Nasze życie nie należy do nas
W nieprzeliczony sposób łącząc się z życiem innych
z tym co minęło i będzie
każdym czynem złym lub dobrym
tworzy... przyszłość..."
- mówi Sonmi-451 w "Cloud Atlas". Sonmi nie jest nikim wyjątkowym i jednocześnie jest. Jest 451 egzemplarzem organizmu ludzkiego produkowanego przez korporacje. Wieki później ludzie myślą, że Sonmi to bogini, która stworzyła świat, a przecież jedynym czynem, na jaki się zdobyła, było wypowiedzenie prawdy, za cenę życia.
- Cóż to jest prawda? - brzmi w uszach każdego i każdej z nas pytanie zarządcy Palestyny zadane 2000 lat temu. Nie pytał złośliwie. Wyrażał naturalny sceptycyzm. Wyrażał - nas.
- Chodzi o to, byś opowiedziała swoją wersję prawdy - mówi do Sonmi urzędnik "Jednomyślności". I znów. Bez ataku, bez szyderstwa, obiektywnie. - Prawda jest jedna - odpowiada skośnooka dziewczyna. - Pozostałe jej wersje to... nieprawdy.
Stojąc po stronie Piłata, który nie był przecież złym człowiekiem, po stronie postaci filmowej urzędnika "Jednomyślności", wyrażamy tę treść, ten opis rzeczywistości, tę jej postać, że prawdy jednej - nie ma. A co za tym idzie, nie ma jednego - sensu życia. Nie ma czegoś, co samo życie, nasze życie, miałoby przekraczać. Chwytaj dzień! - brzmi od Horacego. To twoje życie jest prawdą. Nie sposób odmówić racji tego typu stwierdzeniom i zachętom.
Gdy święta Matka Teresa zaczęła w Kalkucie zupełnie po omacku wykonywać swoje/nieswoje zadanie, to coś się w Indiach zmieniło. To Hindusi patrzyli na nią z oniemieniem. A przecież, nie robiła nic specjalnego ani wielkiego, bo co może zrobić pojedyncza, niewielka, biedna kobieta? Nic przecież. Za to plutokrata w sweterku w serek, może wszystko, właściwie wszystko.
Więc zrobiła, co mogła, zrobiła swoje "nic". Wzięła umierającego na ulicy człowieka i zaniosła go do jakiegoś domu, pomieszczenia. I tam dała mu to, co miała, może trochę wody i jedzenia. Podanie ręki. Swoją obecność. Ale dała mu coś o wiele więcej. Dała mu diament przyniesiony na Ziemię przez Jezusa Chrystusa. Dała mu kamień węgielny cywilizacji Zachodu. Dała mu... MY.
Pokazała mu dosłownie i w przenośni, dotykalnie i naprawdę, że nie jest sam. Nawet w chwili najgorszego upodlenia, zapomnienia, umierania. I to właśnie, było jak dźwięk, wobec którego pękają szklanki, walą się mury. Było wibracją innego świata. Było inną rzeczywistością
Cloud Atlas jest urzekający wizualnie. Ten żaglowiec na wodzie z całym pięknem dawnych statków, Sonmi naprzeciwko mechanicznego drapieżnika, z futurystycznym Seulem w tle, Londyn o poranku. Przez trzy godziny trzyma widza w napięciu, którego osnową, nicią prowadzącą jest muzyczny motyw "Atlasu Chmur". Czy możemy stać się muzyką? Czy możemy stać się tym, co robimy?
Pewnie tak, takie postaci jak właśnie wspomniana św. Matka Teresa, jak Korczak, jak Michał Anioł, jak naukowcy, odkrywcy, święci. Jak matka pochylona nad dzieckiem, jak każdy z nas czasami... - możemy się stać tym, co robimy. W pełni. Bez marginesu "dla siebie". Wtedy... nasze życie nie należy do nas. Jesteśmy połączeni na wszelkie możliwe sposoby, z tym, co było i z tym, co będzie, ze wszystkimi innymi. To znaczy nasze życie jest tak połączone. Staje się nutą w tworzącej się symfonii, zdaniem w piszącej się powieści, nicią w rozwijającym się dywanie ludzkich losów poprzez wieki i milenia. I wtedy nic, z tego, co robimy, żadne słowo, żaden czyn, żadna nawet myśl - nie jest... bez znaczenia. Zupełnie przeciwnie staje się dziedzictwem, całej ludzkości w jego nieskończonym niemal bogactwie i wymiarze. Każdą myślą, czynem, słowem - kształtujemy rzeczywistość, teraz i na zawsze. Dlatego właśnie tak niewyobrażalną wagę i rolę, ma każdy nasz gest i postępowanie.
Na przeciwko owego MY wyrażanego przez Zachód i chrześcijaństwo, ale przecież nie tylko przez Zachód i chrześcijaństwo, staje od zawsze JA. JA. które nie zamierza być - twórczą, ale jednak - częścią całości. JA, dla którego wszystko inne jest środkiem przetrwania i wzrostu. Cała pozostała rzeczywistość, wszyscy inni ludzie... JA, które wchłania, które podporządkowuje sobie, które chce żyć za WSZELKĄ cenę. Cena, jaką są inni ludzie, jest tutaj jak najbardziej do szybkiego uiszczenia. Dla JA istnieje tylko ono samo.
Kłopot z JA jest taki, że jest ono, wiecznie zagrożone. Dlatego stara się przeżyć, za wspomnianą każdą cenę. Bowiem oprócz przeżycia samo z siebie, nie istnieje w żaden inny sposób. MY istnieje w sposób nieprzeliczalny. - Nasze życie nie należy do nas - jak mówi filmowa Sonmi - ono należy do wszystkich innych. I to nie tylko do tych, których spotkamy czy na których będziemy oddziaływać. Ono należy do tych, co byli kiedyś, bo się z nimi w sposób nierozerwalny łączy, należy do tych, co będą kiedyś, bo w nich będzie część nas. Nasze życie jako MY jest naszym wkładem we... wszystko.
Więc może dlatego współczesne czasy są takie straszne. Bo tak naprawdę, jest to rewolucja JA wobec MY. JA gnijące w sercach plutokratów, w ich degradującym się wnętrzu, promieniuje na świat, na ludzi, żądzą, by go zdominować, zawłaszczyć, posiąść, wszystko i wszystkich. By w każdym zaciemniało owo JA. By owo MY uczynić czymś, na wspomnienie czego, w ludziach obudzi się niesmak, obawa, strach, wrogość, szyderstwo.
Więc w miejsce umierającego w Kalkucie chorego biedaka, trzymanego za rękę przez jedną sióstr, mamy osamotnionego, przerażonego, cierpiącego człowieka, wokół którego pojawiają się postaci w strojach kosmitów. Nikt nie może do niego przyjść. Nikt mu nie poda ręki. Nikt z rodziny, przyjaciół, nie będzie przy jego śmierci. - Śmierć to drzwi - mówi Sonmi. Ale droga do tych drzwi stała się przeklęta, samotna, JA się rozpiera, urzędniczymi procedurami, asekuracją i wygodnictwem ludzi, potwornym w swojej wielkości kłamstwem mediów. JA wchodzi i zakaża - ludzi. JA się liczę. Wyłącznie. I więcej. Chcę więcej. Bo...
Muzyczny motyw Atlasu Chmur jest prosty. Czym właściwie jest "Atlas Chmur"? Jakimś spojrzeniem w nieskończone bogactwo powiązań i piękna. Dostrzeżeniem, że niebo z tym wszystkim cudownym, co na nim malują chmury, jest całością. Że ja i ty, jesteśmy - razem. Że przechodząc obok człowieka, można mu pomóc. Że warto pokazać mu naszą prawdziwą twarz. Że chcą nas oddzielić i podzielić. Że chcą zakazać nam radości i bycia sobą. Że pierdolą bez końca o strzykawkach, metodach, normalnościach, które są nienormalne. Że tę nienormalność wpychają nam w gardła, do głów. Dzień po dniu.
Tom Hanks w swojej pierwszoplanowej roli, a jest w filmie ich wiele, zmaga się z własnym diabłem. Jak każdy z nas. Przegrywa i wygrywa. Częściej traci. Ale się stara. Próbuje. Gwiazdy na nocnym niebie zdają się nie mieć końca, tak samo jak oczy dzieci, gdy słuchają opowieści dorosłych. Opowieści o świecie, o rzeczywistości, o życiu. Opowiadamy bowiem, wszystkim czym jesteśmy, każdym gestem i słowem. Opowiadamy ŻYCIE.
- Nie wiem dlaczego umierają ludzie młodsi ode mnie - powiedział do mnie znajomy nie tak dawno.
- Nie wiem. Ale myślę, że lepszym byłoby pytanie Dlaczego my żyjemy? Dlaczego ja żyję? - odpowiedziałem.
I odpowiedzi na to pytanie życzę wszystkim czytającym. Życzę im żeby ten nowy 2021 rok był rokiem starań. Starań o MY. Bo istniejąc w MY istniejemy we wszystkich, a to znaczy, że nigdy nie giniemy, bo nie możemy, bo ŻYCIE jest. Przytoczona na wstępie Sonmi umiera. A jednak ginie tylko teraz, tylko tam. Bo żyje, jak każdy z nas, we wszystkich ludziach, w wielkiej opowieści pod tytułem... MY.
Inne tematy w dziale Kultura