1. Pościj.
Jeśli zależy ci na bezpieczeństwie, wygodzie. Jeśli wolisz zostać w domu niż wyjść na dwór i zaryzykować, że stanie się coś niespodziewanego. Jeśli przywiązany jesteś do tego co masz, co wiesz, czym jesteś. Jeśli pozjadałeś już wszystkie mądrości i wiesz "na czym polega życie", to... - nie pościj.
Zostaniesz w swojej rzeczywistości, którą dobrze znasz. Będziesz jej królem i władcą, i z góry będziesz mógł patrzeć na innych.
Jeśli jednak ciekawi cię coś nowego. Jeśli lubisz drogi, którymi jeszcze nie chodziłeś. Jeśli chcesz coś odkryć, czegoś o sobie się dowiedzieć. Jeśli akceptujesz lub nawet pociąga cię choćby odrobina ryzyka. Jeśli w imię powyższego jesteś w stanie zaakceptować jakąś dawkę dyskomfortu. Jeśli uważasz, że wszystkiego nie wiesz i chcesz - z własnego doświadczenia - się czegoś dowiedzieć. Jeśli nie masz dawnych ludzi za głupców. Jeśli jesteś ciekawy albo to, co masz, to, co wiesz, nie do końca ci wystarcza, to... - zacznij post.
2. Pościj jeden dzień.
Ludzie są specjalistami od narzucania sobie ciężarów, od tworzenia worków, w których dźwigają przez życie nieskończone ilości zobowiązań, wymagań, gróźb, oczekiwań. Same w sobie, mogą w szczególnych przypadkach być bardzo pomocne. W większej ilości i w większości sytuacji... przesadzamy z tym.
Więc jeśli twój post ma takie cele jak: przygoda, nie żartuję, to się zdarza, utrata wagi, oczyszczenie organizmu, poprawa stanu emocji i psychiki, ogólna kosmetyka zdrowotna, to... pościj jeden dzień i ani dnia dłużej.
Co się dzieje gdy decydujesz i ogłaszasz, że rozpoczynasz post czterdziesto-dwu dniowy i po 36 dniach go kończysz? To porażka. Klęska. Niepowodzenie. Nie osiągnąłeś celu, twój zamiar się nie udał. Co się dzieje przez wszystkie 41 dni takiego postu? Jest z tobą pytanie - czy dojedziesz do końca, a przecież to... tak daleko. Tę odległość, to pytanie, tę możliwość porażki, będziesz najzwyczajniej na świecie czuł. I owszem, będziesz czuł, że to cię motywuje. Że cię zmusza do wysiłku.
Ale to pozór i motywacja najgorsza z możliwych, bo gorzka, bo zwrócona, de facto, przeciwko tobie. Życie ani post, ani nawet najdalsza droga na tym nie polega. Te rzeczywistości, sytuacje, przedsięwzięcia polegają na tym, że masz przed sobą JEDEN DZIEŃ i ten dzień właśnie, a nie żaden inny możesz, a nie musisz, dobrze przeżyć, przejść, przepościć. Jak pościsz jeden dzień i się zbudzisz, to masz przed sobą dystans 24 godzin. Jest rano i właśnie zaczynasz swoją podróż, która trwa dzisiaj i tylko dzisiaj. Jest więc i łatwiej i kolorowiej. A następnego dnia? Następnego dnia, znów będziesz mógł zacząć swój jednodniowy post, z nową porcją emocji, motywacji, odwagi, determinacji.
I... na koniec. Co się stanie, gdy poszcząc jeden dzień, miałeś w przypuszczeniu (dobrze by było) 42, a kończysz na 37? Osiągnąłeś na prawdę, a nie na żarty 37 sukcesów. Z których każdy jest wart doceny, nagrody i uznania. I każdy taki dzień, zakończony ową doceną, jest takim klockiem, który łatwiej pozwoli ci przepościć dzień następny. Więc, nie chodzi o to, żeby całkiem "nie wiedzieć" ile chciałoby się przepościć w sumie. Chodzi o to, by tej wiedzy, nie brać na "poważnie". By na serio, tak zwanym "sercem", pościć jeden dzień. I może nie tylko pościć. Może nawet żyć... :)
3. Przetrzymaj kryzysy.
W poście jak w życiu zdarzają się okresy jasne i ciemne. Nie będę owijał w bawełnę, post na swoje cienie, niedogodności i okresy złego samopoczucia. Nie ma sensu też tu rozpatrywać ich przyczyn i wpływu na emocje i fizjologię. Dość, że czasem robi się najzwyczajniej źle i przykro albo nieprzyjemnie.
Co dalej, co dalej - pytamy gorączkowo, szukamy czasem wsparcia, wahamy się, bo przecież wystarczy przestać i te negatywy, przejdą. I będzie tak, "jak powinno być", znaczy dobrze.
Ale to nie tak. Deszcz na drodze, którą idziesz. Wykańczające cię uczucie nudności w czasie postu. Podli ludzie, z którymi wchodzisz w kontakt, a którzy obrzucą się swoim jadem i spróbują skrzywdzić. Pogoda, która temperaturą +2C, ciemnością, ostrym wiatrem i sączącym się deszczem zapędza cię do domu i nijak wyjść na ulicę. Wypadek samochodowy, w który ktoś cię wmanewrował. Te wszystkie "przeciwności losu" trzeba po prostu przejść.
To naturalne, że pojawiają się okresy trudne. Nie ma co ukrywać, że ich nie ma, przylepiwszy sobie fałszywy uśmiech do twarzy. Nie można ich lekceważyć, bo niosą jakieś ważne dla nas informacje o nas samych. Ale nie warto się cofać, uciekać, odwracać. Warto pościć dalej, żyć dalej, iść dalej. Czasem - warto to przeczekać i przetrwać.
Gdy "przetrzymamy" kryzysy, to wyjdziemy na - pogodę. Słońce znów zaświeci. Nie dlatego, żeśmy się zatrzymali, poddali, wrócili do tego, co znamy. Tylko dlatego, żeśmy poszli, przetrzymali i wyszli na nowe słońce. Źli ludzie zostaną gdzieś za nami, z ich zgiełkiem i mętlikiem. Życie się przejaśni. Apetyt na warzywka też przyjdzie. I będziemy odkrywać, pieczone jabłko z cynamonem, aromat bigosu, który da się wyciągnąć przyprawami, bez dodatku mięsa i tłuszczu, i ten cudowny nastrój rankiem, gdy człowiek wstaje i ach! cały dzień przed nami.
4. Spaceruj.
Nie ma postu bez spaceru. Zapomnij. Nie da się fajnie i efektywnie zamknąć w domu, samochodzie, siedzącej pracy i pościć. To do kitu. Aktywność ruchowa, taka umiarkowana jak spacer, nie spowoduje, że schudniesz, ale uruchamia w organizmie mechanizmy, które zdecydowanie poprawiają jego funkcjonowanie w czasie postu. Lepsza przemiana materii. Lepsza praca układu trawienia i wydalania. Mózg się też przewietrza.
Każdego dnia, zawsze jak masz możłiwość, maszeruj, spaceruj, idź gdzieś. Nie, nie do galerii handlowej. Nie wiem, o co chodzi, ale spacerowanie między stoiskami handlowymi nie daje tego pozytywnego efektu, jaki daje spacer jako taki. Może jakaś magia w tym jest. W każdym razie sprawdzone wielokrotnie, więc... godzina dziennie spaceru, to jest po prostu element postu. Ha! Nawet się rymuje.
Nie lekceważ tego, pod żadnym pozorem. Godzina dziennie spaceru.
5. Nie przeciążaj się intensywnym wysiłkiem fizycznym.
Post tego typu, o którym rozmawiamy, daje odczuwalne wrażenie wszechmocy, podniesienia energii, siły. A jednak możemy przesadzić. Wysiłek, który jest umiarkowany i miarowy, np. spokojny marsz, może być - szczególnie w późniejszych okresach postu - stosowany niemal bez ograniczeń, ale przełajowy cros na rowerze w trudnym terenie, jakieś biegi, zdecydowanie odradzam.
Oczywiście, że skala rozpiętości indywidualnych cech i reakcji organizmu na post jest ogromna i mogą być osoby, którym intensywny (podkreślam intensywny) wysiłek nie szkodzi. Z mojego doświadczenia jednak wynika, że negatywnie wpływa na pracę organizmu. Można poczuć realne osłabienie, można po prostu źle się poczuć.
Więc... obciążenia powinny być dawkowane stopniowo i mieć umiarkowany charakter. Przytaczany wielokrotnie spacer lub spokojny marsz jest tu najlepszym przykładem.
6. Jedz owoce!
Istnieje taka pokusa, żeby zrezygnować z owoców. Bo będę jeszcze bardziej "pro". Bo zrobię więcej. Bo owoce mają kalorie i cukier, a szczaw ich nie ma. Bo to luksus, z którego ja jednak zrezygnuję.
Nie potrafię wytłumaczyć, drogą wskazania mechanizmów fizjologicznych, jak spożywanie niewielkich, zalecanych porcji owoców wpływa na samopoczucie i pracę organizmu w czasie postu, ale ewidentnie wpływa! To nie jest wyłącznie kwestia smaku i przyjemności. Te niewielkie porcje owoców, pobudzają organizm do utraty wagi, do przetwarzania warzywek, dają w efekcie lepsze samopoczucie.
Niewielkie ilości jabłek, grapefruita czy kiwi, są NIEODŁĄCZNĄ częścią postu, a nie jakimś ukłonem w stronę kulinarnych potrzeb poszczących. Dlatego... - Jedz owoce!
7. Ziele angielskie.
Traktuję tę przyprawę, ze śmiechem. Często żartuję na jej temat. Prawda jest taka, że coś w tych małych, czarnych kulkach jest. Coś, co realnie oddziaływuje na to, co się dzieje "u nas w środku". Nie wiem dlaczego, ale ssanie, ewentualnie żucie, ziela angielskiego skutecznie usuwa nawet silne nudności. W różnych innych przypadkach, konsumpcja, zwłaszcza ta polegająca na "memłaniu małych kulek tej przyprawy w jamie ustnej" daje zupełnie zaskakujące - pozytywne rezultaty.
Więc niech to będzie taka "ludowa mądrość", takie przekazy "powtarzane przez babcie", co to kawałek życia przeżyły - ssij, żuj, próbuj ziele angielskie ilekroć na poście masz kłopoty.
8. Jedz dwa, najlepiej trzy razy dziennie.
Post Dąbrowskiej związany jest z utratą łaknienia, z brakiem odczuwania głodu. W tej sytuacji, zwłaszcza gdy dojdą nudności, pojawia się niechęć, w skrajnych przypadkach - wstręt, do jedzenia. Człowiek najchętniej by nie jadł nic albo zmusi się raz dziennie i koniec. To błąd, zwłaszcza w kontekście następnego punktu. Jeść należy dwa, najlepiej trzy razy dziennie. Można zjeść mniej, ale utrzymać ilość posiłków. Elementami pomagającymi w tym jest jedzenie owoców i ewentualnie broń atomowa - ziele angielskie.
Jedzenie 2/3 razy dziennie pobudza układ pokarmowy do aktywności i pomaga organizmowi "odnaleźć się" w poście, także w kontekście punktu 9.
9. Nie przejmuj się anomaliami w zakresie "pozbywania się pokarmów" :)
Organizm nie jest przyzwyczajony do pokarmu złożonego z warzyw, więc... nie wie jak reagować. Generalnie spotyka się dwa typy reakcji: szybkie wypróżnienia i biegunki, wielodniowe pauzy w tym zakresie.
Szczególnie na początku postu - pierwszy tydzień lub dwa - może dojść do gruntownego wyczyszczenia jelit, ze wszystkiego, co w nich było przedtem. Zarejestrujemy to jako "super spadek wagi". Ale to tylko "wymiana mebli" przez układ pokarmowy.
W okresie późniejszym, opróżniony całkowicie wielometrowy trakt naszych jelit, dość powoli zacznie się wypełniać i "budzić" do życia, co łatwo może spowodować wielodniowe pauzy w naszych wizytach w wiadomym miejscu. Ile te pauzy mogą trwać? Ba... zależy od organizmu. Jednak przy braku innych niepokojących objawów oraz przy przyjmowaniu dużej ilości płynów, brak wizyty w toalecie nie musi być przez nas traktowany jako sygnał do obaw, strachu czy niepokoju. To... normalne.
10. Pij!
Post Dąbrowskiej jest postem odwadniającym. Dzieje się tak z różnych względów. Np. zwiększa się ilość przyjmowanej z pożywieniem witaminy "C", spada ilość glikogenu itd. itp. Dość, że potrzebujemy WIĘCEJ pić niż normalnie.
Pić należy przede wszystkim wodę. Można z sokiem z wyciśniętej cytryny czasem z octem jabłkowym. Można herbaty ziołowe. Ja piłem mieszankę skrzypu, pokrzywy i mięty.
W trakcie postu, przy "byle okazji" organizm pozbywa się wody, więc pijąc go nawadniamy, zapewniamy jego poprawne funkcjonowanie, sobie dobre samopoczucie.
Sumując:
Dziesięć reguł Zbyszka postu wg. Dąbrowskiej to:
- Pościj
- Pościj jeden dzień
- Przetrzymaj kryzysy.
- Spaceruj
- Nie przeciążaj się intensywnym wysiłkiem fizycznym.
- Jedz owoce!
- Ziele angielskie
- Jedz dwa, najlepiej trzy razy dziennie.
- Nie przejmuj się anomaliami w zakresie "pozbywania się pokarmów" :)
- Pij!
Na koniec wypadałoby dodać regułę jedenastą. To ludzko-społeczny aspekt tego postu. A więc... dziel się swoimi wrażeniami i odczuciami, pytaj i szukaj wsparcia u ludzi, jeśli go potrzebujesz, bo w ten sposób, poprzez wzajemną współpracę, ludzie tworzą coś niesamowitego, coś, co jest czymś więcej niż pojedynczy człowiek, tworzą "ludzkość", choć to patetycznie brzmi. Bo nikt nie żyje dla siebie, bo jesteśmy przemijaniem, bo będąc "dla innych", możemy być "rozbłyskiem gwiazdy"w tej rzece czasoprzestrzeni, jaką jest życie i czynić owo życie, ludzkim, jaśniejszym, lepszym dla wszystkich.
----------------------------------------------
Inne posty nt. diety i poszczenia {TUTAJ}
Inne tematy w dziale Rozmaitości