Usiadłem wygodnie, zamknąłem oczy. On grał. Nie minął wcale długi moment, jak zorientowałem się, że nie jestem na sali koncertowej, nawet nie słucham muzyki. Nie było jej. Był zakręt rzeki i płacząca wierzba nad nią pochylona. Woda skrzyła się w słońcu, wiał lekki wiatr. Chwilę potem ciemne chmury na łanami zbóż. Zaczęło padać. Ona... jej włosy na wietrze. Oni, na koniach. Ten biało-czerwony proporczyk.
Ale nie! Muzyka znów się pojawiła. Kamil sypał ją jakby z wielkiego worka, a z niego wypadał grad błyszczących nut. I tak się człowiek za nimi oglądał. Było cudnie. Niesamowicie. Wszystko co najpiękniejsze w Polsce. Jej duma, piękno, ufność we własne siły. Cudnie było!
Ale już Chińczyk, to kończę.
https://www.youtube.com/watch?v=71dPBPoFoic
Uff... już po występie HAO RAO. Jak dla mnie Chińczyk zagrał bardzo dobrze, momentami nawet śpiewnie, ale nie przekonał mnie. Brak mu było dojrzałości. Sama muzyka to za mało. Muzyka musi przenosić, uczucia, obrazy, bliżej nieco dotykać samego piękna.
No ale.... ja się nie znam :)
Inne tematy w dziale Kultura