Czym jest cierpienie? Ból? Przechodząca obok śmierć? Jest sygnałem. Sygnałem czego? Sygnałem, że co? Że coś jest nie tak. Fala cierpienia, doświadczenie bólu jest wiadomością, że coś jest nie tak. Z czym jest nie tak? Co jest nie tak?
Prawdopodobnie, wszystko. To znaczy? To znaczy to, jak postrzegasz świat, życie, siebie, ludzi, instytucje, idee. Serio? Serio.
Człowiek żyje w oparciu o pewien schemat. Najpierw ma pewien obraz rzeczywistości, "widzi" rzeczywistość, "wie" "jak jest" i "jak powinno być". Następnie w oparci o tą wiedzę i świadomość podejmuje działania, bo każdy zawsze podejmuje jakieś działania. W następstwie doświadcza skutków, rzeczywistość przynosi mu "odczucia".
Tak długo, jak te "odczucia" są dobre, jak mieszczą się w granicach znośnego komfortu, są "do wytrzymania", tak długo człowiek nie zmieni swojego systemu przekonań, systemu wartości, wierzeń, poglądów, opinii, widzenia świata, siebie, ludzi, tego "jak powinno być". To jest całkowicie naturalna postawa. Dlatego zmiana poglądów, gdy "da się żyć" jest tak rzadka. Dlatego ludzie, którym życie nie "dowaliło w pysk", będą swojego poglądu na nie zaciekle bronić, bo "widzą", że jest "prawdziwy". Dlatego cierpienie, druzgocący ból, katastrofa jak w filmie "Grek Zorba" i jakaś poważniejsza, są zawsze szansą, rzadką szansą, oknem, w którym możemy dostrzec, że z naszymi poglądami na rzeczywistość, daleko nie zajdziemy, że coś z nimi jest nie tak.
Trudności, opresja i ból są sygnałami. Tak jak ból jest sygnałem w obszarze fizjologii organizmu. To przykre, ale to korzystne, bo... to informacja skłaniająca do działania, w wymiarze życiowym i społecznym, do przewartościowań, korekty opinii, przebudowania obrazu sytuacji, przesunięcia "wartości".
Wspomniany jednak proces, wymaga myślenia. Wymaga też odwagi, odbicia od "znanego brzegu". Wymaga zakwestionowania przyjętych przez nas, wdrukowywanych w nas pracowicie poglądów. A ci, co je wdrukowują, robią wszystko, żebyś... nie myślał.
Mamy wiernie i posłusznie powtarzać, nauki przekazywane przez godniejszych, wtajemniczonych, uprawnionych. Sama myśl, że może inaczej, to już grzech. Najgorszy z możliwych. Nauczyciele religijni, co co mają dostęp do Pana Boga, co mówią "w Jego imieniu" nieustannie kształtują tak słuchających. Bo ich nauka jest święta i niezmienna. Bo oni "znają prawdę". A ty nie znasz. A tam straszne, za granicą całkowitego posłuszeństwa, na ścieżkach własnego myślenia.
Nie należy za dużo myśleć, informuje New York Times, ustami swojego dziennikarza, wskazującego na niebezpieczeństwo samodzielnego myślenia, które może prowadzić do strasznych dla człowieka, ale i dla społeczeństwa konsekwencji. To samo onet.pl. To samo, w miliardach razy, powtarzają wierni nowych politycznych, sanitarnych i ekologicznych religii: - Musimy komuś WIERZYĆ! Sami się "nie znamy". Oni "znają prawdę"! Samodzielne myślenie jest groźne dla ciebie, ale i dla nas, dla wszystkich pozostałych... To w imię tej idei, magnaci plutokraci, wprowadzają każdej godziny cenzurę, wyłączanie, uciszanie, kształtowanie.
Kultura, szczególnie ta dawna, tworzona oddolnie i samorzutnie, jest dla człowieka podporą, podstawą. Z samej swojej istoty narzuca człowiekowi ograniczenia i wzorce. W większości po to, by go chronić i wspierać. Kultura współczesna ma inne pochodzenie. Jest owocem inżynierii społecznej, presji wywieranej na ludziach przez nieludzkich psychopatów, których choroba to chciwość. Chciwość wszystkiego.
Więc gdy się uderzymy w głowę, to możemy się obudzić, stwierdzić, że coś jest nie tak. Że tak się nie da. Że trzeba słuchać innych, ale to nie znaczy im ufać bezwzględnie. Że trzeba słuchać "siebie", ale nie bezwzględnie. Ból może być dla nas darem, szansą na przetarcie oczu, zobaczenie rzeczy - jakimi są, choćby nie był to widok fajny. Więc nie miejmy pretensji, do "trudnych czasów". Do "nieszczęść", które nas dotykają rozmaitym cierpieniem. To naturalne sygnały rzeczywistości, która, chce nam pomóc, chce nas obudzić z somnambulicznego transu, w którym pogrążeni, przemierzamy przestrzeń i czas, często pod dyktando jeszcze bardziej oderwanych od rzeczywistości "nauczycieli". W samej rzeczywistości nie ma nic złego. Jest, jaka jest. Z faktu, że jej doświadczamy już wynika pozytyw, bo to znaczy, że żyjemy, a żyjąc, możemy w niej i z nią, zrobić coś dobrego. Dla innych. Dla siebie. Dla wszystkich. Pod warunkiem, że będziemy mieli odwagę, odbić od brzegu własnego komfortu, które to odbicie Rzeczywistość nam czasem ułatwia, soczystym kopniakiem w twarz.
A potem? Potem będziemy "w podróży" albo "na pielgrzymce". Będziemy m u s i e l i tworzyć nowy obraz sytuacji, nowe zachowania względem siebie i innych. Będziemy na nowo "stwarzać" "naszą rzeczywistość", fizyczną rzeczywistość i po części samych siebie. Może takie jest nasze powołanie i cel. Może też na tym, w jakieś mierze, polega nasze podobieństwo, do ...
-----------------------------------------------------------------------------
Mój blog społeczny można czytać {TUTAJ}
Mój blog pielgrzymkowo religijny jest {TUTAJ}
Moją książkę można kupić {TAM} :)
-----------------------------------------------------------------------------
Obrazek na dobry dzień :)
Źródło grafiki: https://www.entrepreneur.com/article/277161
Inne tematy w dziale Rozmaitości