Przyjemność od zawsze była "problemem". Parys zadurzył się w Helenie, żonie Menelaosa i wojna starła z powierzchni ziemi państwo-miasto Troję, która istniała wcześniej od ponad tysiąca lat. Obżarstwo i pijaństwo, używki i słodycze, współcześnie gry, social-media, porno i cała reszta reszta przyjemności nieodmiennie prowadzą do klęski w życiu tego, kto im się bez zahamowań oddaje.
Stąd od zawsze istniał rodzaj "anatemy". Przesłanie, postulat, szczególnie z kręgów religijnych, uznający przyjemność za... zło. Szczęśliwe i szlachetne życie więc polegać miało na braku przyjemności. Wydawało się to oczywiste, bo ludzie obserwowali do czego prowadzi uleganie tym "słodyczom". Do degeneracji człowieka. Mniej przyjemności - lepszy jego stan. Zero przyjemności - ideał, który człowieka może uratować i jego życie uczynić prawdziwie godnym, szlachetnym i szczęśliwym. Zacznie się wtedy człowiek oddawać temu, co ważne i potrzebne, zamiast szukać przyjemności. Oto droga "sprawiedliwych".
Wraz z postępem nauki, dowiadujemy się coraz więcej o samej naturze procesu doznawania przyjemności przez człowieka. Nie może być inaczej, jak tak tylko, że to wskutek procesów zachodzących w komórkach układu nerwowego my tę lub tamtą przyjemność doświadczamy. Pierwsze obrazy pobudzenia mózgu wskutek różnych przyjemności przynosiły szokujące informacje, że kokaina i cukier pobudzają te same jego rejony. Dzieje się tak, bo komórki układu nerwowego do komunikacji z otoczeniem używają "receptorów". Jakby drzwi i okien, przez które wpuszczają do środka lub wypuszczają na zewnątrz "światło", "gości", "przesyłki".
Istnieje pewien rodzaj "przesyłek" inaczej neuroprzekaźników, który te komórki podnosi w stan "wzbudzenia" i odczuwamy to jako... przyjemność! Komórki - producenci, tych "przesyłek" z napisem "przyjemność", zgrupowane są w pewnych strukturach w mózgu, i to dlatego "świecą" te same jego obszary, choć przyjemność jest różnego pochodzenia.
Rimonabant
W 2006 roku, po ciągu doświadczeń i długich badań klinicznych, Europejska Agencja Leków dopuściła do stosowania, odkryty w 1994r., środek przeciw otyłości Rimonabant. Prowadzone przez wiele lat badania dowiodły skuteczności tego leku w walce z nadmierną wagą. Nie były potrzebne diety. Nie trzeba było zmniejszać żołądków. Ludzie po prostu tracili zainteresowanie jedzeniem i wraz z tym, zbędne kilogramy. To było to! Przebadany, oczekiwany, skuteczny i potrzebny środek poprawiający zdrowie ludzi.
Rimonabant działał poprzez blokowanie pewnych posiadanych przez komórki "drzwi" i "okien", konkretnie chodziło o receptory CB1. Te same, które pobudzane sztucznymi - marihuana lub naturalnymi - produkowanymi przez organizm, substancjami, wywołują poczucie przyjemności. Ludzie po zażyciu Rimonabantu, po prostu tracili przyjemność z jedzenia. Tracili zainteresowanie jedzeniem, przynajmniej w takim zakresie, w jakim ten proces związany jest z jakąkolwiek przyjemnością.
Po ponad roku masowego stosowania w Unii Europejskiej pojawiły się jednak wątpliwości. Otóż ludzie na kuracji tym lekiem często tracili zdolność do odczuwania przyjemności z czegokolwiek. Wreszcie upragniony stan szlachetności! Nie "ciągnęło ich" do żadnych przyjemności. Efekt? Stopniowe, poważne pogorszenie nastroju. Po dalszych miesiącach stosowania okazało się, że 20% używających Rimonabant wpadło w kliniczną depresję, a wielu z nich popełniło samobójstwo. Tego było za wiele. Europejska Agencja Leków zakazała stosowania Rimonabantu.
Przyjemność jest nam niezbędna
Doświadczenie ze wspomnianym specyfikiem, ma kilka wymiarów. Ten, jak to bezpieczne są, zaaprobowane nawet po długich badaniach, leki. Ale i ten, że brak zdolności i w efekcie samego odczuwania przyjemności, jest dla człowieka trudny, niebezpieczny i może prowadzić do jego destrukcji.
Przeżywanie przyjemności okazuje się niezbędne dla zachowania równowagi psychicznej. Pomysły o wzniosłym i szczęśliwym życiu wolnym od przyjemności, okazały się wątpliwe i de facto groźne w ewentualnym zastosowaniu. Po prostu przyjemność jest potrzebna do szczęścia i równowagi. Jest - NATURALNA. Zaś prądy jej potępienia wynikają z prostych mechanizmów ekstrapolacji korzyści, biorących się z ograniczenia przyjemności - tych zgubnych, bądź nadmiernych. Takie uproszczenia i przesady, bywają dość standardowym mechanizmem myślenia ludzi i dotyczą rozmaitych dziedzin. A jednak obserwacja stojąca u podstaw tej konkretnej przesady - że hołdowanie przyjemnościom prowadzi do zguby, pozostaje słuszna. Dlaczego?
Dlaczego przyjemności bywają zabójcze?
Nie oszukujmy się. Nikt nie widział otyłej osoby wsuwającej w usta kolejnego pączka, hamburgera, popijającej chłodną coca-colę? Nie oszukujmy się - to jest p r z y j e m n e ! Te potrawy i napoje, są właśnie tak zrobione, żeby ich spożywanie wyzwalało w człowieku przejmujące uczucie przyjemności! Są... smaczne!
A gracze komputerowi, spędzajacy noce i dnie przed monitorem? A porno-holicy? A korzystający dziesiątki razy w ciągu dnia z mediów społecznościowych w komórce? O alkoholikach i narkomanach nie ma co wspominać, tak jak o hazardzistach, przez ciała których, przy każdej grze biegnie impuls przyjemności.
Te wszystkie przykłady są ilustracją zgubnego wpływu nadmiernej "konsumpcji" "słodkich doznań". Nadmiernej bo ****holik nie może p r z e s t a ć. Nie może bo chce więcej i więcej. Bo jest uzależniony. Dlaczego chce? Dlaczego mu mało?
Mechanizm uzależnienia od przyjemności
Dlaczego chcemy więcej przyjemności? Dlaczego sięgamy po drugą gałkę loda, po następną wiadomość, po kolejny etap gry, odcinek serialu, kieliszek itd? Istnieją po temu dwie fundamentalne przyczyny.
Po pierwsze mózg jest tak zbudowany, że po doznaniu przyjemności, dąży do ponownego jej doznania. Przyjemność jest walutą, w której natura wypłaca nagrody za zachowania prowadzące do przetrwania organizmu i gatunku. Dlatego przyjemność motywuje. Dlatego ludzie uprawiają seks. Dlatego, gdy latem i jesienią pojawiały się owoce, to były wyszukiwane i spożywane, bo to była rzadka możliwość dostarczenia organizmowi cennych witamin i mikroskładników. Dlatego uczuleni jesteśmy na "nowe wiadomości", bo one zwiększają naszą wiedzę o otoczeniu, a więc i perspektywy przetrwania. Przynajmniej tak sprawy miały się dawniej.
Te wszystkie mechanizmy tworzyły spójnie, precyzyjnie i efektywnie funkcjonujący system biologiczny obejmujący zarówno człowieka jak i całe jego otoczenie. Utrzymywały organizm w najlepszej możliwej formie. Utrzymywały rozwój gatunku. Bo, pomijając filozoficzno-etyczne rozważania, biologii nie da się oszukać. To znaczy na dłuższą metę. Te mechanizmy po prostu są i działają, mają konkretne przyczyny i konkretne cele. W środowisku naturalnym są jednoznacznie nakierowane na dobro człowieka i całej ludzkiej populacji. Ale...
#1 Ale człowiek zmienił środowisko
Kluczowa, a pomijana w oglądzie świata i człowieka, zmiana, to zmiana otoczenia przez człowieka. Nie żyjemy już więcej w stanie natury. Ani fizycznie, ani społecznie. Żyjemy w świecie zmodyfikowanym przez nas samych. Nie konkretnie może przez ciebie i mnie, ale ogólnie przez ludzi. Zachowania i aktywności korzystne i efektywne w jednym środowisku, mogą się okazać zgubne w innym. W jeziorze należy się poruszać aby pływać i utrzymać się na powierzchni. Te same zachowania w bagnie to przepis na szybkie pójście na dno.
Nagle, to, co słodkie, stało się dostępne 24 godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu, przez 52 tygodnie w roku. Nagle, nowe wiadomości stały się dostępne natychmiast, ciągle, w niemożliwej do przyswojenia wielości i ilości. Nagle, nagle. Nagle w sensie historycznym. Ale dla mechanizmów naszego organizmu, to jest wciąż nagle i nakierowanie na szukanie tego, co przynosi przyjemność, pcha nas nieodparcie w kierunku konsumpcji, do jakiej ani nasz organizm, ani nasza psychika nigdy nie były przygotowane ani zdolne. Zmiana środowiska zaskutkowała zwielokrotnieniem bodźców wywołujących w człowieku przyjemność.
#2 Ale zwielokrotnienie przyjemności uniemożliwia jej doświadczanie
Powtarzając w kółko zachowania dające nam przyjemność, jak jedzenie, social media, porno, alkohol i cała reszta przyjemnościowych uzależnień, chcemy tego więcej. Uzależniamy się. Można by to wyjaśnić znów przez prostą ekstrapolację, tzn. dążenie do przyjemności, powtarza się, bo przyjemności są osiągalne. To jednak kolejne błędne uproszczenie. Bo... potrzebujemy w i ę c e j tych bodźców, aby poczuć t ę s a m ą dawkę przyjemności. To znane zjawisko, szczególnie widoczne na przykładzie uzależnień od substancji. Narkoman zwiększa "działkę". Musi. Inaczej to już nie działa. Alkoholik pije więcej i częściej. Otyły pochłania większe porcje i nie przestaje jeść.
Chodzi o to, że przyjemność to pobudzenie komórek układu nerwowego. Jest dla nich jak ożywczy sprint. Zachłystują się powietrzem i tym "biegiem". Ale sprint ma swój koniec. Po stu metrach już nie ma się ochoty na dalszy wysiłek. A tu... następna dawka, następna komenda "Do startu gotowi...". Więc komórka się podrywa i znów biegnie. Ale tego nie można powtarzać za długo, bo tak naprawdę, może to doprowadzić komórkę, jak i człowieka, do uszkodzenia a nawet śmierci. to nie są żarty.
Więc komórki zamykają część "drzwi i okien" przyjmujących komendy do doświadczania przyjemności, zatykają uszy, mówiąc - mam dość, nie chcę więcej. Zatem aby ponownie odczuć przyjemność, człowiek musi dostarczyć więcej bodźców, więcej substancji, przysporzyć sobie częstszego i dłuższego korzystania z social-mediów, żeby przez pozostałe "okna" pobudzić komórkę ponownie do stanu odczuwanego jako przyjemność. Niezbędna dawka rośnie, stopień przeżywanej przyjemności maleje, co z kolei prowadzi do wzrostu dawki, co prowadzi do wzrostu zamknięcia się komórki na pobudzenie. Ta spirala to właśnie uzależnienie. Stan, w którym człowiek z jednej strony nieustannie stara dostarczyć sobie bodźców mających wywołać odczucie przyjemności, a z drugiej strony tej przyjemności ma coraz mniej i mniej.
Co gorsza, zamykane przez komórkę "okna" przepuszczały i inne pozytywne sygnały, przez co człowiek uzależniony, zamiast mieć więcej przyjemności i szczęścia, ma coraz więcej nieprzyjemności i cierpienia. I to była właśnie obserwacja, stojąca u przesłania odrzucenia wszelkich przyjemności i uznania ich za zło.
Obosieczny miecz
Przyjemność jest więc nam potrzebna, co więcej, jak wykazał "eksperyment" z Rimonabatem, wręcz niezbędna. Z drugiej strony, zmienione, czasem intencjonalnie wskutek inżynierii biologicznej lub społecznej, środowisko, skłania ludzi do korzystania z takich dawek bodźców mających wywoływać przyjemność, które skutkują brakiem jej odczuwania i uzależnieniem od szkodliwych substancji czy zachowań. Źle jest i za mało i za dużo. W stanie natury, było tych źródeł przyjemności z grubsza tyle ile się "należy". Dzisiaj jest inaczej.
Dlatego warto zachować zdrowy rozsądek, to znaczy używać struktury mózgu i procesów właściwych tylko ludziom, tym samym ludziom, którzy zmienili otoczenie, w jakim żyją w takim stopniu, że ich egzystencja i bieg biologiczno-naturalnych procesów stanął pod znakiem zapytania.
Warto zachować rozsądek, to znaczy nie dawać wiary skrajnym postulatom, iż życie bez przyjemności jest czymś chwalebnym i pożądanym. Jednocześnie trzeba sobie samemu narzucić dyscyplinę i dawkować doświadczanie tych przyjemności bo ich nadmiar, daje w efekcie ich brak i ogólną katastrofę. I to by było na tyle.
No to teraz czas na... małe co nieco - jak to mawiał Kubuś Puchatek :)
Zwróćmy jednak uwagę na owo "małe"! :)
Jeśli podobają ci się moje teksty, to... koniecznie spraw sobie odrobinę przyjemności :) Głębiej odetchniesz, jeśli to będzie odrobina i w tym lepszym humorze na pewno zrobisz coś dobrego. A co to będzie - ach... sam dobrze zdecydujesz.
Inne tematy w dziale Rozmaitości