Pisałem o tym wiele razy. Lipa. Barachło. Tandeta. W muzyce, w filmie i tak dalej. Plutokratyczne konie chciwości, raz zagarnąwszy "biznes" w jakimś obszarze sztuki sprowadzają ją do poziomu wycierania stołów. Muzyka? Czy rap to muzyka? Czy to, co teraz, choćby stało koło muzyki lat 60, 70, 80? Czy filmy z wcześniejszych lat nie biją na głowę, filmowego popcornu dla ćwierćgłówków jakie produkowany jest teraz, którego jedynym przesłaniem jest niemyślenie i tzw. wokeizm?
Chciwość, pragnienie kontroli i dominacji, są bezpłodne. Owszem, potrafią sobie podporządkować rzeczywistość i przemieniać ją w złoto. Ale tym się człowiek "nie naje".
Miałem tę wątpliwość, że jako człowiek "dojrzały" widzę rzeczy subiektywnie. Że to sentymentalizm za przeszłością i fanaberie. Ale nie. Słucham postępowca w sumie mainstreamowego jakim jest Dave Rubin, a ten mówi tak:
- Myślałem ostatnio o tym, że już nie pamiętam kiedy to było, gdy usłyszałem jakiegoś nowego muzyka, który by mnie poruszył albo zobaczył jakiś przedmiot sztuki, który byłby nowy, który by do mnie przemawiał. To się zdarza obecnie tak ogromnie rzadko.
Ta tendencja tandetyzacji dotyczy nie tylko sztuki. Dotyczy wszystkiego. Można by Galadrielą z epopei Tolkiena powiedzieć:
"The world is changed. I feel it in the water. I feel it in the earth. I smell it in the air."
Świat się zmienił. Widzę to w wodzie. Obieram to w drżeniu ziemi. Czuję to w zapachu wiatru.
Wskutek tego i my się zmieniamy. Nie dopuśćmy do tego. Witajmy słońce.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo