Trzeciego września bieżącego roku zapadł wyrok w sprawie, o której głośno było od wielu miesięcy - sprawie Katarzyny W. Oskarżona została uznana za winną zarzucanych jej czynów i skazana na 25 lat pozbawienia wolności. Wyrok ten nie jest prawomocny.
Od samego początku sprawa ta ujawniła co najmniej trzy patologie, występujące w kraju nad Wisłą.
Po pierwsze, prywatny detektyw (notabene nie posiadający koniecznej licencji na wykonywanie tego zawodu w Polsce), który wyręczał policję w czynnościach śledczych. Poczynania detektywa Krzysztofa Rutkowskiego w pierwszych dniach tej tragicznej sprawy, obnażyły słabość polskiego państwa i jego instytucji. Przecież sam rzecznik polskiej policji tłumaczył się z działań podjętych przez funkcjonariuszy. Robił to w obecności Krzysztofa Rutkowskiego, który w programie „Tomasz Lis na żywo” publicznie oskarżał policję o brak profesjonalizmu. Czy rzecznik instytucji państwowej winien tłumaczyć się przed detektywem (powtórzę - działającym bez licencji!) i to w programie publicystycznym? Czy Krzysztof Rutkowski, postać najdelikatniej mówiąc kontrowersyjna, posiada kompetencje, by wyręczać policję, wcielając się następnie - niczym prokurator - w rolę jej oskarżyciela publicznego? Czy to nie przypadkiem Biuro Spraw Wewnętrznych posiada uprawnienia i państwowe kompetencje, by oceniać działania policji? Czy kontrowersyjny prywatny detektyw ma prawo wyręczać zarówno policję, jak również Biuro Spraw Wewnętrznych, jednocześnie kreując się w massmediach na jedynego sprawiedliwego w Polsce?
Po drugie, niechlubną rolę w tej sprawie odegrały właśnie massmedia. W pogoni za sensacją i ciekawym newsem, dziennikarze nie wykazali się zbyt wielkimi staraniami, a być może nie poczynili żadnych starań, by ustalić czy wersja Katarzyny W. o uprowadzeniu jej dziecka jest prawdziwa, czy też nie.
Po trzecie, nie zdaliśmy egzaminu również my, polskie społeczeństwo. Nasza bezmierna sympatia dla Katarzyny W., kiedy jeszcze wierzyliśmy w wersję, iż jej dziecko zostało uprowadzone, bardzo szybko przerodziła się w nienawiść do jej osoby. W ten właśnie sposób - ponieważ poczuliśmy się przez nią oszukani - powstało społeczne zapotrzebowanie na ukaranie Katarzyny W.
Katarzyna W. została uznana winną przez sąd pierwszej instancji, dostała - mówiąc kolokwialnie - wyrok z górnej półki. Ale czy mogło być inaczej? Czy wobec społecznej niechęci do Katarzyny W. sąd i sędzia, który mu przewodził, mogli orzec inny wyrok w jej sprawie? Czy my, polskie społeczeństwo nazbyt często nie wyręczamy władzy sądowniczej w Polsce w ogłaszaniu wyroków? Czy my, obywatele RP nie komentujemy zbyt często sądowych wyroków wymierzanych - przypominam - przez sądy Rzeczpospolitej? Czy nasz stosunek i nasze zachowanie jako obywateli wobec polskiego wymiaru sprawiedliwości pozostaje bez konsekwencji na orzekanie wyroków przez sądy RP w głośnych i medialnych sprawach ?
Nie bronię Katarzyny W. Dowody przedstawione przez oskarżyciela publicznego zdają się być wiarygodne i przekonujące. Wiele wskazuje na to, że Katarzyna W. z premedytacją zamordowała swoją półroczną córeczkę i - podkreślam raz jeszcze - nie zamierzam jej bronić, ani jej usprawiedliwiać. Tym bardziej nie zamierzam wyręczać sądów i całego wymiaru sprawiedliwości RP w orzekaniu wyroków. Jednak uważam, że w polskiej przestrzeni publicznej poświęca się zbyt wiele uwagi czynowi popełnionemu przez Katarzynę W., a zbyt rzadko analizuje się powody jej działania; czynniki, których ta zbrodnia mogła być skutkiem. Myślę, że czas tak na serio postawić sobie następujące pytanie: co skłoniło tę młodą kobietę do popełnienia takiej zbrodni?
Warto również zastanowić się nad uwarunkowaniami, w których znajdowała się Katarzyna W. Dlaczego wyszła za mąż w sytuacji, gdy była w niechcianej ciąży? Czy jej przypadek jest odosobniony? Czyż nie panuje nadal w kraju nad Wisłą taki obyczaj, że kiedy kobieta zachodzi w ciążę, musi wyjść ona za mąż za ojca swojego dziecka bez względu na okoliczności? Czy nie ma w kraju nad Wisłą społecznego nacisku na kobietę w ciąży, by wyszła za mąż za ojca swojego dziecka i czy ojciec ten w społecznym odczuciu nie ma obowiązku ożenić się z matką swojego dziecka, nawet jeśli jest to przypadkowa ciąża? Czy zawieranie związku małżeńskiego, bo tego oczekuje społeczność, dobrze rokuje na przyszłość tego małżeństwa i tej rodziny? Czy „sztucznie” stworzona rodzina ma szansę na stabilne i zdrowe funkcjonowanie? Mówiąc wprost, czy zawieranie związku małżeńskiego, ponieważ - mówiąc kolokwialnie - dziecko jest w drodze, daje wysokie prawdopodobieństwo na to, by wytworzyły się w takim przypadkowym małżeństwie rodzinne uczucia pomiędzy ojcem i matką dziecka? Jaki jest sens w zawieraniu związku małżeńskiego na siłę, wyłącznie dlatego, że partnerzy oczekują dziecka, że tego właśnie oczekuje od nich społeczność, w której żyją?
Katarzyna W. została uznana winną i najprawdopodobniej spędzi wiele lat za kratkami. Jednak - mówiąc kolokwialnie - w żaden sposób nie załatwia to sprawy. Albowiem nadszedł czas, by rozpoczęła się w polskiej przestrzeni publicznej prawdziwa debata o społecznym modelu panującym w Polsce, modelu, który w imię społecznej moralności skłania wiele osób do zawierania przypadkowych związków małżeńskich. Ile rodzin powstało w Polsce tylko dlatego, że partnerzy oczekiwali wspólnego dziecka? Ile małżeństw zostało zawartych w Polsce z rozsądku, ponieważ należało ożenić się ze względu na oczekiwane dziecko, bo tego właśnie oczekiwała społeczność?
Zawieranie małżeństw ze względu na spodziewanego potomka to w Polsce temat wstydliwy, to temat tabu. Wiele par tak właśnie postępuje, ponieważ wydaje im się, że tak trzeba, gdyż właśnie tego oczekuje ich rodzina i społeczność, w której żyją i funkcjonują. Ale ile dobra, a ile zła z tego wynika? Ile wytwarza się z tego szczęścia, a ile nieszczęścia? Ile z tego powodu jest w Polsce nieszczęśliwych kobiet? Ile z tego powodu jest w Polsce nieszczęśliwych mężczyzn? Ile z tego powodu jest w Polsce nieszczęśliwych dzieci? Czy pogodzenie się z jakimś stanem rzeczy, ponieważ tego się od nas oczekuje, ponieważ wydaje nam się, że tak trzeba jest równoznaczne z byciem spełnionym i szczęśliwym?
Sprawa Katarzyny W. to sprawa straszna i okrutna. Opowieść o sprawie Katarzyny W. to opowieść o wielkiej tragedii, o wielkim dramacie, który rozgrywał się wieloetapowo, na różnych płaszczyznach i który ma wiele rozdziałów. Sprawa Katarzyny W. to historia z tragicznym końcem dla wszystkich. Zostało zamordowane dziecko. Młoda kobieta, która najprawdopodobniej dopuściła się tego zbrodniczego czynu, spędzi większość swojego życia w więzieniu, jeśli wyrok się uprawomocni. Cała rodzina została rozbita. Jednak może moglibyśmy sprawić, że coś dobrego z tej sprawie wyniknie dla polskiego społeczeństwa? Może moglibyśmy posłużyć się sprawą Katarzyny W. dla rozpoczęcia prawdziwej debaty o niechcianych dzieciach, o młodych matkach i ich społecznej sytuacji, o młodych parach z dziećmi żyjących w często trudnym otoczeniu społecznym, które - w imię społecznej moralności - wymaga od nich wiele, być może zbyt wiele? Używając sprawę Katarzyny W. jako przestrogi i kontrprzykładu, być może moglibyśmy rozpocząć debatę dotyczącą zmian obyczajowych i społecznych - moim zdaniem w Polsce niezbędnych - które mogłyby sprawić, iż w przyszłości takich spraw, jak ta Katarzyny W . byłoby w naszym kraju mniej lub w ogóle?
Sprawa Katarzyny W. to dla nas, dla polskiego społeczeństwa bardzo poważna lekcja, której zignorować nam nie wolno! Dlatego powinniśmy się zastanowić nad tym, czego nas ta sprawa uczy. Powinniśmy się zastanowić nad tym, jakie wyciągnąć wnioski na przyszłość, tak aby z tej wielowymiarowej i jakże potężnej tragedii pozostało coś z czego można się uczyć. Tak, żeby śmierć małej Madzi i okoliczności, w których do niej doszło były dla polskiego społeczeństwa przestrogą!
* * *
Niepublikowane na portalu Salon24 teksty mojego autorstwa znajdą Państwo na moim blogu, pod adresem:
http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/
oraz w serwisie informacyjnym Wiadomości24, na stronie:
http://www.wiadomosci24.pl/autor/zbigniew_stefanik,362608,an,aid.html
Zapraszam Państwa do ich lektury i merytorycznej dyskusji.
Szanowni Państwo, nazywam się Zbigniew Stefanik. Ze względu na pojawiające się od pewnego czasu zarzuty pod moim adresem, w pierwszej kolejności pragnę Państwa poinformować, że jestem osobą niewidomą, co znacząco utrudnia mi korzystanie ze wszystkich możliwości, które oferują media internetowe, na których publikuję moje artykuły. Niestety, z powodów technicznych nie mam możliwości odpisania na komentarze, które, Szanowni Czytelnicy, umieszczacie pod moimi notkami. Mimo to, za niezależny od mojej woli brak odpowiedzi, wszystkich Czytelników najmocniej przepraszam! Pragnę jednak podkreślić, że mam możliwość czytania Państwa komentarzy i bez wyjątku zapoznaję się z nimi wszystkimi. Dlatego bardzo proszę o nie zrażanie się moim brakiem technicznych możliwości niezbędnych do odpowiedzi na komentarze i aktywne włączenie się do dyskusji. Zapraszam wszystkich Czytelników do komentowania moich tekstów. Wszystkie Wasze komentarze są dla mnie cenne, te nieprzychylne również. Jednocześnie, drodzy Czytelnicy, informuję Was, że jeśli będziecie chcieli, bym odpowiedział na Wasz komentarz, dotyczący jakiegoś mojego artykułu, to możecie go Państwo przesłać na następujący adres e-mail: solidarnosc.stefanik@laposte.net. Gwarantuję, iż odpowiem na wszystkie Państwa ewentualne uwagi i komentarze - drogą e-mailową. Jednocześnie przepraszam za niedogodności, które wynikają z kwestii niezależnych ode mnie oraz z góry dziękuję za wyrozumiałość. Urodziłem się w Polsce, lecz od ponad dwudziestu pięciu lat mieszkam we Francji. Z wykształcenia jestem politologiem i europeistą, ukończyłem Instytut Studiów Politycznych w Strassburgu oraz College of Europe w podwarszawskim Natolinie. Obecnie jestem publicystą, polsko-francuskim obserwatorem i komentatorem zarówno polskiego, jak i europejskiego życia politycznego. Posiadam polskie i francuskie obywatelstwo. Na co dzień żyję pomiędzy Strassburgiem i Wrocławiem, między Francją i Polską. Aktualnie nie jestem członkiem żadnej partii politycznej w Polsce. Do czasu wyborów parlamentarnych, które odbyły się w październiku 2011 roku, byłem aktywnym uczestnikiem polskiego życia politycznego. Początkowo działałem w krakowskich strukturach PiS. W szeregi tej partii wstąpiłem w maju 2005 roku. Następnie współpracowałem z posłanką Aleksandrą Natalli-Świat, jako jeden z jej asystentów. Po katastrofie smoleńskiej postanowiłem opuścić partię Prawo i Sprawiedliwość. Swoją rezygnację ogłosiłem w sierpniu 2010 roku. Opuszczenie partii - z którą współpracowałem przez ponad pięć lat - było dla mnie niezwykle trudną decyzją. Wpływ na nią miały przede wszystkim dwie kwestie. Po pierwsze, podjąłem tę decyzję ponieważ nie potrafiłem zaakceptować retoryki Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższych współpracowników, która niemal od 10 kwietnia 2010 roku zaczęła przypominać postulaty skrajnej prawicy. Po drugie, nie mogłem się zgodzić na sposób, w jaki liderzy PiS traktowali najwyższych przedstawicieli Najjaśniejszej Rzeczypospolitej; rządzących, którzy zostali przecież wybrani większością głosów w demokratycznych wyborach. Po wystąpieniu z Prawa i Sprawiedliwości zaangażowałem się w budowę partii Polska Jest Najważniejsza. Z ramienia tej partii w 2011 roku zostałem kandydatem do Sejmu RP w okręgu wyborczym nr 3. Jestem zwolennikiem politycznego centrum. Moje poglądy na problemy gospodarcze są bardziej zbliżone do wizji społecznej, niż liberalnej. Jestem zwolennikiem państwa opiekuńczego, jednak na ściśle określonych zasadach. W mojej opinii państwo powinno być opiekuńcze, dopóki nie dławi inicjatywy społecznej i gospodarczej. Uważam bowiem, że to właśnie indywidualna inicjatywa jest główną siłą, która napędza rozwój gospodarczy i społeczny; jest niezbędnym czynnikiem dla utworzenia silnej klasy średniej, jak również dla społeczeństwa obywatelskiego. Jestem zwolennikiem państwa o świeckim charakterze, mimo, iż jestem ochrzczonym i wierzącym katolikiem. Uważam jednakże, że wiara to indywidualna sprawa każdego obywatela. Dlatego państwo nie powinno popierać, ani finansować żadnej wspólnoty religijnej. Jestem zwolennikiem polskiej integracji z Unią Europejską, bowiem uważam, iż dla Polski to bezprecedensowa szansa na udoskonalenie naszego Państwa i na niespotykany dotąd rozwój gospodarczy. Jednakże - w moim przekonaniu – o integracji europejskiej nie można mówić, iż jest dobra lub zła. Rozpatrywanie jej w takich kategoriach jest błędem! Integracja europejska jest po prostu konieczna w zglobalizowanym świecie, gdzie gospodarcza i polityczna konkurencja jest bezwzględna i nie pozostawia żadnego miejsca dla osamotnionych państw, które pozostawałyby poza ponadregionalnymi wspólnotami. Świat się zmienia, należy się więc zmieniać razem z nim! Tylko w zintegrowanej i silnej Unii Europejskiej można budować silną Polskę, gdyż pojedyncze państwa nie mają żadnych szans na sprostanie gospodarczej konkurencji i społeczno-politycznym wymogom świata w dwudziestym pierwszym stuleciu. Stąd konieczność polskiej integracji z Unią Europejską, bez której Polska nie ma żadnych szans na rozwój, żadnych szans na obiecującą przyszłość pod względem znaczenia politycznego w Europie i na świecie. Zapraszam wszystkich do zapoznania się z moimi artykułami, w których pragnę podzielić się z Państwem swoim punktem widzenia na tematy związane z wydarzeniami na polskiej i europejskiej scenie politycznej. Zapraszam także do kulturalnej i merytorycznej dyskusji. Mam świadomość, iż polityka budzi wiele bardzo silnych emocji. Mimo to byłbym wdzięczny za debatę pozbawioną niepotrzebnej agresji i zacietrzewienia.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka