Żartobliwa konfabulacja nt. procesów społecznych
Zastrzeżenie: Żartobliwa konfabulacja nt. procesów społecznych
- Źródła zagrożeń dla naszej pomyślności mogą pochodzić z dwóch kierunków. Po pierwsze z wewnątrz, po drugie z zewnątrz - prowadzący wykład przełknął ślinę. Właściwie to chciał splunąć, ale taki prostacki gest od razu budził w nim odrazę. Poniższe stanowi skrót z części wykładu poświęconej zagrożeniu z zewnątrz.
Zagrażają nam po prostu ludzie. Taka jest prawda. Ludzkość to nieustanna walka o byt, o dominację, o wykorzystanie jedni, drugich. O zniszczenie i wyeliminowanie przeciwników. Armie wchodzą w terytoria. Jednostki militarne dokonują czystek i masowych morderstw. Społeczeństwa szaleją jak niemieckie i ruszają na wojny. Demagodzy rozpalają ich namiętności i żądze. A nas jest naprawdę niewielu. I grożą nam. Ci wszyscy ciemni ludzie.
Ale grożą nam tylko wtedy, gdy są armią, jakąś siłą, jakimś organizmem. Gdy powodowani ideą razem, podkreślam - razem, zaczynają się ku czemuś obracać, czemuś przeciwstawiać. Gdy jeszcze poprawnie rozpoznają rzeczywistość i dobrze dobierają środki do planowanych zadań, to biada tym, którzy im staną na drodze. Są jak rzeka mrówek, która zniszczy nawet słonia.
Dlatego znajdujemy się w stanie najwyższego zagrożenia. Zagrożenia ze strony - ogólnie to ujmijmy - ludzkości. Ludzkość jest dla nas groźna. Człowiek jest dla nas zagrożeniem. I nie możemy pokonać ludzkości jako armii, ludzkości jako ludu, społeczeństwa. Ale możemy zniszczyć armię, lud i społeczeństwo, pozostawiając ludzi. Co więcej, możemy zniszczyć człowieka samego, pozostawiając samego człowieka, przynajmniej w wymiarze biologicznym.
Aby rozbić więzy czyniące z ludzi armię, lud, społeczeństwo, musimy ich:
- zwrócić przeciwko sobie
- nauczyć nieufności, wrogości i urazy do siebie nawzajem
- sprawić by byli oddzielni, izolowani, samotni.
Najpierw armię musimy podzielić na pod-armie. Przekonać ich, że ta druga pod-armia jest śmiertelnym wrogiem tej pierwszej. Nauczyć ich nienawiści do tych drugich, nienawiści i pogardy, które będą jednocześnie rękojmią własnej cnoty, własnego dobra, które będą wartością etyczną i moralną. Wtedy im kto lepszy będzie chciał być, tym gorszy się będzie stawał, bo tym mocniej wrastać będzie w niego pogarda i nienawiść. Oczywiście do wroga czyli drugiej pod-armii. Tak utworzymy, najczęściej dwa, zwalczające się obozy. Izolujące się od siebie. Na siebie nawzajem zrzucające wszelkie możliwe odium i przyczyny wszelkich nieszczęść i katastrof. Tak rozpalimy wojnę, którą armia będzie toczyć sama ze sobą, zamiast przeciw nam. Tak będziemy bezpieczni.
Po drugie musimy znieść prawdziwą solidarność w ramach każdej z pod-armii. Dla dowódców, żołnierzy uczynić mięsem armatnim i jednocześnie konkurencją do należnych dowódcom zasobów i poziomu życia. Dowódcy w trosce o własne dobro muszą traktować żołnierzy jak nierozumny motłoch, którym muszą zarządzać, sterować, kontrolować. W żołnierzach zaszczepimy nieufność do dowódców, a przynajmniej brak realnej solidarności, tak by jeśli tego, czy innego, popchniemy by się przewrócił, to nie mógł liczyć na związki z szeregowymi żołnierzami. Dowódca musi wiedzieć, że w takiej sytuacji zostanie sam. Bo liczy się tyko "sprawa", "idea", wojna z drugą pod-armią. Wówczas, każdy dowódca będzie podatny na rozumną współpracę z nami, bo my nie jesteśmy bezrozumnym tłumem, bo my jesteśmy racjonalni, bo my jesteśmy lojalni wobec tych, którzy są wobec nas lojalni. W ten sposób dowódcy pod-armii staną się w rzeczywistości naszymi podoficerami. Głosząc hasła i idee, będą pracować dla naszej sprawy i im bardziej to będą czynić, tym bardziej będzie im daleko do dowodzonego przez nich tłumu żołnierzy, tym bardziej będą świadomi, że w istocie działają na ich szkodę, tym bardziej będą nam powolni, zgodni na wszystko, zdolni do wszystkiego, bo pomiędzy ich życiem a wściekłością lub zemstą tłumu, stoimy tylko my.
Po trzecie musimy znieść relację określaną jako rodzina. Najpierw zniszczeniu ulec musi relacja kobiety z mężczyzną. Feminizm w zasadzie tę sprawę już załatwił. Rozgrzane do czerwoności, prymitywne emocje dużej części kobiet, ich roszczeniowe nastawienie, ich poczucie krzywdy historycznej i stałej, ich naturalne dążenie do dominacji nad mężczyznami, stało się motorem destrukcji głębokich i trwałych, nieczułych na oddziaływania zewnętrzne, związków. Teraz przeciwnie. Właśnie oddziaływania zewnętrzne, właśnie prawo, przepisy, interwencje policji, decyzje sądów są kluczowym elementem relacji kobieta-mężczyzna, zwłaszcza w dłoniach kobiet, których los dzięki temu przejściowo się poprawi.
Fundamentalne jest jednak zerwanie więzi między kobietą a jej faktycznym lub potencjalnym dzieckiem. Jest to fundamentalne, bo środowisko jakie zapewnia kobieta dziecku, a następnie kobieta plus mężczyzna dziecku, kształtuje nowego człowieka na całe życie, który następnie w tym życiu buduje następne wzorce zachowań, postrzegania, funkcjonowania. Dziecko musi zacząć być postrzegane przez kobiety jako zagrożenie, jako problem, jako coś obcego, co jest agresorem i krzywdzi matkę. Stąd upowszechnienie aborcji jest czymś naturalnie korzystnym. Stąd masowe akcje pedagogiczne, oddziaływujące na kobiety poprzez budowanie postaw resentymentu, poczucia pokrzywdzenia lub zagrożenia przez istniejące lub potencjalne dzieci. Kobiety muszą przestać pragnąć dzieci, przestać lubić dzieci. Dziecko jest powodem stresu dla kobiety. Takiemu dziecku, nawet jeśli się urodzi, będzie o wiele trudniej zbudować spójną, zdolną do ciężkiej pracy poznawczej i racjonalnej osobowość. Trudniej będzie budować nowe relacje, bo będzie "wiedzieć", że relacje to walka o swoje, to poczucie zagrożenia.
Ostatecznie musimy zniszczyć człowieka w człowieku. A to znaczy zdegradować to, co czyni go niebezpiecznym. Po pierwsze zdegradować zdolność rozumienia świata, przejrzenia, że znajduje się w samym środku gry, skierowanej przeciwko niemu samemu. Aby człowiek nie mógł zrozumieć, a to wymaga wytrwałego i racjonalnego wysiłku, musimy doprowadzić do tego, by nie mógł skupić uwagi. By dowolna myśl, gdy się przed nim pojawi, zaraz domagała się zastąpienia nową myślą. Zaraz dziesięć, sto nowych kolorowych myśli przed nim się pojawi. A on jak ten zafascynowany kolorami płatków motyl, z kwiatka na kwiatek, z wątku, na wątek, niezdolny do pozostania w jakimś temacie, zagadnieniu, wiecznie głodny, tego co "ciekawe", "wstrząsające", "groźne", "nowe", "ekscytujące". Uwaga człowieka staje się najbardziej ściganym zwierzęciem na tym świecie. Dziś mamy narzędzia by ją rozstrzaskać, tysiącami nagłówków, milionami tweetów, tsunami filmików, informacji, sygnałów i tak dalej.
Po drugie taki człowiek nie będzie miał siły ani energii do poznawczej pracy długotrwałej. Domagać się będzie jego umysł natychmiastowej gratyfikacji. Pozytywnych doświadczeń teraz, a nie za 3 miesiące, 4 lata czy w ogóle satysfakcji z dojrzewania wraz z dekadami wieku. W istocie bowiem człowiek ma dwa umysły. Gdy jest jeszcze dzieckiem w łonie matki i tuż po urodzeniu, funkcjonuje w nim umysł limbiczny, zwierzęcy, pierwotny, a to znaczy taki zbiór spostrzeżeń, doświadczeń, impulsów i reakcji, którego rolą i celem jest utrzymanie dziecka przy życiu, a to znaczy natychmiastowe reakcje, zupełnie poza polem tak zwanej, pojawiajacej się później, świadomości.
Wraz z nabyciem świadomości, ludziom się wydaje, że nie istnieje ich umysł limbiczny, bo go nie widzą, tą swoją świadomością. Nie są też zdolni do racjonalnego poznawania, tym bardziej nie zaprząta to ich uwagi, którą my zaprzątamy, codziennie nową dawką "ważnych" wiadomości o "istotnych" sprawach. Ale my odwołujemy się właśnie do ich umysłu limbicznego. To tego źródła ich myśli, ich emocji, ich odczuć i ostatecznie ich postaw, ocen, zachowań i decyzji. My kształtujemy ich umysł dziecięcy, umysł limbiczny. Poprzez rozbijanie uwagi uniemożliwiamy im korzystanie z wyższych funkcji ich umysłu, tych mających swój biologiczny odpowiednik w procesach kory mózgowej. Traktujmy ludzi jak dzieci! Bombardujmy ich przekazami, o których będą przekonani, że przecież na nich nie wpływają. Kształtujmy ich umysł limbiczny, który bywał w dawnych czasach określany jako serce, jako rdzeń człowieka, a otrzymamy osobowości odczuwające, reagujące i zachowujące się tak, jak zostało to przez nas zaprogramowane.
W tak ukształtowanym świecie, gdy ludzie organizowani są przed "dowódców", możemy tu użyć określenia "poityków", w zwalczające się pod-armie, w którym nie mają trwałego oparcia w sobie nawzajem, w którym znaczna część, a przynajmniej "dowódców" musi się po cichu narazić żołnierzom, aby korzystać z dóbr i wynieść się ponad stan "szeregowców", w świecie gdzie coraz trudniej o trwałą i solidarną więź mężczyzny z kobietą, gdzie trudno o rodziny, gdzie dzieci jest mniej, a jak są to przychodzą na świat w atmosferze, która upośledza ich potencjał rozwojowy. W tym świecie jesteśmy bezpieczni i możemy być szczęśliwi. Jeszcze tylko pozostałych mężczyzn musimy sfeminizować. Sflaczyć albo przeciwnie zrobić z nich tępych agresorów. Piętnować to, co męskie. Nagradzać kapusiostwo, uległość, podległość, bezmyślność, posłuszność, usłużność lub wywoływać bezmyślną agresję.
Tak, cały świat będzie bezpieczny. Bo armie, które mogłyby maszerować przeciw nam, walczyć będą ze sobą nawzajem, bo ludzie będą niszczyć i wykorzystywać, i okłamywać innych. Bo staną się wrogami samych siebie. Bo odrzucą w ostateczności to, co czynić ich mogłoby ludźmi, a staną się zwierzętami, reagującymi na bodźce, większość karnie, mniejszość zostanie przez większość doprowadzona do porządku. I nastąpi spokój. Ład. I prawdę mówiąc, to dobrze. Bo wszyscy zasługujemy na to. Czy to nam się podoba, czy nie.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo