Siedemnastego dnia z kolei przestałem pościć, tj. prowadzić post warzywny. Spowodowane to zostało nagłymi, nie związanymi z postem okolicznościami. Tak bywa. Więc… już po poście. Refleksje i podsumowanie:
Skutki postu:
Spadek wagi ok 6 kg w 16 dni. Samopoczucie dobre. Brak, poza drugim dniem, jakichś negatywnych i silnych efektów ubocznych. Wszystko jak w zegarku.
Co jadłem:
Z reguły dwa posiłki dziennie. Surowe na śniadanie, gotowane na obiad. W drugim tygodniu czasem obiad pomijałem (dwa dni), czasem na obiad też surowe, tak mnie prowadziły odczucia. Jadłem codziennie jabłko lub ćwiartkę grapfruita. Fundament na śniadanie – tarta marchew. Na drugie – kalafior. Duże ilości pomidorów i zieleniny zawsze jako dodatek.
Sumując:
Mimo przymusowego przerwania, oceniam mój krótki 16 dniowy post bardzo pozytywnie. Brak głodu, stabilne dobre samopoczucie. Trochę czasu trzeba na przygotowywanie posiłków, bo to nie kanapka z żółtym serem ???? Sądzę, że do postu wrócę, ale to dopiero po zimowym sezonie świątecznym, bo wiadomo – na końcu sylwester, więc się z marchewką nie będę wygłupiał.
Bardzo ważna jest odmiana jako taka. Tu odmiana w jedzeniu, ale to się odnosi do innych sfer. Do zwyczajów, zachowań itp. Jeśli nie przeczytałeś żadnej książki przez ostatnie 6 miesięcy – przeczytaj. Jeśli codziennie przez kilka miesięcy byłeś „w internecie”, na facebooku, czy jakimś portalu – zrób sobie przerwę. Jeśli czymś się zajmowałeś zmień to na jakiś czas. Zrób coś nowego, poznaj kogoś nowego, idź gdzieś, gdzie nie byłeś. Potrzebujemy – odmiany i post jest tu takim namacalnym i dosłownym narzędziem.
Co po poście?
Będę jadł ile tylko będę chciał. Bez ograniczeń i zahamowań, ale z dwoma regułami: ograniczeniem czasu i rodzaju żywności.
#1. Ograniczenie czasu:
Będę jadł wyłącznie w okienku między godziną 8 i 16. Potem tylko woda, kawa (odzwyczaiłem się w poście), herbata. Nazywają to „interminnent fasting” – okresowe/codzienne poszczenie i ponoć jest jakoś tam korzystne. Będę tak robił.
#2. Ograniczenie rodzaju jedzenia:
Wyłączę całkowicie cukier. Na jeden miesiąc nie powinno być problemu. Naczytałem się, że szkodzi. Więc nie, że nigdy, ale w październiku całkowicie wyrzucę wszystko, co ma dodawany cukier. Nie dotyczy owoców, ale niestety dotyczy miodu, który lubię i nie ma dodawanego cukru, ale też też wyłączę.
Ograniczę oleje z omega6 czyli sojowy, słonecznikowy i całą resztę poza lnianym. Jeszcze rzepakowy, jak z tłoczenia na zimno jest ostatecznie dopuszczalny, ale w niewielkich ilościach. Jako tłuszcz – masło, słonina, smalec, ewentualnie ten olej lniany. Naczytałem się, że omega6 i fruktoza z cukru dają w organizmie permanentny i delikatny stan zapalny. To z kolei prowadzi do sytuacji ciągłego tlenia się takiego niby pożaru pod ściółką lasu w organizmie. Ponoć to zło.
Wyłączę wszystko, będę czytał etykiety, z olejem palmowym. Przemysłowo produkowany olej palmowy to podobno trucizna jakich mało. Nie wiedzą? Szefowie zakładów produkujących „łakocie” i inne takie? Wiedzą. Czemu nam to dodają? Bo mają nas w ****e. Ich interesem i celem jest „zarobić”, choćby mieli nas truć na śmierć. Przykład koncernów tytoniowych, latami reklamujących papierosy i twierdzących, że nie ma dowodów na ich szkodliwość jest tu cenną ilustracją. Tak poza tym, wiecie, co się stało z tymi koncernami, gdy sprzedaż spadła im z dziesięć razy? Tak – zainwestowali w firmy spożywcze.
Będę więc jadł, co będę chciał i do oporu, tyle że w godzinach 8-16 oraz z pomięciem cukru, olejów i oleju palmowego. To dość luźny reżim ????
I to tym razem na tyle. Dawniej ludzie gadali, że jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga, to rób poważne plany. Wyszło jak wyszło. Za wszystko – czy potrafimy? – powinniśmy albo raczej możemy być, wdzięczni. To też jakoś tak się wiąże z postem, ten postulat akceptacji, życia takim jakie jest, co przynosi. Post od zawsze był uważany za praktykę duchową bardziej niż tylko fizyczną. To też jest jego wartość. Taka, że uczymy się doceniać, to co mamy, że możemy wstać, zjeść, coś zrobić nie tylko dla siebie. Post nas trochę wyprowadza, z nas samych, z tego najgorszego ze wszystkich więzień, religia sugeruje, że z „piekła”. Wyprowadza nas na świat, do ludzi, do ich zrozumienia, do wyrozumiałości także dla samych siebie. No i pozwala pozbyć się kilogramów. Pomaga się uśmiechnąć. Wrócę. Jak się da to wrócę i znów będzie marchewka, sałata, kapusta i buraki. Przez jakiś czas. A po tych wszystkich „czasach” i w ich wyniku, to daj Boże, trochę więcej przyjaźni, sympatii i może normalności, na świecie, między nami i tak ogólnie. Więc… do następnego!
Inne tematy w dziale Rozmaitości