Wczoraj była niedziela. Niedziela to dzień relaksu, ale także odwiedzin. Te okazały się niezwykle owocne, bo wzbogaciłem się o przecier z buraków i dwa słoiki ogórków kiszonych. Co to znaczy dla postownika, wiedzą inni, którzy pościli bez tego.
Co jadłem?
Śniadanie: Tarta marchewka + kiwi. To już tradycja.
Obiad: Sporo warzyw z parownika: marchew, pietruszka, cebula. Dekoracyjnie dynia. Do picia: szklanka herbaty z pokrzywy i pół szklanki herbaty z mięty.
Po obiedzie: Litr przecieru pomidorowego. Bio, eko, bez jakichkolwiek dodatków. Pycha.
Kolacja: 3/4 Grapefruita z cynamonem. Małe jabłko „pieczone” na parze z cynamonem.
Jak się czułem?
Chyba powinienem swój stan określić jako ulga. Wszystkie przedpostne mechanizmy i zdolności wróciły na swoje miejsce. Wykonałem marsz dwa razy po pięć kilometrów po ciężkim, śliskim podłożu – zero problemów czy zmęczenia. Na piętro wszedłem znów po dwa schodki, a wieczorem do domu zmierzałem już ewidentnym kłusem (lekkim biegiem) chyba z powodu tego przecieru :).
Właściwie, to gdy tak szedłem po tym śniegu – w sumie 10 km 2,5 godziny, to poczułem się jak po coca-coli. Może pamiętacie to wrażenie, gdy człowiek wypije kilka łyków tego zimnego napoju i czuje jak automatycznie wszystko w środku robi się jaśniejsze, lżejsze, myśli lotniejsze, nastrój lepszy. W zasadzie dokładnie te same wrażenia miałem, brnąc drogą do domu w styczniowe popołudnie po obiedzie z uparowanej marchewki i pietruszki. Dziwne!
Może to jest tak, że te rzeczy, jak coca-cola, to są narkotyki. No oczywiście nie takie ciężkie jak koka czy hera, ale jednak narkotyki. To znaczy, że zastępują pewne naturalne w nas mechanizmy, dają dawkę przyjemności i… uzależniają nas. Od właśnie tej przyjemności, którą osiągamy następnym razem poprzez ponownie sięgnięcie po ten „środek”. Gdy go odstawimy, czujemy się źle, bo przez jego używanie, stłumiliśmy nasze naturalne procesy dające nam podobne wrażenia i zostaliśmy „na lodzie”.
Nie ważne. Ważne, że to siódmy dzień mojego jednodniowego postu, więc wypada napisać podsumowanie:
1. Głód w poście nie istnieje. Jeśli nigdy drogi czytelniku i czytelniczko nie pościliście w taki intensywniejszy sposób, to będziecie mieć wrażenie, ba pewność, że ten facet musi być głodny. No bo przecież „nic” nie je. Dla osób, które nie spróbowały, głód jest podstawową obawą, przed tym żeby spróbować. Mówię jak jest – nie będziecie czuć żadnego głodu. To się wyłącza po pierwszych dwóch dniach i spokój. Autentycznie!
2. Warto popościć. Warto z wielu względów. Po pierwsze, bo to jest inaczej. Jak chcecie by było tak samo, to nie pościjcie. Jak chcecie poznać coś nowego, to warto. Po drugie, bo – przynajmniej w takim zakresie jak mój – jest to bezpiecznie. Nic sobie nie zrobicie a wrażeń cała masa ???? Po trzecie, bo przekonacie się z doświadczenia, jakim śmiesznym mechanizmem jest wasze ciało. To naprawdę niezwykłe doświadczenie. Po czwarte stracicie trochę kilogramów. To akurat nie jest moim celem, ale witam to zjawisko z zadowoleniem.
3. Możliwe bardzo, że skutki postu są także terapeutyczno lecznicze. Jest wiele świadectw na ten temat. Ja nic tu powiedzieć nie mogę, bo niczego takiego nie zaobserwowałem i nie zaczynałem postu z zamiarem skorygowania jakiejś dysfunkcji organizmu. To nie wiem.
4. Post warzywny Dąbrowskiej najlepiej robić na jesieni! W zimie warzywa są drogie, z daleka albo z chłodni, albo ze sztucznej hodowli. Lepiej jesienią.
5. Nieocenione są „grupy wsparcia”. Z tymi grupami w ogóle dziwna sprawa. Ludzie po prostu się wspierają. Za friko. Z dobrej i nieprzymuszonej woli. To jakby odwrotność wyścigu szczurów, w który zamienione zostało życie, gdzie jeden drugiego stara się prześcignąć w każdy – nie ważne jaki sposób. Często brutalnie, oszustliwie, podławo, byle naprzód, byle więcej do siebie zagarnąć. Więc te grupy – złota rzecz. Zawdzięczam osobom na nich i ssanie angielskiego ziela jako antidotum na nudności i najlepsze na świecie jabłko z cynamonem i wiele, wiele innych rzeczowych i praktycznych porad, które pomogły mi, bądź umiliły, w poście. Polecam jedną z nich {LINK}. Fajni ludzie, super prowadząca, zestaw b. pomocnych informacji dla początkujących.
I to by było na tyle. Zakwas prawie gotów, bardzo ciemno czerwony. Kawaleria w postaci kiszonych ogórków wreszcie po tygodniu poszczenia przybyła z odsieczą. Ochota do życia i hmm hmm… nie tylko – mowa oczywiście o trudnych wyzwaniach – wróciła ????
Życie jest piękne. Tylko to piękno musi się zaczynać w nas. Nie ma innego wyjścia. Myślę, że poszczenie może temu pomóc. Bo zmienia się perspektywa, bo człowiek poznaje lepiej siebie, czego wszystkim czytającym życzę, zaczynając niechcący swój nowy – jednodniowy post.
-----------------------------------------------------------------
Mój post od początku:
dzień 1 {LINK}
dzień 2 {LINK}
dzień 3 {LINK}
dzień 4 {LINK}
dzień 5 {LINK}
dzień 6 {LINK}
Inne tematy w dziale Rozmaitości