Zbiór zasłyszanych nad rzeką nonsensów:
Bo nie jesteśmy połączeni. Nie tworzymy "tkaniny". Jesteśmy niezwiązanym ze sobą zbiorem jednostek, biorących pod uwagę - tak naprawdę - tylko własne interesy i przekonanych, że - tak naprawdę - tam nieco wyżej nas "nic nie możemy zrobić", więc należy się zająć bezpośrednimi osobistymi sprawami i... jakoś to będzie. I może słusznie.
Dawniej było plemię. Był jakiś zjazd, zbór, zbiór, gdzie przybywano i się spierano, decydowano, wybierano. Plemię chciało to, chciało tamto. Było "polis" i republika. Potem byli władcy. Władcy łączyli swoich ludzi, bo im na tym zależało, bo "połączeni ludzie", byli władcy potrzebni. Do czego? Głównie do walki z innymi władcami. Więc my Francuzi, my Niemcy.
Wreszcie łączyły nas instytucje. Choćby takie jak Kościół. Spajające wszystko i wszystkich w jakąś całość. Jeszcze idee i podzielane wartości, ale to już mniej. Niestety instytucje się zdegenerowały i w miejsce funkcji kośćca łączącego ludzi w całość, stały się kolejnym żerowiskiem dla osób, które w nich funkcjonują.
A instytucje się zdegenerowały, bo nie ma podstawy, dla której, funkcjonujące w ich ramach osoby, miałyby się oprzeć prywacie, egoizmowi, deprawacji. Bo "każdy musi dbać o siebie". Bo nie ma tak naprawdę, żadnego powszechnie uznawanego i stabilnego systemu wartości oprócz "dbania o siebie". "Ja ponad wszystko" - hasło postmodernizmu - stało się realnym wyznaniem wiary.
Także dlatego nie jesteśmy połączeni, bo "wiemy", że my nic nie możemy. Ale mamy lekarstwo, jednak możemy! Wybierać! I tak stworzono ponure szyderstwo z ludzi, jakim się stały powszechne polityczne wybory, które stały się tym, co ideologowie komunizmu przypisywali religii - opium dla ludu. W końcu ludzie zdają sobie sprawę, że "możemy wybierać, ale to i tak nic nie" da, i... machają ręką. I trudno im odmówić racji, bo współcześni tak zwani politycy, to aktorzy grający przypisane im role. Ale to nie lud jest reżyserem. "Tak czy owak, wyjdzie Nowak". Choć oczywiście udawał będzie Kowalskiego. Im skuteczniej tym lepiej.
Jesteśmy BEZRADNI, bo nie ma "my", bo nie jesteśmy połączeni. Więc może tego drugiego przynajmniej wyprzedzić, podeptać, kopnąć, jakoś lżej na duszy i może stan się poprawi. Ustawiczny proces pacyfizacji, feminizacji, dziecinnienia, mentalnej kastracji ludzi robi swoje. Uległość i bierność wobec zagrożeń i siły stały się modus operandi większości. Lękliwość i obawa jest dzisiaj cnotą obywatelską. Duży wkład w tę zmianę, w to tworzenie nowego "pokojowego" człowieka ma Kościół. Nie tylko katolicki. Posłuszny wobec władz "cywilnych". Opresyjny wobec tych, co ich niżej ustawił. To znowu pozwalający na wszystko, wszystkim, byle nie krytykowali i dali jeszcze chwilę, jeszcze trochę lat, pożyć. Tylko bądźcie posłuszni. Tylko pochylcie głowy.
Więc teraz jest zbiorowisko kompletnie niezwiązanych ze sobą, egoistycznie nastawionych, pozbawionych realnych wartości - przekraczających egoizm - ludzi. Nie wszyscy. Znacząca większość. W tym luźnym piasku, wszystko powoli przestaje mieć znaczenie. Ktoś wyjdzie na ulicę i zacznie krzyczeć, że dwa plus dwa równa się cztery, w czasie gdy władza i media, i ludzie, powtarzają, że to siedemnaście. I co? I nic. Wzruszą ramionami. Pochylą lub odwrócą głowy. Niektórzy powiedzą, "No cztery, i co?". Pójdą do swoich spraw, bo tylko na tym im zależy. Prawda - nie ma znaczenia.
Naszym współczesnym władcom - znów - wcale nie chodzi o to, żebyśmy byli połączeni. Zupełnie odwrotnie. Siłą swej władzy ustawicznie nas dzielą, skłócają, separują, odłączają od siebie. Zamykają w mieszkaniach, domach, pokojach, ekranach przekaźników. Bo przecież nasi władcy to nie politycy, oni są tylko na posyłki. Aż żal patrzeć, ale swoją dolę biorą. Prawdziwi władcy są rządzonym nie znani. I na tym właśnie polega ich potęga i władza, bo nieznani, nie są nigdy i przed nikim odpowiedzialni.
I tak znaleźliśmy się w krainie "Bez wartości", uczepieni wąskiego własnego egoizmu, miotani kolejnymi falami obostrzeń, szczepień, zakażeń i śmierci. "Nie mogący nic", bo nawet krzyk jest bez znaczenia. Z naszymi "przedstawicielami" zepsutymi do szpiku kości. Z naszymi instytucjami zdegenerowanymi do poziomu żerowisk.
Niektórzy cwani, co właśnie wygrywają, kłamstwem, kłamstewkiem, mamoną sypaną przez władców, za którą zatrudniają "gończe psy" zarządzające stadem. Inni dryfują, widząc, że jedyne, co mogą, to zadbać o siebie. Jak długo się da.
Bo... nie jesteśmy połączeni. Bo "Jedni drugich ciężary noście" zostało unieważnione w przenośni i w realności, a ten, kto się temu unieważnieniu nie pokłoni, zostanie przygięty do ziemi i wbity w jej pył, nogami bezimiennego tłumu wyznawców jedynej współczesnej religii - egoizmu. A ten egoizm, ma różne formy, od hedonistycznej po religijną.
Bo... nie jesteśmy połączeni. Bo bardzo o to dbają. Bo sami zaakceptowaliśmy "małe odstępstwa", bo "kto będzie niewierny w małej sprawie, będzie niewierny i w wielkiej". Bo nie mamy niczego, na czym można by się oprzeć. Bo liczy się dla nas wyłącznie nasze JA. I dlatego właśnie, jak pisał proroczo poeta:
festiwal Apokalipsy pochodnie samozwańcza Sybilla
rozgrzeszała pijane tłumy wyznawców obfitości
zdeptane ciało Boga wleczono w triumfie i w pyle
tak spełnia się finimono zastawione stoły etruskie
w koszulach splamionych winem nieświadomi losu świętują
barbarzyńcy przychodzą na koniec aby przeciąć aortę
Inne tematy w dziale Społeczeństwo