1. Już po głosowaniu na Komisji Konstytucyjnej Parlamentu Europejskiego za zmianami Unijnych Traktatów o Unii Europejskiej- TUE i o funkcjonowaniu UE- TFUE, było jasne, że także na sali plenarnej, będzie w tej sprawie większość.
Głosowanie w Komisji Konstytucyjnej miało miejsce na początku listopada, za tymi zmianami było 20 europosłów z EPL, Lewicy, Renew (Liberałowie), Zielonych i Komunistów, a przeciw było tylko 5 europosłów z ECR i ID i niezrzeszonych.
W tej sytuacji niektóre delegacje narodowe w poszczególnych frakcjach PE, mogły dostać zgodę na głosowanie przeciw, szczególnie w sytuacji kiedy opowiedzenie się za tymi zmianami już na tym etapie, mogłoby źle wpłynąć na ich postrzeganie we własnych krajach.
O taką zgodę ubiegały się w ramach Europejskiej Partii Ludowej (EPL) delegacje Platformy i PSL-u i ją od Manfreda Webera dostały, bo opowiedzenie się za tymi zmianami, skomplikowałoby proces powołania rządu Donalda Tuska w Polsce.
Ostatecznie więc na sali plenarnej zmiany w Traktatach przeszły niedużą ilością głosów (291 głosów za, 274 głosy przeciw, 44 głosów wstrzymujących się), ale niczego to w tym procesie nie zmienia, „walec zmian” zaczął się toczyć.
2. Prezydencja hiszpańska już zadeklarowała, że kieruje uchwaloną przez PE rezolucję razem z załącznikami zawierającymi aż 267 zmian w Traktatach do Rady Unii Europejskiej (w tym przypadku ministrów ds. europejskich krajów członkowskich), a ta już 12 grudnia zwykłą większością głosów może przekazać ją dalej na poziom Rady Europejskiej.
RE z kolei może zwołać tzw. Konwent do zmiany Traktatów (szefowie rządów albo głowy państw, przedstawiciele parlamentów krajowych, Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej) i wtedy mamy długą drogę procedowania, która w skrajnym przypadku może trwać nawet kilka lat.
Ale RE może także wybrać drogę zawartą w art.48 pkt 6- Uproszczone procedury zmiany, można pominąć utworzenie wspomnianego Konwentu, a zmiany będzie przyjmowała Rada Europejska, a ratyfikowały kraje członkowskie, tyle tylko, że jeżeli wtedy ich nie ratyfikują, to mogą się znaleźć w tzw. drugim unijnym kręgu, bez wpływu na unijne decyzje czy dostępu do unijnych funduszy.
3. Przypomnijmy, że jak to określają eksperci, w konsekwencji prowadzą do wręcz „przewrotu kopernikańskiego” w UE w wyniku którego Wspólnota 27 suwerennych państw zostanie zamieniona w scentralizowane superpaństwo z dominacją niemiecko- francuską, w której kraje członkowskie będą miały zaledwie kompetencje landów (jak w Niemczech).
Chodzi między innymi o przekazanie do wyłącznych kompetencji UE dwóch kolejnych obszarów: ochrony środowiska oraz bioróżnorodności (art. 3 TFUE), a także 7 kolejnych obszarów do tzw. kompetencji współdzielonych tj.: politykę zagraniczną i bezpieczeństwa, ochronę granic, leśnictwo, zdrowie publiczne, obronę cywilną, przemysł oraz edukacja (art.4 TFUE).
Przy czym funkcjonowanie kompetencji współdzielonych w UE, polega na tym że w tych obszarach dla kraju członkowskiego pozostają tylko takie sprawy, których nie przejmą instytucje unijne.
4. Poza tym zmiany miałby polegać także na odebraniu państwom członkowskich prawa do weta aż w 63 obszarach, co oznaczałoby, że to prawo pozostałyby tak naprawdę tylko w sprawach przyjmowania nowych członków do UE (nawet zmiana Traktatów po tej reformie, byłaby już przyjmowana nie jednomyślnie, ale przez 4/5 państw członkowskich).
Trzeba przy tym dodać, że w przegłosowanych propozycjach znalazł się zapis, że walutą UE jest euro, a więc wszystkie kraje członkowskie musiałby te walutę ostatecznie przyjąć, a więc pozostające do tej pory poza strefą euro 7 krajów, musiałoby ją szybko przyjąć (Dania, Szwecja, Polska, Czechy, Węgry, Bułgaria i Rumunia).
Zapisem tzw. ciężkiej kategorii jest także ten dotyczący tzw. autonomii strategicznej UE, co w konsekwencji w dłuższym okresie, oznaczałoby prowadzenie szeroko rozumianej polityki obronnej UE, samodzielnie już bez Stanów Zjednoczonych.
5. Zgoda Manfreda Webera dla europosłów Platformy i PSL-u na głosowanie przeciw zmianom w Traktatach, ułatwi Donaldowi Tuskowi tworzenie rządu w Polsce, ale gdy już jako premier, przyjedzie do Brukseli na posiedzenie Rady Europejskiej, to oczywiście zgodzi się na te zmiany.
Zapewne także w negocjacjach na poziomie RE, niektóre zapisy tych zmian, te najbardziej drastycznie ograniczające suwerenność krajów członkowskich, trochę się złagodzi, niektóre, te najmniej istotne, się wykreśli i wtedy każdy będzie mógł ogłosić sukces.
Zrobi tak także Tusk i ostatecznie w imieniu Polski zmiany zaakceptuje, bo przecież będzie musiał spłacać zobowiązania zaciągnięte w Brukseli, a wtedy staniemy przed wyborem, albo te zmiany w Parlamencie zatwierdzić, albo też Polska znajdzie się wśród krajów tzw. drugiego kręgu, bez wpływu na najważniejsze unijne decyzje.
Właśnie w takiej sytuacji establishment brukselski chce postawić kraje, w których większość parlamentarna nie będzie chciała zgodzić się na zmiany, albo się na nie zgadzacie, albo jesteście członkami UE, ale II kategorii.
Inne tematy w dziale Polityka