Celem produkcji jest zysk. I... nic innego. Produkcji samolotu. Produkcji filmu. Produkcji muzyki. Produkcji politycznej. Produkcji rolniczej, spożywczej, medycznej. Zysk wyrażony w pieniądzu jest celem, kryterium, jedynym rozstrzygającym efektem i powodem, dla którego wysiłek jest podejmowany. Pieniądz daje władzę i siłę. Te dają przetrwanie i eliminację innych. W tej grze zostają tylko ci, co się pokłonili. Nie ma innej możliwości. Efektywność jest bogiem. Efektywność wymaga racjonalnego procesu produkcji. Dobrania maksymalnie efektywnych składników. Ale przede wszystkim, wpompowania tego w ludzi w najbardziej skuteczny sposób.
Mi corazon puede mirar.
Samoloty, są coraz lepsze. Komuś tam drzwi wyleciały w powietrzu, inni spadli. Nie ważne. Kasa się liczy. Kasa. Muzyki już nie ma. W głównym nurcie, zagospodarowanym. To co w nim jest, dobrze rozprasza, ale nie istnieje. Nikt tym nie żyje. Wyciera się tym po prostu bębenki w uszach, drażni zakończenia synaps. Nikt niczego nie przeżywa, chyba, że chodzi o fluktuacje wulgarności lub agresji. Konwulsje dukających młodzieńców, marzący by, prawdziwym lub udawanym, kryminalnym sztafażem zaimponować innym. To mantrują te kalekie pseudo-pacierze, nazywane rapem. To się sprzedaje. Przynosi pieniądze.
Wszyscy się tym zajmujemy. Pan szacowny redaktor. Polityk nie ważne czy obywatelski czy patriotyczny, czy może ideowy. Nic tak naprawdę się nie liczy. Producent filmowy, to dziś koncern. Stachura? Co Stachura? Co właściwie złego jest w dążeniu do zysku, jako fundamentalnej postawie ludzi? Co złego, że intencją powstania filmu, książki, piosenki jest - zysk? Co złego, że motywem działania lekarza, piekarza, polityka, rolnika - jest zysk? Nic. Chodzi o to, żeby to po prostu racjonalnie i jak najlepiej zorganizować.
Chodzi o przewidywalność w skuteczności. Zapanowanie nad rynkiem, nad konsumentami, ich potrzebami, procesami wytwarzani i dystrybucji. Dziś rządzą księgowi i systemy finansowe, nie wizjonerzy, szaleńcy, muzycy, reżyserzy, poeci.
Trzeba zawładnąć, kontrolować do końca, przewidzieć, posiadać. Wtedy można zostać królem złota. Królem Midasem. Ten stary mit nie jest przecież o faktycznym królu i o faktycznej przemianie w złoto wszystkiego, czego się dotknął. To tylko pretekst, do opowiedzenia o skutkach postawy nastawionej wyłącznie na zysk. To sugestia, że taka postawa jest skuteczna, ale wtedy to, co żyje - umiera.
Bo życie jest z poza. A kontrola jest z wnętrza, z pragnienia człowieka. "Komu ja dam wody żywej, nie będzie już pragnął". Ale każdy z nas pragnie i chodzi tylko o to, żeby więcej. Chodzi o podporządkowanie biegu zdarzeń, samej rzeczywistości, temu jak chcemy aby było. Jest "ja" i jest "świat", który oceniamy w kategoriach "dobry/zły" - "Otworzą wam się oczy i poznacie dobro i zło". Więc toczymy zażartą walkę, o dobro, które widzimy. Ze złem, które też widzimy. "Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg".
Systemy sztucznej inteligencji wygrywają z ludźmi w chyba wszystkich już grach. Może projektują i nadzorują realizację różnych procesów społecznych. Prorok chciwości Harrari oświadcza, że człowiek jest sterowalny. Siebie nie włącza prawdopodobnie w tę kategorię. Trzeba zdać sobie sprawę z pewnej rzeczy, a mianowicie ostateczna skuteczność i efektywność prowadzi do utraty elementu nieokreśloności, elementu ludzkiego. Świat funkcjonujący wg zasady generowania zysku, wg skutecznie zaprojektowanych w tym właśnie celu procesów, jest światem nieludzkim. Bo w pełni przewidywalnym, racjonalnym i zrozumiałym.
Istnieje jakaś dychotomia, pomiędzy dwiema możliwościami istnienia. Ja królujące w pełni nad życiem i ja będące z tym życiem w równowadze. Ja dominujące vs ja pozwalające się objąć. Ja stawiające na swoim i ja, które czyni wszystko to, co widzi u "Ojca". Ja zakładające, że jest ostateczną wykładnią istniejącej rzeczywistości i ja negujące siebie w imię czegoś, co tą rzeczywistość przekracza i tworzy.
W sumie to jest kwestia pytania o źródło rzeczywistości, źródło istnienia jako takiego. Jeśli ono jest pojmowalne i zrozumiałe, powiedzmy zbiór praw takich i owakich, to naturalna jest inklinacja człowieka, by rzeczywistość zrozumieć i nad nią - włączając w to wszystkie jej elementy z ludźmi włącznie - zapanować. Mamy Rozum na tronie i efektywność, a w konsekwencji złoto i władzę.
Jeśli jednak życie i istnienie nie jest mechanizmem o w pełni pojmowalnych zasadach, ale jest podłączone, bierze się z czegoś innego, religijnym językiem można powiedzieć z "Ojca", to człowiek staje wobec fundamentalnego wyboru: Czy grać w zrozumiałą grę "grabienia do siebie", dorabiając oczywiście całe gamy łagodzących i legitymizujących uzasadnień? Czy puścić się solidnego brzegu i dokonać kroku w Nieznane, zaufać, zawierzyć, że jest coś, co jest - Obecnością - a z czego się wywodzimy, tak jak życie, istnienie, rzeczywistość i świat. Z czego bierze się sztuka. "Ramajana". "Odyseja". Naprawdę myślisz, że sztuczna inteligencja pisze wiersze? Przecież ona nie istnieje, nie żyje, to jest po prostu system mielący metodami statystycznymi to, co w niego się wrzuci. Te systemy strawiły już wszystko, co ludzie stworzyli i teraz zaczynają wariować. Bo same niczego przecież nie potrafią stworzyć, niczego - nowego. Bo nowe, oznaczy coś, czego nie było. A nie kolejną przeróbkę i kombinację, sequel, prequel, adaptację, ekranizację.
Nie można służyć Bogu i mamonie, bo to są dwie skrajnie różne rzeczywistości, dwie różne postawy, sposoby istnienia. Bo albo jesteśmy podłączeni do Nieokreślonego, ale Żyjącego. Do tej Obecności, której przecież słowami się opisać ani nazwać nie da, ale której doświadczamy, właśnie poprzez sztukę i na wiele innych sposobów. Albo stawiamy wyłącznie na zrozumiałe w pełni "ja", którego celem jest dominacja i pochłonięcie tego, co jest.
Więc nie można służyć Bogu i mamonie, nie dlatego, że istnieje jakiś zakaz albo to nieładnie, ale dlatego, że te dwie postawy wykluczają się wzajemnie. Ze wszystkimi tego wykluczenia konsekwencjami.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo