Od dłuższego czasu przez internet przelewa się morze oskarżeń, pomówień i epitetów pod adresem polityków. A to, że to ku*wy, a to, że prostytutki. W ten niedopuszczalny sposób ludzie wyrażają swoją frustrację, ze spostrzeżenia, iż politycy wcale nie działają w interesie społeczeństwa, ale w interesie jakichś innych, nie zawsze łatwych do bezpośredniego wskazania grup, osób i podmiotów.
Powstaje "przekop", powstają "fundusze emerytalne", co rusz jakieś głupie, ale ogromne finansowo wydatki i zakupy albo sprzedaże, jak ten polegający na prywatyzacji telekomunikacji państwowej poprzez sprzedaż jej telekomunikacji państwowej innego kraju. Ostatnio akcja "wyszczepiania" ludzkiej trzody z loterią pełną nagród, jako dość okrutna kopia obcych nam kulturowo wygłupów zza oceanu.
Czy jednak politycy nie mają racji, kierując się interesem wąskim i własnym, zamiast ogólnospołecznym, ogólnonarodowym? Zadajmy inne pytanie: Co ty byś zrobił(a) dla polityka, którego popierasz? Nadstawiłbyś za niego karku? Ile takich postaw jest w wymiarze procentowym? Mówiąc krótko: Czy społeczeństwo jest solidarne ze swoimi politykami?
""Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju" - mówił onegdaj JFK. Że skrót? Że nie wiadomo? No dobra, prezydent USA John Kennedy. "Nie pytaj co polityk ma zrobić dla ciebie, odpowiedz co ty, zechcesz zrobić dla niego", można by dzisiaj powiedzieć.
Takie pytania generalnie rzecz biorąc wydają się po prostu niestosowne. Polityk wdarł się na samą górę. Ma kasę i przywileje. Ma dbać o siebie, a nam się należy od niego i od kraju - tu zaczyna się długa lista. Politycy doskonale wiedzą, że takie jest realne nastawienie przytłaczającej większości populacji. Wiedzą i wyciągają wnioski.
Oto bowiem jest potwór, opisywany tak trafnie przez Zbigniewa Herberta. Nieuchwytny, nie do złapania za rękę. O jego istnieniu wiemy jednak z całą pewnością, widząc skutki jego działań. Że Kennedy'ego zamordowali? A co to nas obchodzi? Co to obchodzi Amerykanów? To jego problem. Tego zamordowanego. Że czterech polityków afrykańskich przeciwnych tzw. pandemii nie żyje? Ich sprawa. Czy ktoś stanął w ich obronie? Próbował coś wyjaśniać?
Ale co można wyjaśniać w kraju, w którym zamordowano byłego głównego komendanta policji i... nic. W którym były szef elitarnej jednostki wojskowej schodzi na chwilę do garażu po to, żeby tam zginąć od "samobójstwa". Przecież lista dziwacznych zdarzeń nie ma końca i mają rację obecni politycy, że niczego nie wyjaśniają i nie wyjaśnią, bo skoro nawet w ABW jest tak ślisko, że jeden z pracowników wypadł w biały dzień z czwartego piętra, to o czym w ogóle mówić?
Polityk, który jako jedyny w Afryce zapewnił swoim ludziom pieniądze z ropy naftowej, który podniósł ich poziom życia do niespotykanego na tym kontynencie poziomu, w chwili gdy obcy za pomocą najemników się za niego wzięli, to został we własnym kraju, wśród tych ludzi, którym sporo dobra uczynił, zupełnie sam. Nikt się nie przyznał do solidarności z nim. Jego marzenia, że rozda broń i lud go obroni okazały się fantazmatami. Więc...
Co ty zrobisz dla Jarosława Kaczyńskiego? Oczywiście o ile go popierasz. Pogardłujesz i zagłosujesz? A jeśli popierasz Budkę, Tuska, Hołownię czy innego polityka? Co w chwili próby dla nich gotów jesteś poświecić? Odpowiedź brzmi - Nic.
I tak oto spełnia się i materializuje postmodernistyczny obraz ludzkości jako zbioru będących ze sobą w ustawicznym konflikcie sił i osób. Taka właśnie jest realność. Liczy się wyłącznie korzyść moja i ja. Wszystko inne liczy się o tyle, ile sprzyja mojej korzyści i mnie. W takiej sytuacji, wygrywają zawsze - najsilniejsi, jak to w "naturze". Ci co mają najwięcej. Czego? Wszystkiego.
Więc politycy mają wybór: solidarność z wyborcami czy solidarność z... nazwijmy to ludźmi cienia. I ten wybór jest oczywisty. Bo ludzie cienia jednak mogą politykowi coś zapewnić. Ten plutokratycznego rodowodu konglomerat bogactwa, przemocy, służb i korporacji, działa racjonalnie. Daje realne oferty. Z nim można pójść na układ, który jest wiadomy. A jak człowiek za bardzo rozrabia, to przychodzi piątek, po którym prokuratura przez dwa dni nie pracuje i wiadomo, dwóch panów, z których jeden nazywa się "zły", drugi "nastrój". Potem... dopiero poniedziałek.
Więc nie ma solidarności. Nie ma solidarności między ludźmi a władzą. Między ludźmi, między sobą. Większość więzów i relacji ma charakter pozorny, przygodny i płytki. Sprawy realne są tam, gdzie się o nich nie mówi. - No ale wybory! No ale przecież oni mówią - ktoś zacznie. Tak można bez końca. Tylko po co? Zresztą koniec, pod nazwą Wielki Reset jest już na wyciągnięcie ręki. Bo na tej tak zwanej pandemii się na pewno nie skończy. Oni to wiedzą. Politycy to wiedzą. Idzie coś większego i mocniejszego, takiego, że wszyscy grzecznie będą siedzieć w swoich mieszkaniach. I tam z czasem odchodzić do innego świata.
Więc nie gańmy polityków. Zachowują się racjonalnie. Starają się przeżyć i mieć sensowne warunki bytu. Tak samo jak my. A że to wymaga ciągłej mistyfikacji, ciągłego oplatania bzdur o służbie narodowi i temu podobnych, to przecież każdy normalny to widzi, a jak nie widzi to głupi, znaczy sam sobie winien. Że działają czasem na szkodę ludzi? No cóż, działają jak muszą. Możemy jeszcze trochę pokrzyczeć i się na nich powyżywać. Potem "uwierzyć" w następnych, którzy już są przygotowywani przez system. Możemy się miotać. W bagnach i ruchomych piaskach to tylko przyspiesza, z góry zaplanowany, naturalny proces.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo