Clint Eastwood niechętnie odpowiada na pytania, prędzej stawia dylematy, ciężkie, krytyczne, ostateczne. Tego typu problem jest osią jego ostatniego filmu. Młody człowiek dostaje powołanie do ławy przysięgłych. Oni tam decydują, winny, nie winny. Do sędziego należy tylko wymiar kary, jeśli werdykt przysięgłych brzmi winny. Wszyscy więc lubiący dramaty sądowe, znajdą ten film interesującym.
Muzyka jest trochę nieprzyjemna, fortepian za głośny, ale taka intencja, ilustracji stanów podniesionego poczucia lęku, zagrożenia, niepewności. Sylwetki zarysowane są rozmacie. Główny bohater się broni. Jego żona prawie też. Niektóre postaci i zachowania pozostałych sędziów przysięgłych mogą robić wrażenie niedopracowanych, sztucznych, powierzchownych.
Na postawy i wybory każdego z nas, wpływa to, cośmy przeszli. Bardzo rzadko jesteśmy obiektywnymi arbitrami. I - czym jest sprawiedliwość? - pyta Eastwood. - I odpowiada, że czasem nie jest wcale prawdą. Ale czy ma rację? Bo tak naprawdę, nasza hierarchia wartości to my i nasza rodzina. Cała reszta jest potem, potem. Ale jakiego zła jesteśmy w stanie się dopuścić dla ocalenia naszej rodziny i jej dobra? Każdego? To co jest dobrem?
Eastwood zdaje się prowokować, poddawać w wątpliwość powszechne przekonania. Podpowiadać, że cała siatka "wartości", idei, przekonań, okazuje się powierzchownymi konstrukcjami, gdy dochodzi do konfliktu z życiem. Na szczęście ludzie rzadko znajdują się w sytuacji tak trudnych wyborów, być może tym łatwiej im ferować oceny, żądać nieskazitelności i temu podobne.
Przewodnicząca rady przysięgłych stara się być pomocna. Grubszy murzyn - wiem, że tak nie wolno pisać - jest nieprzejednany. Lekko narcystyczna piękność chce zemsty na samcu. Starsza pani jest chwiejna. Każdy ma jakąś historię, a wszyscy razem tworzą pewną mozaikę, trochę jak my wszyscy i ta mozaika ostatecznie podejmuje jakieś działania. Ile one mają wspólnego ze sprawiedliwością?
Bardzo dobra jest scena jury na moście i dialog między głównym bohaterem a nieubłaganym przysięgłym, żądającym skazania. Bardzo dobrze wprowadzany i ujawniany jest wątek i związek z całą sprawą postaci pierwszoplanowej. Zakończenie jak to u Eastwooda raczej zostawia pytanie, zmusza czy zachęca do myślenia.
W tym filmie, w odróżnieniu od większości współczesnych, o coś chodzi. Każdy, choć trochę stawia się w roli tych ludzi w filmie, myśli - jak ja bym się zachował i pyta sam siebie, właśnie o sprawiedliwość, o dobro, o powagę życia i konsekwencji. To dobry, warty obejrzenia film. Na imdb ma 7,2. Ja za treść dałbym nawet 8.
Inne tematy w dziale Kultura