Muzykę ciągle słyszymy i chyba już wcale nie słuchamy. Takie zmiany nastąpiły na świecie. Sama muzyka też się stała trochę produktem. Więc ten tekst to taki powrót, do dawnych czasów, ale może do aktualnych spraw też, czyli o The Beatles i pierwszych 4 piosenkach z ich pierwszej płyty.
- Raz, dwa, trzy, cztery - rozpoczyna Paul McCartney pierwszą piosenkę, pierwszej płyty The Beatles.
- Miała 17 lat. Wiesz, co mam na myśli - dołączał John Lennon. - Wyglądała tak że głowa mała. Jak bym mógł zatańczyć z inną, gdy ją tak zobaczyłem? Gdy popatrzyła na mnie, już wiedziałem, że się zakocham. Gdy ruszyłem w jej stronę i podała mi rękę, moje serce zaczęło walić jak szalone. Tańczyliśmy, byliśmy blisko. Zakochałem się. - To cała historia opowiedziana w pierwszej piosence czyli "I saw her standing there"
Druga piosenka jest o smutku. Bo... - Straciłem ją już na pewno. Już nigdy jej nie zobaczę. Czeka mnie ból i nieszczęście. - A przecież... - Pamiętam wszystkie drobne rzeczy jakie robiliśmy razem. Czemu ona nie może dostrzec jak ją kochałem? Zwróćcie mi tę dziewczynę. Bez niej, tylko smutek.
Warte podkreślenia w drugiej piosence jest to, do czego wraca pamięć zakochanego chłopaka. To nie zbrutalizowane odniesienia do elementów intymnych w relacji, to nawet nie pocałunek. To te wszystkie "drobne rzeczy, które robiliśmy razem". To... prawdziwa miłość :)
- Przyszłaś do mnie, żeby zerwać - Zaczynają The Beatles w "Anna", 3 piosence albumu "Please Please Me". - Mówisz, że inny bardziej cię kocha. To idź, jesteś wolna, tylko... zwróć pierścionek, który ci dałem i rób co chcesz. - Dalej chłopak się skarży: - Przez całe życie szukałem dziewczyny, która by mnie pokochała. Każda, z którą chodziłem, łamała mi serce i zostawiała. Co ja mam robić? Ale okej, oddaj pierścionek i jesteś wolna.
Ta trzecia piosenka sygnalizuje dziwną sytuację, gdy jedna strona jakoś tak prosi o "wolność" o zakończenie związku, zamiast go po prostu zakończyć i to zakomunikować drugiej stronie. Wszystkie zdarzenia z tekstu piosenek, obecnie traktujemy jako bajeczki, może trochę głupie, może zalatujące starocią, na pewno nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Mój kolega w szkole... truł się po rzuceniu przez dziewczynę, a to był chłopak, który mógł i miał wcześniej dziewczyn wiele. Gdyby go nie odratowali to by zakończył swój pobyt na ziemi. Dziwne czasy to były, gdy takie niewinne relacje były tak dosłownie i naprawdę przeżywane przez chłopców i dziewczęta. Czy teraz też tak jest, czy też chodzi o... no..., to nie wiem.
Czwartą piosenkę śpiewa George Harrison. Taką mieli zasadę. Owszem liderami i tymi, co śpiewają byli Lennon i McCartney, ale..., ale byli drużyną, całością, paczką. Dlatego właśnie, chociaż nie musieli, chociaż współcześnie podchodząc, to może i po co, to na każdej płycie starali się umieścić przynajmniej po jednej po piosence śpiewanej zarówno przez Harrisona, który wykonywał wiodące partie na gitarze, jak i przez Ringo Starr'a grającego na perkusji. I to była piękna zasada. Że jesteśmy razem. Że każdy może i powinien, choć nie ten wokal, ale w każdym - jak się później okazało - było coś wartościowego, co włączało się do całości i podnosiło jej jakość.
Harrison najwyraźniej zauroczony jest nowo poznaną "panią". - Jesteś naprawdę śliczna, chciałbym cię kochać, ale nie mogę, bo wiążą mnie niewidoczne kajdany, kajdany miłości innej dziewczyny. - Biedny George, nie może się z tych kajdan wydostać, by skosztować ust koleżanki, które widzi przecież jakie są słodkie. Relacja z poprzednią dziewczyną mu na to nie pozwala. Ciekawe.
Piosenki Ringo Starr'a zawsze się na płytach The Beatles wyróżniają. On po prostu jest inny. Mniej skomplikowany, może z większą dawką humoru i prostoty. W swojej piosence wydziera się głównie "Chłopaki, chłopaki, jak fajnie być chłopakiem". I w kółko. I opowiada, że jego dziewczyna mówi, że jak ją całuje, to ma dreszcze aż do palców stóp. Czyli... fajnie być chłopakiem! Niech żyją chłopaki - taki przekaz.
-------------------
Ciąg dalszy chyba nastąpi. Przy pierwszym podejściu temat wydaje się pozornie bez znaczenia albo wręcz słaby. Nie. Nie jest taki. Generalnie, to tak na marginesie, istnieje taki pogląd, że muzyka dokonuje pewnego "imprintu", kształtowania osobowości ludzi, którzy takiej muzyki słuchają. Pewnie po części jak inne elementy kultury, ale na pewnym głębszym nawet poziomie. Współczesny "świat" odebrał ludziom w ich masie - słuchanie muzyki. Taka tez oczywiście jawi się w oczach człowieka jako niedorzeczna. Przecież nigdy nie było tyle muzyki, dostępnej tak łatwo, jak dzisiaj. A jednak te ocean, to pustynia, bo ludzie nie słuchają już muzyki, ludzie ją nieustannie niemal słyszą, ale nie słuchają. Ale co to znaczy, słuchać muzyki? Nie. To nie znaczy siedzieć przed kompem i włączyć kawałek ze Spotify czy YouTuba. To nie znaczy słuchać takich kawałków w trakcie, jedzenia, pracy, jazdy, drogi do sklepu, sprzątania i tysiąca innych rzeczy. No to jak? Ktoś zapyta. No właśnie tak. Słuchanie muzyki polega na tym, że nie robi się wtedy n i c i n n e g o.
Czyli trzeba by usiąść w fotelu albo gdzieś wygodnie zalegnąć, może wieczorkiem albo jak jest czas to z rana, ale z rana czasem zegar wygania do obowiązków, więc to zależy od osobistych uwarunkowań. Albo i w dzień, albo w nocy. Jak się chce to czas się znajdzie. Jak się da to ślepia zamknąć i wypada mieć tak z pół godziny czasu. I dopiero wtedy, można przez komórkę, słuchawki, źródło nie ważne, byle w dłuższym kawałku, np. 20 - 30 - 40 minut - ja wiem, że to niemożliwe, głupie i nie wypada - i dopiero wtedy następuje słuchanie muzyki. Dopiero wtedy sercowe historie chłopaków z Liverpoolu mogą nabierać znaczenia i sensu, mogą zaiskrzyć, coś przekazać. Przekazać coś z tego, co było, bo może nigdy już nie wróci, bo świat się zmienił i ludzie się zmienili. A może wróci, bo gdy monstra od kształtowania ludzi przestaną się nimi kiedyś zajmować, gdy zaczniemy od ziemi, od trawy -
jak pisał Poeta, to ponownie do głosu dojdzie w nas to, co naturalne. Zachwyt sobą nawzajem. Ta szalona miłość między młodymi chłopcami i dziewczętami, mężczyznami i kobietami. Te rozterki. To wszystko, co gdzieś w nas, jest przecież - zapisane.
Muzyka jak na nasze warunki, mówię o tej w "Please Please Me" wydaje się przy pierwszym kontakcie surowa. Nie należy dać się zwieść. W miarę upływu sekund pokazuje swoje bogactwo, zawadiackość i niezwykłość. Niezwykłość prostoty, którą trochę utraciliśmy, a która jest.
Inne tematy w dziale Kultura