"Nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz nic" - tłumaczył ludziom zespół Buzu Squat - by wygłosić fundamentalne dla wszystkich ludzi przesłanie: - "Przejść wielką rzekę bez bólu i wyrzeczeń".
Serio. Możesz mieć fajny pomysł i zarobisz na kręceniu filmików milion dolarów. Nie musisz harować. Nie musisz cierpieć. Możesz też zapisać się do partii. Potem dostaniesz się na stanowisko. Albo wejść w odpowiedni układ. Najlepiej zostać celebrytą. To właśnie była pokusa, której uległ Pinokio w znanej bajce. Szedł do szkoły, czekała go nauka i długa, ciężka w sumie droga. Ale dostał ofertę, że może zostać celebrytą i dostać o wiele więcej za o wiele mniej wysiłku.
Właściwie to jest przesłanie współczesnego świata. Należy ci się. Należy ci się dobre życie. Należy ci się dodatek. Należy ci się szacunek. Należy ci się bezpieczeństwo. Należy ci się mieszkanie, dobrobyt, uznanie, opieka i właściwie wszystko ci się należy, bo jesteś takie wielki, taki dobry, taki wartościowy. Wszystko to na ciebie czeka. Tak jak na Pinokia, który o mały włos nie przypłacił zgody na "bez bólu i wyrzeczeń" utratą samego siebie.
Miami Heat wygrało pierwsze trzy mecze z Boston Celtic, w tym dwa pierwsze na boisku w Bostonie. W tym trzecim wygranym meczu po prostu zdeklasowali przeciwnika. Pozostało wygrać jeden, by wygrać całą serię, bo w playoff NBA gra się do 4 wygranych.
Ponieważ ten następny mecz grali na swoim boisku wszyscy zacierali ręce w oczekiwaniu na sukces. Tymczasem, przegrali. To nic, było 3:1 i trzy dalsze mecze. Przegrali mecz następny i zrobiło się 3:2, z tym, że następny miał być znów w Miami i Heat zapowiedziało rozstrzygnięcie właśnie u siebie. W Miami przegrali 6 mecz, trzeci z kolei i zrobiło się 3:3 z finalnym spotkaniem mającym odbyć się na boisku przeciwnika.
Tak naprawdę w serii tych meczów Boston-Miami chodziło o to jak daleko zawodnicy danej drużyny są w stanie posunąć się w wysiłku, poświęceniu, zaangażowaniu i determinacji. Pierwsze 3 mecze Boston przegrało, bo było zaszokowane determinacją Miami, gwałtowną obroną, bezpardonowymi wejściami pod kosz. Warto pamiętać, że aktualny sezon regularny Boston zakończył na 2 pozycji, a Miami na ostatniej w playoff - 8. Więc w 4 meczu Boston podniósł swoje zaangażowanie powyżej poziomu Miami i wygrał. 5 mecz upłynął podobnie. W przedostatnim szóstym Miami się zerwało do walki i dorównało wysiłkiem i zaangażowaniem Celtom z Bostonu, jednak przegrało jednym punktem.
Więc właśnie odbył się mecz 7 ostatni, w Bostonie. Celtics niesieni trzema kolejnymi zwycięstwami, Miami poszarpane porażkami mimo najwyższego zaangażowania. Początek meczu to punkty Celtics i kłapowatość Miami. Po 5 minutach zespół Heat zdobył wszystkiego 4 punkty czyli była tragedia. Celtics miało 9. Jednak Heat potrafił zrobić coś jeszcze. Potrafił przekroczyć swój maksymalny poziom wysiłku i intensywności gry. Ręce, ciała, podbródek Adebayo blokujący - z przewidywalnym skutkiem - łokieć Browna, wszystko to stopniowo zaczęło "dusić" zawodników z Bostonu. Szaleńczo zajadła obrona, przechwyty, uporczywa presja na wszystkich zawodników Celtics zaczęła odnosić skutek.
Tak się gra jak przeciwnik pozwala. Miami nie pozwoliło Bostonowi na frywolną grę, na bycie lepszymi, na prezentowanie swoich walorów. Zapłaciło za to nieopisanym wysiłkiem.
Po meczu prowadzący ceremonię nagród dla zwycięzcy konferencji wschodniej zapytał trenera Miami o wideo motywacyjne jakie pokazał swoim zawodnikom przed meczem.
- To nie wideo, to niesamowici ludzie, którzy stoją właśnie tutaj - zaczął odpowiedź Eric Spoelstra. - Stoimy na tej arenie w kurzu, krwi i pocie na naszych twarzach. Myślę, że wielu ludzi może znajdować inspirację w tej drużynie. Ponieważ trzeba cierpienia, by osiągnąć rzeczy, których się naprawdę chce. Zawodnicy pokazali hart ducha w obliczu tego co nieuniknione, w obliczu zawodów i porażek. Ale trzeba mieć wolę, żeby się pozbierać, mieć tą wspólną wiarę, by dalej walczyć o swoje, tak długo aż dopniesz swego.
- Chcę oddać szacunek Boston Celtics, to świetna drużyna i... oni nas uczynili lepszymi. Rok temu (Miami przegrało z Bostonem) to było bardzo dotkliwe. Myśleliśmy o tym przez cały sezon. I jeśli nie masz przeciwnika, który zmusi cię do wzniesienia się na następny poziom, czasem po prostu tam nie docierasz.
I to właściwie wszystko. Są jakby dwie takie strony. Ta, która oferuje ci przejście przez wielką rzekę bez bólu i wyrzeczeń, która ci oferuje wszystko co dobre, za niewiele. Jest i druga, która cię informuje, że to, co dobre, jednak kosztuje. Że liczy się twój wysiłek, zaparcie się i... tak niemodne słowo - poświęcenie. Że w końcu całe "zło", ból, cierpienie i przeciwności, z którym się zderzasz mogą być warunkiem twojego wzrostu, rozwoju, stania się kimś lepszym.
Sport często jest pogardzany jako pusta zastępcza rozrywka. Jest w tym - jak niemal we wszystkich stwierdzeniach - jakaś tam część racji. Jednak prawdziwa rywalizacja może nam coś uzmysławiać, może czegoś uczyć, jeśli tego, że gdy leżymy, to trzeba się podnieść, jeśli tego, że wysiłek w obliczu przeciwności jest tym, co naprawdę nas rozwija, to chyba dobrze.
Więc jeśli własnie leżymy, jeśli jesteśmy zdruzgotani, to bierzmy się w garść. Jeśli przyszłość wygląda marnie lub stoi w niej ściana nie do przebycia, to mobilizujmy się do większego i racjonalniejszego wysiłku niż do tej pory. Wszystko może być zagrożeniem lub wyzwaniem, zależnie od naszej postawy. To co było się nie liczy. Wszystko zaczyna się... dzisiaj.
Inne tematy w dziale Sport