- Państwo Polskie w sensie instytucji nie miało miejsca, co dobrze wyjaśnia rozbiory.
- Nieokiełznana władza i chciwość, niszczy społeczeństwa i prowadzi je do upadku.
- Polskie cwaniactwo, kłamanie, dekowanie się i indywidualny egoizm, nie były "przywarami charakteru", tylko zachowaniami niezbędnymi do przetrwania w stworzonym większości ludności - para-gułagu.
- Dziś sytuacja w skali świata się powtarza. Populacja jest ogłupiana i łupiona. Ogłupiana, aby była bezwolna i faktycznie jest pasywna i bezwolna, i głupia coraz bardziej. I znów jakaś tam grupka o nieokiełznanej chciwości robi, co chce, tylko problem w tym, że nie potrzebuje już rąk do pracy, jak to wróży współczesnym "chłopom" - nie trzeba tłumaczyć.
W chacie zazwyczaj nie było pieca. Te wystawione w skansenach chłopskie niby domy, z piecami wykładanymi białymi kafelkami to bajka, fikcja, wyjątki najbogatszych chłopów, ułamka, ułamka chłopskiej ludności Polski. "Kurna chata" - zna każdy Polak. Kurna chata to chata bez pieca, bez komina. To gdzie się paliło? Na środku było podwyższenie. I tam było palenisko. A dym? Czasem była dziura w dachu, a poza tym przez szczeliny pod okapem, a w ogóle uważano, że zadymione wnętrze domu to dla zdrowotności.Więc tak się żyło.
Podłogi też nie było. Podłogą była ziemia. Nie było też fundamentów, więc wilgoć była, ale... podania historyczne głoszą, że każdy polski chłop, przynajmniej w okresie późniejszym miał jednego służącego.
Szlachta uważała się za Polaków. Chłopów nie uważała za Polaków. Jak któryś się podał za Polaka, to był bity, póki zrozumiał, że nie jest. Bity był, jak nie poszedł odrabiać pańszczyzny, czy w ogóle za wszystko, co nie tak. Były też metody łagodniejsze, opisywane w szlacheckiej literaturze jak sobie radzić z opornymi chłopami. Np. doradzano wyjęcie takiemu z chaty okien na zimę. Prawda? Zmotywuje się człowiek.
Więc szlachta uważała chłopów za inny typ ludzi. Fakt - nie myli się, niepiśmienni, często prymitywni i głupi. Zadaniem chłopa była praca dla pana. Zadaniem pana było spędzanie wolnego czasu. Chłopi byli po prostu siłą roboczą. W XVI wieku płacili podatki, czynsze no i weszła pańszczyzna, żeby tych czynszów nie podnosić. Przyjdziesz jeden dzień w tygodniu, popracujesz, nie podniesiemy czynszu. Ponieważ to był złoty wiek Polski, zboże rosło i się sprzedawało, dawało się jakoś wytrzymać. Ale potem przyszła bieda. Spadły plony. Wojny. Przyjdziesz dwa dni w tygodniu - powiedzieli chłopowi. To nie było na osobę tylko na chatę, rodzinę, gospodarza. Ale w następnym pokoleniu, to wiesz co, to przyjdziesz 3 razy w tygodniu. Robota zaczynała się od wschodu słońca i trzeba było być o tej porze na folwarku, bo jak nie to bicie i temu podobne. A do folwarku było parę kilometrów. To wstać trzeba było grubo przed wschodem i w nocy iść. Potem do zachodu praca pod okiem jakiegoś dozorcy, co potrafił biczem, jak nie tak. Ale w następny pokoleniu - to przyjedziesz 4 razy w tygodniu. Sprawa zaczynała być problematyczna, bo chłop miał do obrobienia i własną ziemie i zwierzęta do wykarmienia. Potem przyszło 5 dni. Idź tam i haruj. A jak nie, to cię pobiją. Zakują w te dyby i będziesz tam w pół stał, w pół wisiał, zgięty, na rynku. Abo ci te okna wyjmą, albo...
A jak wrócisz, to będziesz do niczego jak się narobisz. W XVIII wieku doszło do 9 dni pańszczyzny na tydzień. Tak. Dziewięciu. Wiesz już do czego chłopu był "służący"? Do przeżycia. Żeby go wysłać na pańszczyznę na przykład. A i to za mało. To może dzieci. Wysłać. A jak samemu, to cholera trzeba się próbować obijać. Może coś się "zepsuje" i trzeba pójść do lasu, żeby jakiś kołek wystrugać. Trzeba kłamać, oszukiwać, nie dać się zajeździć. Trzeba jakoś przeżyć w tej chacie. Pod okiem tego pana. A panowie zbierali się na sejmach i sejmikach, gdzie podstawowym tematem wcale nie były tematy państwowe, rozmawiano o "zbiegostwie". To było najgorsze przestępstwo jakie chłop mógł popełnić. Zbiec z majątku. Jak go złapali, a nie zawsze się to udawało, to go karali, ale nie zabijali, bo to była żywa siła robocza. Siła która zapewniała dostatnie życie szlachcica. Więc mu podcinali ścięgna, żeby mógł chodzić, ale już nie biegać. Ucinali mu uszy, albo nos, albo coś na czole, żeby od razu było wiadomo. Więc uciec był trochę strach. Można było do miasta albo drugiego szlachcica. Zamienił stryjek siekierkę na kijek.
Najśmieszniejsze było to, że w owych czasach państwo polskie istniało - uwaga zbieżność terminologiczna - teoretycznie. To znaczy istniał król. Czasem nawet jakieś wojny się toczyły. Ale nie istniało państwo w formie instytucji, jednolitej i spójnej władzy, w formie systemu władzy i prawa. Szlachta uniezależniła się od państwa. Szlachcic nie płacił podatków. Administracja państwowa na obszar typu województwo liczyła z 10 słownie (dziesięć) osób. Szlachcic z chłopem mógł zrobić wszystko. Chłop mógł się poskarżyć, ale tylko w dobrach kościelnych lub tzw. królewszczyźnie, ale tam tylko dlatego, że ani kościół ani król nie uprawiali ziemi, tylko powierzali ją dzierżawcom, więc zrobiono na tych ziemiach mechanizm wnoszenia skarg przez chłopów, aby wiedzieć czy dzierżawca nie przesadza przypadkiem i nie prowadzi to do jakiejś katastrofy.
Ciekawe było to, że nie istniała policja i pytanie, co się działo, gdy sąd wydał wyrok, że na przykład jednak jeden szlachcic drugiemu zawinił, ukradł, przywłaszczył itp. Wtedy, pokrzywdzony dostawał taki wyrok na piśmie i... zbierał "kupę", ludzi, innych chętnych i... ku...wa ostatni zajazd na Litwie! Po prostu urządzano napaść w celu wyegzekwowania prawa. Chłopa? Swojego chłopa? Szlachcic mógł nawet zabić, choć oczywiście byłaby to skrajna głupota i lepiej utrzymać go przy życiu. Stąd też wdowy na wsi, wdowami były nie dłużej niż miesiąc, dwa. Musiały raz dwa trzy wychodzić za mąż ponownie, za kogokolwiek, kto miał dwie ręce do roboty, bo jak nie, to na żebry. Więc dokumenty z epoki, licznie wskazują na takie szybciutkie ożenki.
Szlachta dbała o to, żeby chłopi byli głupi i "nieogarnięci", bo takimi łatwiej rządzić, bo takich łatwiej wykorzystywać, bo przecież - nie byli Polakami. Więc gdy całe to państwo z tektury zniknęło, bo go faktycznie nie było, a istniało - trochę jak dziś - teoretycznie, to chłopi stawiali kamienne pomniki - krzyże. Komu te pomniki? A no cesarzowi Austro-Węgier, a no - nie wolno mówić, ani przypominać - ruskiemu carowi, w podzięce za wyzwolenie od Polaków, za uwłaszczenie. Oto jeden z nich, krzyż wdzięczności dla cara ufundowany przez chłopów.

Chcesz wiedzieć jak wyglądała prawda o historii narodu polskiego, a nie szlachty? Oto 27 kwietnia 1889 r. na błoniach jasnogórskich w Częstochowie odsłonięto pomnik Aleksandra II Romanowa „Cara-Wyzwoliciela”, mający oficjalnie stanowić wotum wdzięczności polskich chłopów za uwolnienie z pańszczyzny i uwłaszczenie". Taka prawda. Wytarta. Unieważniona i zapomniana.

Szlachta, która roztrwoniła państwo, potem spłynęła krwią z powstaniach, w końcu doszła do wniosku, że potrzebuje chłopów. Wincenty Witos tak z kolei relacjonował odczucia chłopów w obliczu perspektywy odradzania się państwa polskiego:
"Chłopi bali się Polski niesłychanie, wierząc, że z jej powrotem przyjdzie na pewno pańszczyzna i najgorsza szlachecka niewola"
Jednak szlachta nie miała wyjścia. Musiała chłopów dokooptować do narodu. I tak chłopi też stali się Polakami. Ale to dopiero pod koniec XIX wieku i na początku XX. Historię napisali przedstawiciele szlachty, jak to się troszczyli, jak to Polacy są razem, jak to ojczyzna wymaga. I wreszcie na szczęście, zaczął powstawać właściwy naród polski, którego wcale nie było przez całe wieki.
Można by pomyśleć, że Juval Harari odkrył Amerykę, gdy wypowiedział swoje credo, że człowiek jest tylko sterowalnym zwierzęciem. Że różne Szwagejtsy, Sorazony, elitykiero-bankierzy, cała ta śmierdząca śmietanka polityczno-biznesowa, traktująca nas - większość - jako wsad, jako rzeczy w procesie produkcji ich dostatku, jako ludzi niższego gatunku, wydawać się komuś mogło, że to wynalazek niespotykany zupełnie, historia przerażająca, naruszenie świętych zasad równości, wolności i braterstwa, gdy tymczasem takie "dobre czasy" to są w historii świata wyjątki. Szlachta polska przetrenowała traktowanie mas ludzkich jako podludzi, jako niższy gatunek, jako siłę roboczą potrzebną do generowania dochodu dla szlachcica, bo ziemi było sporo, ale ludzi za mało do jej obróbki. Więc gdy ministrowie dziś taktują nas jak rzeczy, gdy medialiści, naukowiści, medykowiści, prostytutko-trole ochotnicze i zawodowe, starają się byśmy byli głupi, pasywni i nieogarnięci, to jedynie naśladują wielowiekowe wzorce. Wzorce ludzi, którzy pozbawieni kontroli i nadzoru, nieograniczani w swojej zachłanności zwanej wolnością, pochłaniali wszystko wokół, a potem dorabiali do tego legendę, całkiem jak dziś. Tylko, że dziś mamy problem, bo nasi "panowie" już nas - w tej ilości - nie potrzebują. Mówi ci to coś? Czy coś zaczyna świtać? Jakieś zrozumienie, dla tych biednych polityków, którzy sprzedają tych, którym przewodzą za obietnicę pozostania w warstwie wyżej, w tej warstwie, co może przetrwa jako tako.
Los polskich chłopów nie był odosobniony. Gdzie indziej nie było raczej lepiej. To co różniło Polskę od zewnętrza to może to, że tam był zazwyczaj jakiś dyktator, którzy wszystko trzymał za twarz. W Polsce mieliśmy dziesiątki tysięcy małych dyktatorków, którzy nie chcieli państwa nad sobą, którzy nie mieli władzy nad sobą, którzy po prostu używali tych, co pod nimi. Aż wszystko się rozlazło i zawaliło, bo system stałej, rosnącej eksploatacji chłopów, prowadzący ich do wystawiania pomnikom władzom zaborczym, do lęku przed powrotem Polski, czynił tych ludzi coraz słabszymi, nie generował rozwoju ani postępu, przeciwnie, sam siebie pożerał.
Także część naszych przywar możemy w jakimś stopniu przypisać, wyuczonym nawykom, które nie były przejawem degrengolady moralnej, ale niezbędnymi do przeżycia w szlacheckim systemie para-gułagu strategiami i taktykami. Jednakże nauka też jest i taka, że żyjemy w świetnych czasach. Każdy z nas ma podłogę, każdy ma w domu ogrzewanie. Nikt nie głoduje, gdy dawniej na przednówku głodowanie było wcale nierzadkie. Mamy swoje problemy, swoje nieszczęścia, ale życie stało się lepsze. Tyle informacji, wiedzy, doświadczeń ile mamy w ciągu roku, dawny chłop nie miał w ciągu całego życia. Zróbmy z tym czasem, możliwościami i zasobami energii coś dobrego. Twórzmy swoją kulturę, mówmy własnym językiem, budujmy mozolnie lepsze życie. Bez wysiłku nie da się tego zrobić. Bo odwiecznie wpleciona w ludzkie losy chciwość nielicznych czai się, by resztę użyć i zużyć. Tekst w dużym stopniu na podstawie ciekawej rozmowy video {TUTAJ}. Na koniec mało szlachecka, ale fajna piosenka.
--------------------------------------------------
ps.
{TUTAJ} mój wcześniejszy tekst o "prawdziwej historii Polski" z tezą: "Ale przecież. Polacy nie wiedzą. Naprawdę nie wiedzą, co to znaczy budować coś w pokoju. Jak tworzyć i organizować państwo. Ta niewiedza wynika z braku doświadczenia, a nie z braku informacji. Tylko ten kto ma doświadczenie, zna różnicę między nim a informacją. Ten kto ma informację, nie widzi żadnej różnicy."
Inne tematy w dziale Społeczeństwo