Zbyszek Zbyszek
213
BLOG

Szwabski film wczoraj widziałem, czyli o nas i o życiu

Zbyszek Zbyszek Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Góry mają to do siebie, że stawiają ludzi w sytuacjach rzadkich, ekstremalnych, krytycznych. W takim środowisku, w takim otoczeniu z ludzi wydobywa się to, co najlepsze i czasem to co najgorsze. Ale częściej to pierwsze. Bo człowiek musi sięgać do najgłębszych pokładów, jakie w nim istnieją, by zmierzyć się, by stanąć twarzą w twarz o ostateczną rzeczywistością, życiem, śmiercią.

Redakcja berlińskiego pisma przypominać może współczesną redakcję jakiejś korporacji medialnej. Pękaci od swojej pozycji szefowie za stołem, butni, trochę zepsuci, trochę błyskotliwi, jakaś "sekretarka", młoda adeptka, próbująca robić karierę w korpo. Światowe i państwowe wymagania, mówiące "co powinniśmy promować". Charakter rynku masowego odbiory, którego psychika ma pewne wymagania, w oparciu o które dostarczamy "wiadomości".

Hitlerowskie gesty, pozdrowienia i mundury budzą odruch wymiotny, ale może taka była rzeczywistość, może Niemcy, choć trochę, po dekadach ekspiacji, chcieliby tę rzeczywistość trochę oswoić. Na szczęście po licznych akcentach w pierwszej części filmu, ten koloryt znika i akcja przechodzi do zasadniczej swojej części.

Film jest kręcony sprawnie, momentów niezręcznych czy to w kontekście za długich ujęć czy możliwej sztuczności sytuacji i zachowań jest niewiele i generalnie reżyserię wypadałoby ocenić na 8 w dziesięciostopniowej skali. Muzyka podobnie, jest zazwyczaj dobra, często ilustruje nastrój widza, współbrzmi z jego odczuciami, dodatkowo je koloruje.

Toni i Andi są młodzi całą tą młodością, przed którą świat otwiera się szeroko i na ościerz. Luise jest fantastyczna, prawdziwa. Z jednej strony szara myszka dążąca do kariery - jako się rzekło - w medialnym korpo, z drugiej przyjaciółka obu bohaterów z ewidentnym iskrzeniem emocjonalnym, dla dzisiejszej dosłowności można dodać damsko-męskim, ale ta dosłowność jest cechą naszych czasów, może nie do końca dobrą.

W 1936 pod Eiger, niezdobytym szczytem Alp pojawiły się namioty. W ogóle cała sprawa może nasuwać skojarzenia jakby z esencją współczesności. Oto bowiem kilometrowej wysokości ściana jest doskonale widoczna z turystycznych pensjonatów poniżej. Na ich tarasach widokowych zamontowanych jest szereg lunet, przez które ludzie mogą dokładnie podziwiać, co się dzieje na niemal pionowej grani. Wszystko jest jedną wielką sceną, jednym wielkim przedstawieniem dla głodnych wrażeń i emocji widzów. Na tej scenie Toni i Andi, ale nie tylko oni. Na tej scenie - tego w filmie nie było, ale są zdjęcia historyczne, nad jednym z namiotów śmiałków - swastyka. Bo o to w tym przedstawieniu chodzi, o dominację nad światem, o pokazanie - kto jest panem. O dumę.

O co chodzi młodym Bawarczykom? To pytanie się w filmie pojawia i na nie odpowiadają. O co chodzi Luise? O co nam chodzi w życiu? Wątek bogatego szefa korpo i młodej aspirantki jadących hen do Szwajcarii, by tam w luksusowych warunkach obserwować i relacjonować ewentualnie wyścig na szczyt Eiger też jest interesujący. Współcześnie to byłaby historia, w której "grzmocenie" było by "jak chleb powszedni", bo ona chce zrobić karierę, bo on ma i zasoby i potrzeby, bo taki jest świat, bo nie ma nic bardziej naturalnego, pomimo a może właśnie z powodu jednoczesnej deformacji relacji damsko męskich przez opętańczy feminizm.

Ale nie. Jedynym totalitaryzmem, który postawił na rozwiązłość był wschodni komunizm. Zresztą ten eksperyment zakończył się tak katastrofalnie, że się z niego sowieci wycofali w końcu. W "tysiącletniej" trzeciej rzeszy rozwiązłość nie była na topie. Więc sytuacje, gdzie ona i on, i kurczę, mimo widocznych jego chęci, nic, jest w jakiś sposób odświeżająca, sugerująca możliwość istnienia innego świata niż ten obecny, pokręcony, zdegenerowany, zbrutalizowany, psychiczny.

Są takie momenty, gdy ujęć z powietrza wydaje się za dużo. W większości jednak stanowią świetną ilustrację filmu. Porwane granie, mgły na stokach, szczyty raniące niebo, mróz i śnieg, który wszystko zamienia w cierpienie i ból. Żyjemy w świecie, nie w mieszkaniu z telewizorem, nie w 15 minutowym mieście, do którego starają się nas zapędzić wysługujące się plutokratom postytutki. Wokół nas jest świat, niezmierzony w sensie naszego bezpośredniego doświadczenia. Niezwykły, jeśli nasza psychika nie nasiąkła jeszcze fentanylem ekektronicznych mediów.

Film porusza. Stawia pytania. Może o to, o co chodzi w życiu? Może najważniejszym pytaniem jest to, czy chodzi o to, żeby coś osiągnąć czy o to, żeby czegoś doświadczać? Czy chodzi o realizację czy o konsumpcję? A może o samo przeżycie, jak to reklamuje i realizuje Bryan Johnson.

Wydaje się, że przesłaniem współczesnego świata jest - "Nie nie możesz". Bo rzeczywistość jest skomplikowana, ustawiona, związana. Możesz jedynie - konsumować. To jest oferta proroka plutokratów dla ludzi. Czy ja nie podążam właśnie tą drogą? Nie konsumuję, w tym przypadku filmu? Czy pisząc taki tekst, nie próbuję konsumować uwagi innych ludzi, jakichś pozytywnych wrażeń, że ktoś to przeczyta? Czy może chcę coś zrobić? Ale co? Jest tak, jakby ten świat był stworzony do tego, by unieważniać naszą aktywność. Miliardy godzin ludzkiego wysiłku, znajdujące wyraz w trylionach komunikatów, publikacji, zdjęć, odezwań się, tekstów i materiałów wideo, wpada w taki wielki strumień świadomości, w którym rozbłyska na krótką chwilę, po czym - nieważne, bo już nie dzisiejsze - znika w ciemnej otchłani tego, co niby jest, ale tak naprawdę, czego już nie ma i nigdy nie będzie, bo nie będzie nikogo, kto bym zajrzał. I tak ta cała aktywność jest uniewazniana. I tak jedynym dobrem staje się chwilowe doświadczenie emocjonalne, konsumpcja, którą tworzymy i sami siebie nawzajem, pod plutokratyczne dyktando napełniamy.

Być może jest tak, że właśnie postawieni wobec sytuacji krytycznych, wymagających od nas najwięcej, możemy "sprostać zadaniu", możemy się rozwijać. Natomiast życie łatwe, bezpieczne, wygodne, staje się zupą małego komfortu, w której powolnie gotowani, degradujemy się do coraz mnie już wymagających konsumentów.

Więc w życiu chodzi o to, co skonsumowałeś, co możesz jeszcze skonsumować. Koniec kropka. Życie to konsumpcja. Gdy ta staje się niemożliwa albo jej przedmiotem staje się coś, czego nie chcemy, to życie należy zakończyć, bo to jedyny rozsądny wybór. Eutanazja.

Ludzie chodzący w góry tym życiem ryzykują, czy rozsądnie to inna sprawa. W wyniku ich postawy dochodzi do niezwykłych zdarzeń, przeżyć, osiągnięć i tragedii. Historia Żlebu Drege'a w Tatrach nadawałaby się spokojnie na podobny wstrząsający film z głębokimi przesłaniami. Brad Peak, śmierć jednych Polaków i "ucieczka" po sukces i życie pozostałych to następna historia na wstrząsający film, link do tekstu {TUTAJ}.

Na napisy można chwilę popatrzeć, zadumać się. Uśmiech Luise, choć łagodny, to wydaje się dysonansem. Film jest w sumie dobrą rozrywką, warto go obejrzeć, może nawet pomyśleć. A może nie, może dziś myśleć nie warto. Przecież... nie mamy na to czasu...

imdb


Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura