*** Ostrzeżenie: Bardzo długi tekst. ***
Żyjemy w czasach końca. Nigdy dotąd agresja wobec ludzi nie osiągnęła takiego poziomu. Nigdy dotąd siły zła nie osiągnęły takiej potęgi. Zabijani przez sprzedajne elity, przeznaczeni do depopulacji przez plutokratów – bogów tego świata zbliżamy się do stanu, w jakim cała Ziemia stanie się wielkim, łagodnym, ale faktycznym, obozem koncentracyjnym. Nie wolno nam będzie podróżować – przecież już to robili, a przylot do największego imperium globu nadal wymaga zaświadczenia o wstrzyknięciu człowiekowi zaleconego mRNA. Nie masz wstrzykniętego mRNA, nie możesz podróżować, do Stanów.
Wzajemna agresja ludzi szczutych na siebie i poddawanych masowej obróbce psychologicznej odzwierciedla stan populacji myszy w ostatniej fazie eksperymentu Calhouna. Chodzi o myszy pozbawione realnych zagrożeń, ale i pozbawione możliwości realizacji naturalnych ról społecznych i wzorców zachowań. Wszystkie wymarły, bo na koniec nie chciały już po prostu mieć małych. Skupiły się na sobie, każda z osobna i na wzajemnym podgryzaniu się. I tak umarły. Wypisz wymaluj, skupieni na sobie, wzajemnie się gryzący ludzie. Te same zjawiska: narcyzm, egoizm, odrzucanie macierzyństwa, odrzucanie naturalnego seksu, zastępowanego abstynencją lub dziwadłami.
Ogłupiona populacja chodzi po ulicach, je, porusza się i wyznaje, że mężczyzna to kobieta. Uczeni na uniwersytetach, nie potrafią odpowiedzieć na pytanie: Kim jest kobieta? – To, jest osoba, która uważa się za kobietę – odpowiadają. – To znaczy za kogo? – pada ponowne pytanie. Następuje zapętlenie.
Nałożeniu ludziom kagańca i knebla w postaci obniżania widoczności ich przekazów, kasowania zasobów, towarzyszy wspomagające je bezpośrednie karanie. Agresja policyjna. Odbieranie źródła utrzymania itd. Mechanizmy szczucia jednych na drugich odgrywają tu dodatkową, istotną rolę, w wyniku której, nasi bliscy i znajomi oferowali nam zalecenia #ZostanWDomu oraz #ZałóżMaskę, a jak nie, to… dawano odczuć w taki czy inny agresywny sposób.
Teraz decydować chcą, co mamy jeść, mają zamykać nas i ekonomię z troski o Planetę. To lepsze niż plandemia. Nastolatkę z problemami psychicznymi, utrudniającymi jej naukę w zwykłej szkole, politycy i media uczynili prorokinią ludzkości. Chcą nas po prostu ogłupić, uwięzić, zredukować i delikatnie zabić. Najpierw unieważnić w nas człowieczeństwo, potem upośledzić naszą zdolność do działania, a na końcu, przestaniemy się mnożyć i jest ulga w kapsule eutanazyjnej. Nie będziemy mieć wreszcie niczego, a oni będa mieć wszystko, bo ktoś jednak to będzie miał, gorzki śmiech. Niestety z tą zidioconą, agresywną jak myszy Calhouna, zdegenerowaną internetem i perwersyjnymi, antyludzkimi wzorcami populacją, nic już się da zrobić. Ci w polityce i służbach przemocy przeszli na służbę u „kabalistów władzy i pieniędzy”. Możemy tylko otworzyć szampana i na tonącym Titanicu patrzeć, jak przez przechylone burty skaczą ludzie, jak pourywane części i sprzęty latają, raniąc i zabijając, jak kolejne tąpnięcie oceanu wsysa cały nasz świat głębiej, bliżej tego momentu, gdy morze zamknie się nad pokładem i następna, niewielka już fala zmyje kieliszki z naszego stolika, razem z nami, razem z ostatnim toastem. I potem będzie cisza i noc, poprzedzona rozdzierającym bólem agonii, wśród krzyków tych, którzy jeszcze nie utonęli.
Tyle, że to wszystko… nieprawda. Bo żyjemy w najlepszych czasach z możliwych. Czasach wyjątkowych. Właśnie dla nas. Możemy tak dużo. Mamy do dyspozycji wszystkie skarby ludzkiej myśli i kreatywności. Mamy do dyspozycji ponad 20% tlenu w otaczającej nas atmosferze. Mamy głowę, serce, dwie nogi, dwie ręce i – uwaga – dwoje oczu i dwoje uszu! Mamy zaistniały specjalnie dla nas, teraz – moment czasu i ze zdumieniem możemy obserwować następne pojawiające się chwile. Nawet cały dzień, ba… tydzień! Miesiąc! Bywa – to niemal nie do uwierzenia – rok!
Mamy płuca, które teraz nabierają spokojniej powietrza. Mamy usta, które mogą składać się w uśmiech. Mamy możliwość decydowania – co chcemy robić, zrobić, tu, teraz. Ja mam jeszcze upartego gołębia na balkonie, który zapałał uczuciem albo do mnie, albo do takiego kąta za barierką – obstawiam możliwość nr 2 – i okazuje kompletny brak strachu na mój widok, traktując moją własność, jako swoje lokum.
Mamy słońce, ale mamy przede wszystkim wysiłek, jaki możemy włożyć w cokolwiek dobrego, konkretnego, będącego korzystnym dla nas i dla innych. Mamy dowcipy, które możemy opowiadać i kilometry, które możemy pokonać. I czasem burzę, przez którą będzie trzeba przejść, co możemy uczynić – znów, dla nas i dla innych – korzyścią.
Mamy ludzi, którzy owszem, pomijają nas, są agresywni, sprzedadzą nas. Nie. Mamy tych samych, ale innych ludzi. Ludzi, którym możemy okazać jakiś gest zrozumienia. Drobny. Nie nachalny. Którzy nam okażą, jakiś gest zrozumienia. Mamy wokół siebie morze pozytywnych okazji. Właściwie trudno dostrzec miejsce w przestrzeni i czasie, które by taką okazją i możliwością nie było. Więc… co się z nami dzieje? Jaka jest rzeczywistość naprawdę?
„Jesteś tym, o czym myślisz cały dzień” – czy jakoś tak pisał ktoś tam, kiedyś, chyba Ralph Waldo Emerson. Ja bym uzupełnił, że „Jesteś tym, co odczuwasz cały dzień” – open rights (o) Zbychu 2023. Bo w naszym środku, jak ktoś chce – sercu, świadomości, umyśle, istnieje miejsce na odczucia i uczucia. One się tam pojawiają, z nas… i ze świata, a ściślej z tego, ku czemu kierujemy uwagę. I stajemy się tacy, jakie są ich barwy, jakie jest ich brzmienie. One nas wypełniają, nadają nam – tu w sensie psychiki – kształt i formę.
Istnieją jakby dwa światy. Jakby światy zupełnie równoległe, zupełnie do siebie nie przystające. I możemy żyć w jednym, i możemy żyć w drugim. I w konsekwencji, takim lub innym człowiekiem się stawać.
Więc czy możemy wybierać? Czy też, to wcale nie jest takie łatwe, bo rzeczywistość narzuca się z całą oczywistością. A jeśli wybierać, to jak? W oparciu o co? Jak to „o co”? W oparciu o naszą wiedzę, rozsądek, wolę. W oparciu o nas samych, w oparciu o „ja”. Z wnętrza naszego musimy czerpać siły i racje, rozum i wolę, którą mamy.
„Ja” posiada, „Ja” decyduje, „Ja” istnieje, „Ja” wobec świata. „Ja” podejmuje decyzje, wybiera kierunki, zgodnie z własną wolą. Te czasy dlatego są takie wspaniałe, bo najoczywiściej pokazują złudność i problematyczność takiego podejścia. Bo okazuje się, że twierdzenia Harariego, że człowiek jest sterowalnym zwierzęciem, sprawdzają się w praktyce. Bo te czasy, to wielki „włam” do „Ja” mnożonego przez 9 miliardów istnień. To poczucie bezradności „Ja”. To faktyczna sterowalność miliardy razy powtórzonego „Ja”.
Każdy z nas ma swoją kopię w komputerze bogów. Oni wiedzą. Wszystko. Trawieni przez „Trawienie”, strawić chcą wszystko inne. Skonsumować. Świat jest, stał się, systemem konsumpcji. Aby to było możliwe, każde „Ja”, akceptuje zasadę konsumpcji jako zasadę życia. I nie chodzi tu jedynie o doznania, pieniądze czy przyjemności, chodzi ostatecznie o władzę, kontrolę, nad wszystkim, ostatecznie nad samym sobą, ostatecznie nad „Ja”. „Ja” staje się celem, bogiem. Ponieważ jest bogiem, a nie Bogiem, to wymaga dla swego istnienia pożerania, wchłaniania, konsumpcji. Nieustannej, jeśli chce istnieć nieustannie. To właśnie sygnalizowały intuicje ludzi, używających – na określenie tego stanu – pojęcia… piekło.
Więc „Ja” w sobie samym, nie może odnaleźć tego, czego potrzebuje, „All we need is Love!” śpiewało czterech chłopaków w pierwszej satelitarnej transmisji telewizyjnej na Ziemi. Mieli na myśli miłość między młodym mężczyzną i takowąż kobietą. Ale najczęstsza i najsilniejsza miłość między ludźmi wcale nie ma charakteru seksualnego. To miłość między dziećmi i rodzicami. W ogóle miłość, to chyba jest imię Boga. Bo miłość jest intencją zwróconą w kierunku obiektu miłości. Jest wielkim, wszechobejmującym – „CHCĘ”. Chcę Ciebie. Chcę twojego istnienia. Chcę twojego wzrostu. Twojego rozwoju. Twojego szczęścia.
Więc Bóg jest owym „CHCĘ” zwróconym do całej istniejącej rzeczywistości, zwróconym w kierunku każdego z nas. Dlatego miłość jest właśnie twórcza, i stwórcza. Patrząc na świat, widzimy w sumie Boga. Te rozsypane po niebie gwiazdy, to słońce nurzające się w cienkiej warstwie mgły na widnokręgu. Galaktyki i kwazary istnieją wskutek owego CHCĘ. Dlatego właśnie istnieją czarne dziury i burze piaskowe na Marsie. Stąd się biorą pierścienie Saturna, ale i brzęczenie pszczół latem. Stąd się bierzemy my. I my się stajemy owym CHCĘ, ile razy zwracamy się do innych z jakąś formą dobra, rzetelności, sensownych wymagań, ale i uśmiechu. Miłość stwarza. Co? Wszystko. Także przez nas. Siebie nawzajem możemy budować, zamiast uszczuplać.
A jednak owo uszczuplanie, istnieje. Zło – istnieje. Nie na niby, nie jako kategoria, nazwa czy ocena. Istnieje namacalnie, krzywdzi ludzi i świat literalnie, bezpośrednio i nie da się tego zakrakać, zasłonić, odrzucić czy nie widzieć. Zło pojawia się jako możliwa konsekwencja działania Miłości, bo Miłość nie chce mechanizmu, bo na co nam bezmyślny, kompletnie niezdolny do własnych wyborów byt? Bo chcemy być – wybrani! Bo Miłość chce współ, współ-istnienia, bo na tym właśnie sama polega, na współ-istnieniu, a to znaczy, na wyborze miłości zwrotnej, która w ten sposób zamyka się między ludźmi, między człowiekiem a tym, co on kocha, nawet zwierzęciem, ale przede wszystkim między człowiekiem a Miłością. Tą podstawową, tą pierwszą. Miłość nie może nie dać temu, kogo kocha – WOLNOŚCI. Dlatego Miłość jest źródłem wolności. Dlatego czyni wolnym to, co czyni i czego CHCE. Po to, aby umożliwić temu czemuś, tutaj – człowiekowi, właśnie… miłość czyli Siebie.
Jednocześnie Rzeczywistość, w odniesieniu do której użyte tu było słowo „Miłość”, a używane w sensie religijnym bywa słowo Bóg, jest jakby kompletnie poza i ponad – człowiekiem. To znaczy jest w sposób dla człowieka NIEMOŻLIWY. Niemożliwy do pojęcia, zobaczenia, pomyślenia, odczucia, wyobrażenia, przeżycia, odbioru. Bóg jest kompletnie – poza. I to jest akurat bardzo dobrze, bo dzięki temu, jest zawsze dla człowieka – Nowy. Jest dla człowieka zawsze – Nieskończony, to znaczy nie kończący się. Jest nie kończącą się nowością.
Kiedyś pomyślałem, powiedziałem, odczułem, że Bóg jest jak oko cyklonu. Wszystko wokół szaleje, wszystko się zrywa i leci, człowiek przez to idzie, a gdy swoim wysiłkiem wejdzie w „oko cyklonu”, to nagle cisza. Spokój. Słońce nad głową. Inny świat. Ale jak się zwracać, jak docierać, do NIEMOŻLIWEGO? Może po prostu. Tak zwyczajnie, choć z wysiłkiem. Choć wbrew „ja”, jego żądzy istnienia, posiadania, nawet wiedzy. Może możemy po prostu mówić. Z uporem. Czasem szeptem. Czasem w huku burzy. Bo Bóg słucha. Bo Miłość, ze swoim CHCĘ jest bliżej nas i słucha nas uważniej i z większym natężeniem niż czuwająca przy dziecku matka. Słyszy każde nasze słowo. Czuje każdy nasz ból, czy poczucie desperacji, czy osamotnienia. Jest w każdej przeżywanej przez nas emocji, w każdym podejmowanym wysiłku, w każdej nadziei, w każdej radości. Bóg nas nigdy i za nic nie skaże. Skażemy siebie sami, jeśli postawimy na „ja”, jeśli nie wyjdziemy poza swoje „ja” w Jego kierunku, jeśli odrzucimy CHCĘ i zastąpimy je własnym „chcę”, jeśli spróbujemy być właścicielami, rzeczy, ludzi, świata, w ostateczności samych siebie. CHCĘ ciebie, zaprasza do wyjścia, właśnie „poza”, poza „ja”, do CHCĘ. Do wypowiedzenia, „Bądź wola twoja”, a ściślej „Przeniknij mnie”. I wtedy, wszystko się zmienia. I stajemy się – uratowani, w języku religijnym – zbawieni albo wybawieni. Wybawieni od „cyklonu”, od pozostania w „ja”, od oderwania się od CHCĘ, od wszystkich związanych z tym, straszliwych konsekwencji. Bo jedyną rzeczywistością osobnego „ja” jest zagrożenie i głód „istnienia”. Dlatego „ja” istnieje poprzez pochłanianie, pragnienie, żądzę kontroli, konsumpcję. Ale „My” biorące się z wyjścia ku Miłości, sprawia, że żadnych zagrożeń nie ma. Bo istniejemy zawsze w i z CHCĘ, bo Miłości nic nie jest w stanie się przeciwstawić, bo skaza na rzeczywistości jaką jest zło, przeminie, otorbi się w oddzielonym na wszezawsze stanie określanym jako „piekło”.
No dobrze, a jeśli jesteśmy właśnie w realnym obozie koncentracyjnym i jest 1941 rok? To możemy robić to, co nam cnota roztropności, może najbardziej obecnie zaniedbana z tak zwanych cnót czyli przymiotów, podpowie. Możemy przede wszystkim pozostać człowiekiem. Przebłyskiem Boga, prześwitem Miłości, jak to pokazał dobitnie i materialnie św. Maksymilian Kolbe. Możemy przetrwać, możemy zginąć. Ale my, nie giniemy, bo jesteśmy „My” z tym pierwotnym CHCĘ.
Więc… czas na pracę, zakupy. Czas na modlitwę, za tych z PiS, za tych z PO, za sąsiada, za siebie samego, aby Bóg nie pozwolił nam zgłupieć i przywiązać się do naszego „ja” w stopniu stawiającym je na tronie i ołtarzu. Aby pozwolił nam i pomógł nie napełniać się czernią, zgrozą, widokiem ciemności, która rozgości się w naszym sercu. Abyśmy byli Jego, to znaczy na słońcu, to znaczy z uśmiechem i zmrużeniem oczu. Czas… na odpoczynek i rozrywkę. Czas powiedzieć komuś Dzień dobry i pomóc lub okazać zrozumienie, gdy to będzie możliwe. Czas wziąć się za siebie, bo Bóg tego oczekuje od nas. Żebyśmy o siebie dbali, a nie tam w kółko, słodycze, alkohol, elektroniczny papieros w promocji przed telewizorem i powódź wstrząsających wiadomości. Czas poklepać zwierzaka i powiedzieć mu parę słów. Czas na nowy dzień. Następny prezent, jaki dzisiaj, otrzymujemy. Czas sparować się z owym CHCĘ, stworzyć drużynę, zespół. „Za ten suchar dam ci puchar”, ktoś zażartuje. No i dobrze. Poczucie humoru, jest przecież wyrazem. Czego? Tego co słowami określamy, a czego dobrze nazwać niepodobna. Jest dobrze. I okazuje się, że żyjemy w bardzo dobrych czasach. Bo w nas nie mieszka otchłań, do wpatrywania się w którą, zachęca nas ciągle zło. Bo w nas mieszka promień światła, nadziei, uśmiechu, czegoś twórczego. Także i wyrozumiałości, która zastępuje uporczywe potępiania wszystkich dookoła. Stajemy wtedy – dostrzegając potencjał dobra w tych określanych jako zło i zagrożenie – po stronie CHCĘ, po stronie Miłości. Oni z tego skorzystają albo nie, ale z całą pewnością bardzo potrzebują. Bo każdy człowiek bardzo potrzebuje, CHCĘ, chcę ciebie, widzę w tobie dobro, chcę twojego dobra. Sprawy wydają się proste. Wybór wydaje się prosty. Droga do jego realizacji taka już nie jest. Ani prosta, ani łatwa, ani wygodna. I to też jest bardzo dobrze. W ogóle, cholernymi szczęściarzami jesteśmy. Żyjemy w takich wspaniałych czasach. Jak to możliwe?
------------------------------------------
Blog macierzysty {TUTAJ}
Inne tematy w dziale Rozmaitości