
– Życie jest po to, aby z niego korzystać – oznajmiła mi z nutą satysfakcji koleżanka z pracy. Młoda, ładna, rodzina, dziecko, praca. Wiedziała, o co chodzi. Jej mąż też to wiedział, rok później zostawił ją dla innej, tym razem blondynki.
Człowieka charakteryzuje kilka cech, między innymi przemijalność. Jednocześnie jesteśmy jej – na ogół – świadomi i tę świadomość – na ogół – usuwamy z pola widzenia, zajmując się tym, tamtym i jeszcze owym. Dlaczego torpeda?
Torpeda ma jakiś cel, radar, mechanizmy korekty toru poruszania się i silnik, który ją napędza. Proste. Gdy zbacza z toru „odczuwa” „przykrość”, więc koryguje kurs, aby trafić w cel, gdy porusza się w stronę celu „odczuwa spokój” i po prostu sobie zasuwa. Tak samo rakieta samonaprowadzająca. Ostatecznym celem torpedy czy rakiety jest dotrzeć do celu. Potem, eksplodować. Gdy torpeda straci cel z wiązki swojego „radaru”, gdy go „nie widzi”, zaczyna wariować. Pędzi nie wiadomo gdzie. Jej mechanizmy sterujące, dające jej „odczuć” jej „stan”, miotają nią we wszystkie strony, gdy znajdzie coś, co cel na chwilę zastąpi, przez moment jest „dobrze”, ale to moment i znów dobrze „wie”, że jest źle.
Tak jest z człowiekiem. Mamy gdzieś w sobie wbudowane mechanizmy, ty i ja. Efekty ich działania odczuwamy jako spokój i niepokój, szczęście i depresję, potrafimy te stany opisać rozmaitymi słowami, nie potrafimy ich anulować. Jak torpeda, mamy swój cel. Co to za cel? Coś, co sami odczytamy jako wartość. Najwyższy cel, posiada wartość najwyższą. Stąd może być ich więcej niż jeden, ale żaden nie może zaprzeczać tym wyższym, bardziej wartościowym.’
Czy masz cel? Konkretny. Teraz. Czy chwilowo – cel jest „niepotrzebny”, więc… życie jest po to, aby z niego korzystać? Gdy tracimy „z radaru”, z oczu, cel, nasze wewnętrzne mentalne mechanizmy sterujące dają nam znać: „Coś jest nie tak”. „Chybisz celu”. „Będzie katastrofa”. Gdy ten cel odnajdziemy z powrotem i zaczniemy do niego dążyć, wszystko „wróci na swoje miejsce”. Czy nie jest tak, że samobójcy to ci, co stracili cel w życiu? Nie ma do czego dążyć albo nie da się do niczego dążyć. Poczucie bezcelowości albo poczucie bezradności to może dwa najbardziej dewastujące psychikę człowieka doświadczenia.
Odczuwany ból trzeba zastąpić, zaklajstrować, wziąć „środek przeciwbólowy”, cokolwiek, co odwróci uwagę od tego dojmującego poczucia cierpienia, które trzeba zepchnąć do podświadomości, zagłuszyć czymkolwiek, odwrócić się do… alkoholu, egoizmu, narkotyków, elektronicznych ekranów, żarcia, krzywdzenia, pogardy, nienawiści i przyjemności, do wyboru. Kupimy każdą podsuwaną nam racjonalizację, która „wyjaśni”, że mamy rację, że to świat albo inni są źli, że nam się należy pozytywne życie, bo ono jest po to i my jesteśmy po to, żeby z niego korzystać.
Pozytywne „odczucia” torpedy biorą się z jej dążenia do celu. Człowiek jednak, dzięki swojej samoświadomości, może zacząć dążyć do pozytywnych odczuć! Może chcieć „oszukać mechanizm istnienia”, przechytrzyć naturę. Dzięki swojej genialności to mu się udaje. Do pewnego momentu, czuje się coraz lepiej i w sposób nieporównany. Potem musi zakrywać dyskomfort, zagłuszać wyjące systemy alarmowe.
Więc może warunkiem szczęścia jest posiadanie celu i dążenie do niego. To może być cel bardzo przyziemy, doraźny, jakiś projekt, który zainicjujemy, ktoś zbuduje stół, napisze program, stworzy grupę zapaleńców, osiągnie dany stopień, wychowa dzieci. Gdy cel jest na widoku, konkretny, a nie rozmyty, gdy w trudzie, to wbrew pozorom też ważne, robimy do niego stale krok za krokiem, widząc, że się poruszamy, że cel jest osiągalny, wtedy w człowieku pojawia się dawno zapomniane poczucie satysfakcji, spokoju, spełnienia.
Dlaczego plemnik? W tytule. A dlaczego życie? Czym jest i jaki jest jego cel, albo cel tego, kto/co, owo życie napędza, tworzy, uruchamia? O życiu powiedzieć możemy jedno – rozwija się, mnoży się, tworzy coraz bardziej doskonałe swoje formy. Zarówno rakieta jak torpeda jak i plemnik w efekcie dążą z zapałem do swojej anihilacji, można powiedzieć – śmierci. To jest ich celem. Różnica jest taka, że anihilacja plemnika jest źródłem nowego życia. Plemnik dąży do celu, gdzie nieuchronnie swoje życie utraci, dotrze do komórki jajowej, ta się na niego otworzy, a on w niej przestanie istnieć. Tak jak my, w formie w jakiej istniejemy – przestaniemy istnieć. Ale plemnik zrobi wszystko, by tak się stało. Bo jego utrata istnienia jest potrzebna. Potrzebna do tego, by powstało nowe życie. Jest tylko i aż, ogniwem w tym nieopisanym łańcuchu, jakim jest proces życia. I my też być może, jesteśmy takim niezwykłym ogniwem w cudzie, który istnieje – w Życiu.
Możemy swoje życie próbować „zachować dla siebie”. „Nie umrzeć”. Czyż nie to jest deklarowanym i ściganym przez wszystkich plutokratów świata celem? „Świat” już wyszydził słowa Nauczyciela z Nazaretu „Kto chce zachować swoje życie, straci je”. Tak samo zresztą, tylko ciszej, unieważnił spostrzeżenia Gutamy: „Przyczyną cierpienia jest przylgnięcie, także do życia”. Świat wysyła ku nam codziennie wielką salwę błyszczących flar. By odwrócić nasz wzrok, od jakiegokolwiek celu poza wskazywanymi przez zdegenerowane media. Tam, na scenie, w tworzonym przez nie świecie, gdzie wszystko na nas „czeka”, gdzie „wszystko się nam należy”, w błocie użycia, wyżycia, pogardy, nienawiści, frustracji i mocnych wrażeń, mamy rozgrywać swoje życie, prowadzić swoje trajektorie. Na rosnący ból i wycie naszych „mechanizmów sterujących” przyjmować musimy częściej i silniejsze dawki „przyjemności”, bo bez nich, życie staje się nie do zniesienia.
Bo – jak uczy buddyzm – wszystko przemija. Przemija nasze życie. Ale Życie, jak uczy chrześcijaństwo – nie przemija. Wypala się nasze paliwo i w pewnym momencie nastąpi koniec trasy, albo w dążeniu do pozytywnych wrażeń, albo w dążeniu do celu. Jesteśmy tu po to, by w tkaninie życia wpisać, wpleść nowy wątek, nasz wątek. Każde nasze przeżycie, myśl, słowo, nasze błędy, działania, osiągnięcia, nasze życie – współtworzy Życie. Jesteśmy tu potrzebni. Bierzmy się w garść, akceptujmy ból i cierpienie, bo one są informacjami czy jesteśmy na właściwej ścieżce. Trudźmy się, a gdy okazja cieszmy się. Postawmy sobie cel. Zróbmy w jego kierunku krok. A potem następny. Życie jest większe od nas. Nie istniejemy z własnej woli. Ono – tu wierzący używają słowa Bóg – nas na ten świat przyniosło, obdarzyło tą niesamowitą formą istnienia jaką jest życie człowieka, Jemu możemy się zawierzyć, gdy już do swojego celu dotrzemy. Każdy inny wybór będzie przeciw Niemu, choć teoretycznie dla siebie. Ale już na bieżąco widać, słychać i czuć, jeśli wzroku, słuchu i odczuć na zagłuszymy wściekłymi bodźcami, że Życie chce – przy naszej pomocy, ale także i dla nas – czegoś więcej.
Cel to początek. Trud jest dobry. Dążenie do celu rodzi pokój, niesie poczucie szczęścia. Wszystko jest na swoim miejscu, wtedy gdy właściwie się porusza.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo