie stanowią, jaką są, gołym okiem widoczną, torturą. Oni są maseczkami umęczeni, upokorzeni, dodatkowo zastraszeni. I poza strachem przed „zarazą” bardziej nawet boją się policji i nakazów. Trzeba to noszą, choćby ich to miało zwalić z nóg.
Pytam się wstrząśnięty, oburzony, nie mogąc uwierzyć w to co widzę: jak można było do tego dopuścić? Jak można było to spowodować? Jak to możliwe, że ministerstwo „zdrowia” (cóż za buńczuczne określenie!) nie próbuje ich uspokajać, ratować, wspomagać telewizyjnymi komunikatami o ich potrzebach i prawach? Przecież zapis z przesławnego rozporządzenia o tym, że „obowiązku… nie stosuje się w przypadku osoby, która nie może zakrywać ust i nosa z powodu stanu zdrowia” dotyczy z definicji osób starszych. Im wszystkim stan zdrowia nie pozwala na kneblowanie się!
Pytam się lekarzy, tych funkcjonariuszy ministerstwa: co robicie by pomóc seniorom? Czy w trakcie uprawiania „telemedycyny” uspokajacie, uświadamiacie, zalecacie by się nie dali udusić? Czy zamknięci i odizolowani od tych, którzy waszej opiece podlegają wywieracie presję na, tfu, decydentów? Czy litujecie się nad nieszczęsnymi, umęczonymi ludźmi? Podchodzicie do nich na ulicy, w sklepie, kościele i uświadamiacie (bycie lekarzem to wszak misja, powołanie, nie tylko zawód jak każdy). A co na to Wy, moi rodacy? Ci niebojący się i ci zestrachani, zamaseczkowani, młodzi, silni, zupełnie niezagrożeni, bo to starzy umierają – zabijemy ich strachem, zgnębimy, udusimy w rzekomej trosce?
Mam pogardę dla tego systemu, gdzie tak nikczemnie potraktowano seniorów, nasze mamy i ojców, babcie i dziadków. Mam pogardę dla systemu zabijającego zaniechaniem, sianiem strachu i upokorzenia. Obojętnego na wszystko poza epatowaniem „wykrywalnością wirusa”, która nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek zachorowalnością, nie mówiąc już o śmiertelności. Panie premierze, panie prezydencie, ministrowie, dyrektorzy departamentów, urzędnicy, funkcjonariusze sanepidu: zaprzestańcie zabijania starych ludzi, tego zabijania natychmiastowego przez miliony nieodbytych zabiegów, operacji, porad i tego odłożonego w czasie przez powolne niszczenie ich zdrowia. Hańba wam.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo