Prezydent Trump był sobą. Agresywny, asertywny, energiczny. Co do Joe Bidena były duże obawy związane z jego formą psychiczną i zdolnością stanięcia twarzą w twarz, na żywo z przeciwnikiem. W sensie medialnym, pomijając zupełnie kwestie merytoryczne, Biden wygrał niewielka przewagą. Dlaczego?
1. Biden był od Trumpa spokojniejszy. Energia i agresja w debatach są dobre i potrzebne, ale tylko do pewnego stopnia. Do takiego stopnia, gdzie widz ma poczucie, iż energia ta jest pod kontrolą. Gdy odnosi wrażenie, że agresywny kandydat kontrolę nad sobą czy sposobem wyrażania się traci, to wtedy traci taki kandydat. Zamiast dawać poczucia bezpieczeństwa, jakie daje "silny" agresywny człowiek, przynosi poczucie zagrożenia ze strony niezrównoważonego faceta, z którym... nie wiadomo.
2. Biden potrafił się uśmiechać, a Trump nie. Kandydat, który w kółko się uśmiecha i jest miły, jawi się odbiorcom jako słaby gość. Ale taki, który w ogóle nie potrafi się uśmiechnąć, zwłaszcza "z politowaniem" dla kontrkandydata, sprawia wrażenie człowieka, który nie jest pewny swego. Biden bywał ostry, ale i się szeroko uśmiechał, dając właśnie wrażenie panowania nad sytuacją, bycia "wyżej", spokoju i pewności siebie.
3. Trump się pocił i czerwienił. To są kwestie kosmetyczne, ale w telewizji nie mniej ważne niż merytoryczne. Trzeba WYGLĄDAĆ. A policzki prezydenta Trumpa wyraźnie się świeciły. Wygladał miejscami na zagonionego i spoconego. To minus w trakcie debaty telewizyjnej. Minus przekładający się na głosy.
4. Biden zwracał się często wprost do kamery, wprost do ludzi, do człowieka oglądającego ten materiał i do niego właśnie mówił. Mówił, że ty się właśnie liczysz, że o ciebie chodzi. To bardzo dobry zabieg. Donald Trump tego nie robił, nie miał osobistych, personalnych zupełnie fragmentów kontaktu z widzem.
5. Ostatecznie Biden był nieco spokojniejszy, zdający się bardziej panować nad sobą, uśmiechający się w sensie pewnej - nie nachalnej ale jednak, wyższości, dający obiorcom poczucie pewności, bezpieczeństwa, racji i "klasy".
6. W kwestiach merytorycznych, Donald Trump wydawał się bardziej konkretny i racjonalny, zaś Joe Biden bardziej hasłowy i polityczny. Zresztą merytoryczność debaty, poza ostatnim tematem, była chyba jej najsłabszym punktem. Sufitowe tematy z rzeczywistości równoległej jak "globalne ocieplenie", "walka z Covid", czy "Black Lives Matter" zdominowały dyskusję.
Potencjalny w wyborca nie dowiedział się wiele na temat polityki zagranicznej, systemowych zmian gospodarczych, zasad życia politycznego itd.
7. Najbardziej niepokojące wnioski nasunęły odpowiedzi kandydatów w obszarze ostatnim, realizacji bieżących wyborów prezydenckich. Okazuje się, że ma nastąpić głosowanie korespondencyjne w większym zakresie niż dawniej. Zgłaszane przez D.Trumpa przykłady odnajdywania głosów (chyba już można głosować/wysyłać) wskazujących na niego, gdzieś w koszu, sytuację "dziwnej/dzikiej" dystrybucji kart do głosowania korespondencyjnego (że gdzieś ktoś sprzedawał), sugestie obecnego prezydenta, że wybory mogą być w ten sposób sfałszowane, pozwalają realnym uznać scenariusz, że może dojść w USA do problemu. Problemu z wyłonieniem prezydenta, gdy różnica zostanie podliczona 3 miesiące po wyborach, będzie nieznaczna, a znalezione zostaną jakieś nieprawidłowości.
Wtedy, przy zwycięstwie Bidena, Trump mógłby odmówić zejścia z urzędu, zaś odwrotnie, Biden mógłby wezwać do nieposłuszeństwa społecznego, strajku generalnego itp. Oby nie, ale taki scenariusz, być może pierwszy raz w historii Stanów, wydaje się - możliwy.
Co lepsze z punktu widzenia Polski? To już odrębny temat.
Inne tematy w dziale Polityka