Z tekstu: "To się dzieje naprawdę. Chory z COVID-19 zmarł w karetce, bo nie było miejsc w szpitalach" dowiadujemy się o dwóch przypadkach śmierci powiązanych z Covid19 w naszym kraju.
To bardzo dobry, fachowy tekst. Czytelnik ma z niego wynieść dwie informacje:
- W Polsce jest ZA MAŁO łóżek do obsługi osób "zakażonych" Sars-CoV-2. Dlatego właśnie 61-latek umarł. Bo nie było łóżka "kowidowego" a on był zakazony.
- W Polsce jest ZA MAŁO respiratorów w stosunku do potrzebujących. Pan Wojciech zmarł, bo nie było dla niego respiratora.
Jaka jest rzeczywistość?
Otóż co do punktu pierwszego:
- 61-latek z Prudnika zmarł w karetce, czekając na przyjęcie do szpitala w Nysie
- W czasie konania znajdował się w karetce pogotowia.
- Karetka stała przez ten czas przed szpitalem w Nysie.
- Ratownicy przez ponad godzinę próbowali reanimować chorego, ponoć na Covid.
- Szpital w Nysie odmawiał przyjęcia, bo wg nieoficjalnych informacji nie miał łóżka z respiratorem.
- Przyczyną postoju karetki z chorym człowiekiem wewnątrz był brak łóżka z respiratorem w szpitalu w Nysie i w najbliższych szpitalach.
- Szpital w Prudniku pracuje - wg oświadczenia jego szefa - normalnie.
- Szpital w Nysie ma problemy kadrowe, bo Sanepid wysłał lekarzy na kwarantannę, w związku z pozytywnymi testami wśród niektórych dzieci w szkole, na zasadzie możliwych kontaktów.
W związku z tym rodzą się pytania:
- Dlaczego pacjenta ciężko chorego na Covid karetka wiozła z Prudnika do z szpitala, który NIE MIAŁ WOLNYCH ŁÓŻEK do opieki nad nim??
- Dlaczego stała pod SORem szpitala w Nysie w oczekiwaniu na przyjęcie, skoro powodem nieprzyjęcia był (nieoficjalnie) brak łóżka z respiratorem?
- W których szpitalach w okolicy nie było jeszcze łóżek z respiratorem? Biorąc pod uwagę ponad godzinną reanimację pod SORem w Nysie, należy wnosić, że dystans możliwy do pokonania przez karetkę wahał się w przedziale 70--100 km w zależności od sposobu jazdy i warunków drogowych. Z Nysy do miasta wojewódzkiego Opole jest 54 kilometry. Dlaczego nie transportowano chorego do Opola? W Opolu nie było jednego łóżka z respiratorem? Do Wrocławia jest 87 kilometrów.
- Co to znaczy, że szpital w Prudniku pracuje normalnie? Bo na stronach prudnickiego centrum medycznego jest informacja, że mają respiratory?
Całość wygląda bardzo dziwnie. Możliwe, że doszło do szeregu sytuacji. Ponad godzinny postój karetki przed SORem w Nysie wskazuje na to, że ratownicy spodziewali się przyjęcia pacjenta, że na coś albo na kogoś czekali. Jest bardzo mało prawdopodobne, żeby chodziło o zajęte respiratory, bo w takim przypadku nie byłoby na co czekać? Całe czekanie byłoby bezprzedmiotowe. Być może nie było lekarza, bo lekarze (przynajmniej w części) byli zgodnie - tu z oficjalną informacją - na kwarantannie. Być może teraz dorabia się legendę. Karetka mogła wieźć chorego do Opola. Ale czekała. Na co czekała?
Co do punktu drugiego:
- Pan Wojciech znajdował się na oddziale zakaźnym Szpitala Bielańskiego w Toruniu
- Ostatni tydzień trwała walka lekarzy z chorobą COVID-19
- ale w ostatnich dniach zabrakło respiratora, dostępnego w okolicznych klinikach, aby odciążyć organizm
- Miejsce w sali covidowej na Bielanach, zostało przyznane 35-letniej zakażonej kobiecie. Pani Doktor, łamiącym się głosem, informowała nas o tak podjętej przez lekarzy decyzji - to oświadczenie parafii, do której należał zmarły z koronawirusem
- Rzecznik szpitala zaprzecza oświadczeniu parafii, mówiąc "Nie wiem, skąd się wzięła informacja o 35-letniej kobiecie, oba miejsca na Bielanach były w sobotę zajęte przez pacjentów w ciężkim stanie".
- Lekarze szukali miejsca dla chorego na oddziale intensywnej terapii w regionie i początkowo znaleźli w Grudządzu, ale po chwili okazało się, że jest ono zajęte.
Fakty:
- Na oddziale zakaźnym Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego przy Krasińskiego jest 46 miejsc dla osób zakażonych koronawirusem. W piątek były zajęte 43 z nich. Dwa są jeszcze w głównym budynku szpitala, na Bielanach. To dwa miejsca na intensywnej terapii przeznaczone dla osób z bardzo ciężkim przebiegiem COVID-19.
- Jeśli chodzi o sprzęt, np. respiratory, bielański szpital jest dobrze wyposażony. – Ale przy obecnej ilości wykonywanych zabiegów nie jesteśmy w stanie zapewnić dodatkowo odpowiedniej liczby osób personelu anestezjologicznego dla szpitala zakaźnego.
- Liczba dostępnych miejsc jest na bieżąco monitorowana przez sztab kryzysowy urzędu wojewódzkiego!
Wnioski i pytania co do pkt 2:
- Ile właściwie i konkretnie jest respiratorów w szpitalu zakaźnym na Bielanach w Toruniu, skoro Gazeta podaje, że jeśli chodzi o respiratory, to szpital bielański jest dobrze wyposażony, zaś braki są kadrowe?
- W dwustutysięcznym mieście Toruń są DWA respiratory dla chorych na Covid???
- Dla chorego ze szpitala w Toruniu szuka się miejsca w Grudziądzu? Gdy w odległości 50 km od Torunia jest liczące 350 tysięcy mieszkańców miasto Bydgoszcz?
- Sztab kryzysowy Urzędu Wojewódzkiego nie wie, gdzie są wolne łóżka z respiratorami albo nie udziela pomocy ludziom?
- Lekarze szpitala zakaźnego czekali z szukaniem miejsca na intensywnej terapii aż do dnia takiego stanu pacjenta, że w przeciągu dnia umarł?
Generalnie znów wygląda to na kosmiczne zaniedbanie. Każe nam się wierzyć, że w dwóch miastach oddalonych od siebie o 50 kilometrów, jedno 200 tysięcy mieszkańców, drugie 350 tysięcy, nie było jednego łóżka z respiratorem dla chorego. No jakiś próg absurdu wydaje się został przekroczony.
Trzecia strona medalu:
Wg relacji częściej mamy do czynienia z sytuacją odwrotną. Weźmy przykład właśnie z artykułu Tygodnika Bydgoskiego z 6 października: "Kobieta nie żyje! Lekarze nie rozpoznali silnego zapalenia wyrostka. Wmawiali jej COVID!"
Danuta M. trafiła na oddział ratunkowy szpitala z typowymi objawami zapalenia wyrostka. Lekarze nie wykonali jej badań, zamiast tego zlecili przetestowanie jej, bo może ma wirusa "Covid". Kobieta czekała w cierpieniu na korytarzu SOR, bez badań i pomocy 36 godzin. Tam właśnie zmarła, nie otrzymawszy pomocy. Przyszedł wynik testu. Był negatywny.
Bez komentarza.
Inne tematy w dziale Rozmaitości