Mówi Rafał Otoka-Frąckiewicz:
Urban "doprowadzał do sytuacji, w której fala nienawiści szła po społeczeństwie w jedną i w drugą stronę. Do podziałów, do stygmatyzowania całych grup społecznych. I to mnie zasmuciło w tym wszystkim, bo cała trójka (Kisiel, Rybiński, Urban) była perfekcyjna w swojej robocie, tych dwóch pierwszych w pozytywnym sensie tego słowa znaczeniu, ten ostatni nie do końca, bo cynizm nie jest dobry, w sensie myśleć tylko wyłącznie o sobie, nie patrząc na dobro innych ludzi.
Co mnie zasmuciło? Zasmuciło mnie to, że Urban wygrał. Dziś już nie ma żadnego Kisiela. Nie ma żadnego z felietonistów w Polsce o klasie Kisiela. Po prostu zapomnijmy o tym. Bo nie ma... Rybińskiego też nie ma. Nie mamy łobuza, który opisywałby rzeczywistość nie patrząc na nic, tylko waląc między oczy. Też takich felietonistów, dziennikarzy - nie mamy.
Co za to mamy? Mamy Urbana na pełnej kurtyzanie. Wszystkie media mówią Urbanem, wszyscy politycy mówią Urbanem, sądy mówią Urbanem.... Urban wygrał tą wojnę felietonistów z ostatnich 30 lat. Fakt, że żył dłużej, to jest inna sprawa, ale on to wygrał wtedy, kiedy umierał pan Rybiński. [Wygrał] Gdyż jego filozofia zgnojenia przeciwnika do imentu, napuszczania jednych na drugich, jest czymś, co jest wszechobecne wokół nas w dzisiejszej debacie publicznej.
Ktoś powie, że nie można porównywać, mówić dobrze o Urbanie. Ja uważam, że był świetny w swoim rzemiośle. I trzeba oddać zawsze przeciwnikowi, jeżeli jest dobry w swoim rzemiośle. Wiele osób mówi, że nie można o nim mówić dobrze, bo on właśnie mówił złe rzeczy i doprowadził do śmierci Popiełuszki m.in. i Przemyka. To ja powiem tak: A co powiedzieć na tych wszystkich pismaków, dziennikarzy, polityków, którzy w ostatnich dwu latach doprowadzili do śmierci ludzi, którzy nie dostali opieki zdrowotnej z powodu fantasmagorii nazywanej "dawidem". 200 tysięcy osób ekstra, zmarło. Tylko takie osoby jak Przemyk, ksiądz Niedzielski, Popiełuszko, znamy z nazwiska, w związku z tym chwyta to za serce i każdy wie, o kogo chodzi. Wiemy, kto doprowadził do ich śmierci... A w tej chwili mamy całą masę de facto anonimowych, bo kto zna nazwiska tych ludzi, dziennikarzy, polityków i setki tysięcy martwych Polaków, których nikt nie rozpozna z imienia i nazwiska. I czym to się różni? Skalą, tylko i wyłącznie chyba.
Bo jak mówił inny z mistrzów propagandy czyli Stalin, skala jest istotna. Jednostka - to tragedia, miliony - to tylko statystyka"
*****
Tyle Otoka-Frąckiewicz. Moje uzupełnienie:
Możliwe, że są, tacy jak Kisiel czy Rybiński. Możliwe, że są. Gdzieś tam. W mieszkaniu swoim, na ulicy. Jadą samochodem albo na rowerze. I co? I nic. Bo gdzie ich NIE MA? Nie ma ich w masowej przestrzeni publicznej, gdzie byli - czytani - i Kisiel i Rybiński. Dlaczego więc współczesnych Kisielów i Rybińskich nie ma w szerokiej przestrzeni publicznej?
To pytanie łączy się z pytaniem: Dlaczego politycy, media czy sądy mówią "Urbanem"?
Otóż dlatego - zgrozo - bo... Polacy właśnie tego chcą słuchać. Bo właśnie TO do nich - w większości - dociera. To znajduje w nich słuchaczy, oddźwięk i rezonans. Rybiński i Kisiel skończyliby dzisiaj w stworzonej im dziurce internetowej, bez żadnego wpływu ani echa w społeczeństwie.
I na tym właśnie polega zwycięstwo Jerzego Urbana, na tym, że Polacy chcą słuchać "Urbana", a nie Kisiela, że Polacy odzywają się do siebie "Urbanem", a nie Kisielem. Myślą "Urbanem", a nie Rybińskim. Że przepowiadana przez Urbana postać Polaka - jako tępego, głupiego, agresywnego prymitywa, w odniesieniu do większości okazała się... rzeczywistością.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo