Bóg ma 11 lat. No może 9 albo 14, coś koło tego. Ma w nosie krytyków i posępnych ludzi, którzy malują jego obraz swoją ciemnością. Po prostu kocha. Stwarza. Zachwyca się. Nie może albo nie chce żyć, bez tego, co tworzy, szczególnie bez nas.
Rano puszcza kaczki gwiazd na powierzchni czasoprzestrzeni. Potem kołysze się milionem źdźbeł traw u naszych stóp. Rozwija się bezkresem błękitu przed naszymi oczami i mówi - "szukaj!" i śmieje się. Owszem, szereg naszych dróg, z naszego posępnego punktu widzenia - który na siłę, z mocą młota kowalskiego, oddala Go od nas i zamyka w mroczno, straszno, sztywnym obrazie - biegnie boleśnie i samotnie. "Takie jest życie" - "świat" - stara się nas o tym przekonać, sami - tańcząc "taniec opętaniec", teraz już nawet projektowany i inicjowany przez innych specjalistów ślepych na Boga - przekonujemy o tym siebie i innych. Bóg?... ciągnie nas "za fraka" i mówi "Teraz ty" albo "Popatrz!". I możemy popatrzeć, w bezkres nieskończoności czasu i istnienia, krzyczący nam w uszy krakaniem wron, odgłosem dalekiego pociągu, pytaniem dziecka, przyganą dorosłego. Możemy popatrzeć, choćby za okno albo i w siebie, ale w gruncie rzeczy możemy popatrzeć na Niego, bo... czemu by nie?!
Chyba jedyne, co stoi na przeszkodzie to nasza szaleńcza zachłanność, owo "ja chcę być bogiem", odbijające się echem, interferujące, materializujące się w ludzkich myślach, w naszych myślach. Bo... "daj mi dowód". Dowód kurna na co? O czym ty p....lisz? Przecież rzeka, deszcz, przecież czujesz i widzisz, przecież "Na niebie. Jasny lot sokoła." Nie. Ty chcesz tylko wchłonąć. Bo istnieją tylko dwie drogi, tworzenia lub wchłaniania. Poświęcenia się lub grabienia do siebie. Te drogi wciąż wybieramy. Te drogi nas przenikają. Nimi "promieniujemy".
Bóg ma 9 lat, a może 25 i jest kobietą? A może 13 i dziewczynką? A może jest wszystkim, czymś jedynym, co istnieje, się udziela, namawia do szalonego wysiłku, bo... będzie fajnie. Być może każda teologia to w istocie jednocześnie... bluźnierstwo? Bo On jest i język, wcale nie opisze, nie ujmie w formy myślenia -Jego. Łącznie z wiekiem czy płcią, obrazem czy cechami. Więc dlaczego pisze - celowo bez ogonka u dołu litery - że Bóg ma 11 lat? Bo ma. Bo jest niesamowity. Namolny. Nieskończeniewybaczający. Bo nie ma w nim nic oprócz radości, ciekawości, zapału i miłości. Sami to wiemy, bo każdy miał, owe 11 czy inną liczbę lat.
"Rozmieniamy się na drobne" - śpiewano w kabarecie PRLu. Klikam, przewijam, odsłaniam, nie mogą znaleźć tej piosenki. "My wspaniali w ludzki bilon!" - brzmi w pamięci. Trochę to prawda. Z wiekiem, zachodzą rozmaite procesy. A potem "Za ostatni grosz, wino z zielonych lat, chcę znów pić".
Bóg ma 11 lat. Nie ma smartfona. Całe jego zajęcie to Życie, a w nim My. Z dużej litery bo jako całość. Bo w każdym z nas jest ocean dramatów, przerażające skutki wyborów, olśniewające przebłyski intuicji, czekające na towarzysza do życia i zabawy dziecko, dla którego wszystko staje się prawdziwe, to nie gałąź, to miecz, to nie płytki wąwóz lessowy, to fasada wielkiego miasta. Cały świat tworzy się plastycznie w jego oczach. Ożywa. Mieni się emocjami, barwami, swoim istnieniem. Bóg? Bóg jest. Czy można mu za to nie dziękować? Można. Ale po co?
Inne tematy w dziale Rozmaitości