Sanja Ilić zmarł na Covid. W Belgradzie w Serbii. Stał się jednym z szarego tłumu ludzi, którymi zajęli się eksperci, naukowcy, politycy i lekarze. Właściwie wszystkie te określenia winny być pisane w cudzysłowie. Miał 69 lat. Tworzył muzykę. Serb to trochę po serbsku.
Generalnie w muzyce jak w innych dziedzinach życia zrobił się taki trochę imperializm. Latają jakieś artysty, jedni połamanym głosem recytują połamane treści stylizując się na przestępców. Inni wyśpiewują w zmienionej komputerowo formie, za to w negliżu licho wie co. 80% przekazu to tfurczość obecnych właścicieli mediów zza Atlantyku (tzw. "artyściu", robią tu za oprawę wyłącznie) 20% to muzyka latynoska, ale też zniekształcona mechanicznie, obudowana ogłupiającymi teledyskami, dostosowana do głównego celu edukacyjnego, tzn. przerobienia odbiorców na bezduszne, głupie, reagujące wyłącznie na najbardziej prymitywne impulsy jednostki.
Na "Wróć do mnie" natknąłem się przypadkowo. Generalnie nie lubię muzyki przez komputer, chyba, że to płyta i założę sobie słuchawki i gdzieś spocznę, żeby słuchać. Natknąłem się i się uśmiechnąłem. Nasi południowi sąsiedzi lubią chyba "polskie góralki". Kiedyś Bregovic nagrał płytę z Kayah, a tutaj usłyszałem, nie wiedząc czyj, delikatny polski głos.
Sama piosenka ma znaczące słowa. Tak potwornie różne od tego, czym żyją, współczesne kobiety, współcześni mężczyźni, współczesny świat. Zdają się te słowa przypominać o pierwotnej, najpiękniejszej solidarności pomiędzy kobietą i mężczyzną. Solidarności zniszczonej i niszczonej nadal, masą nieprzebranych sugestii, oskarżeń, judzenia, ogłupiania.
A przecież my, kobiety i mężczyźni, nie mogliśmy bez siebie żyć. I nie było w tym nic niezwykłego. "Życie jak kromka chleba".
Już prawie czas na samą piosenkę, jedną z piękniejszych piosenek o miłości.
Sanja Ilić nie żyje. My kiedyś tam - nie żyjemy już. Wielcy tego świata, pląsający w światłach reflektorów albo wykuwający przyszłość innych w zaciszach gabinetów - też są martwi, tylko jeszcze nie teraz. Więc przychodzi pytanie, czy Ilić naprawdę nie żyje? Chyba nie do końca, bo pomijając te najważniejsze kwestie metafizyczne, to żyje w nas jego muzyka. Żyje i żyć będzie, wszystko czym napełniamy świat i innych ludzi. To piękna z jednej strony prawda, a może z drugiej, dla tych co napełniają świat bólem, kłamstwem, krzywdą i przerażeniem - może być prawda okrutna.
No ale dośc. Dość biznesowo-przemysłowej pseudo-wideo-muzyki, której celem uprymitywnienie odbiorców. Dość występów pani Rihanna łapiącej się co rusz za krocze na czach widzów, w celu ubarwienia przydennych wytworów muzycznych. Czas na - może w jakimś sensie naszą, bo słowiańską muzykę - piosenkę o miłości.
Słowa:
Czekam, czekam na ciebie
Już oczy swoje wypłakałam
A ty mój miły nie wracasz...
Lasy i łąki szepczą, że nie wrócisz...
Pytałam, pytałam księżyca
Czy się przeglądał w twoich oczach
Pytałam ptaki czy widziały
Jak wracasz do mojego domu...
.
Modlę się
Byś powrócił znów
Modlę się
Byś pozostał na zawsze
Jak słońce
Miłością swoją ogrzał mnie
Tulił w ramionach
Noc i dzień.
Inne tematy w dziale Kultura