Zbigniew Kopczyński Zbigniew Kopczyński
772
BLOG

Egzekucja w Knurowie

Zbigniew Kopczyński Zbigniew Kopczyński Polityka Obserwuj notkę 0

Audiatur et altera pars – to jedna z podstawowych zasad rzymskiego prawa procesowego, przyjęta wraz z nim przez wszystkie cywilizowane kraje. Od ponad dwóch tysięcy lat nikt nie ma wątpliwości, że w celu właściwego rozstrzygnięcia sporu, należy dać obu stronom takie same możliwości zaprezentowania swoich stanowisk. Jednak dwa tysiące lat z kawałkiem nie wystarczyło, by zasada ta dotarła do Knurowa, które to miasto, a przynajmniej jego Rada, znalazło się w dziwnej anomalii cywilizacyjnej. A wszystko to za sprawą wniosku pracodawcy radnego Macieja Kandziora o zgodę na zwolnienie go z pracy.

Maciej Kandzior zdobył mandat kandydując z Komitetu Wyborczego Prawicy Rzeczypospolitej. Posiadając silny mandat, zdobyty w okręgu jednomandatowym, często wyrażał swoje zdanie odmienne od rządzącej miastem koalicji. Nie sobie przysporzył sobie tym samym sympatii większości Rady. Skoro więc nadarzyła się okazja dokuczyć niepokornemu radnemu, z okazji tej skorzystano. A było to tak:

Do Rady Miasta wpłynął wniosek o zgodę na rozwiązanie umowy o pracę z Maciejem Kandziorem. Choć był to środek sezonu urlopowego i wielu radnych, w tym zainteresowany, przebywało na urlopach, Prezydium Rady uznało tę sprawę za tak ważną, że spowodowało posiedzenia komisji Rady w celu zaopiniowania wniosku a samą kwestię postanowiło rozstrzygnąć na specjalnie zwołanej w tym celu sesji nadzwyczajnej. Ponieważ pracodawca życzył sobie obecności swych przedstawicieli przy rozpatrywaniu wniosku, został powiadomiony mailowo oraz listem poleconym o terminach posiedzeń komisji. Na wysłaniu takich samych zawiadomień do radnego Kandziory, Prezydium postanowiło zaoszczędzić.

Prace komisji przebiegły sprawnie, oczywiście bez obecności Macieja Kandziora. Wszystkie uznały wyjaśnienia pracodawcy za wyczerpujące i zaopiniowały wniosek pozytywnie. Jedynie jedna, bodajże sportu, uznała za wskazane wysłuchanie wyjaśnień radnego Kandziora w czasie sesji, natomiast przewodniczący Komisji Rewizyjnej – Adam Sobierajski nie uwzględnił prośby M. Kandziora o przesunięcie o kilka dni posiedzenia komisji, by mógł wziąć w nim udział.

Przewodniczący Rady – Tomasz Rzepa nie widział nic niestosownego w takim procedowaniu, a na uwagi interweniujących przedstawicieli Prawicy Rzeczypospolitej odpowiedział, że radny Kandzior będzie mógł wypowiedzieć się podczas sesji. Być może małe doświadczenie w sprawowaniu tej funkcji nie pozwoliło mu zrozumieć, że radni w swych decyzjach kierują się opiniami komisji, bo one mają większą możliwość dogłębnego przeanalizowania sprawy. Nie rozumiał też, lub nie chciał zrozumieć, różnicy w możliwości przedstawienia swojego stanowiska w gronie kilkuosobowej komisji a na forum Rady, gdzie, siłą rzeczy, możliwości dyskusji są ograniczone.

Sama sesja zaczęła się kuriozalnie. Po przedstawieniu proponowanego porządku obrad, radny Sanecznik zgłosił wniosek o nierozpatrywanie sprawy radnego Kandziora na tej sesji, by umożliwić mu przedstawienie swego stanowiska i nowych dowodów w sprawie komisjom Rady. Przewodniczący uznał ten wniosek za bezsensowny i nie dopuścił do jego głosowania. Nie poddał również pod głosowanie porządku obrad i dalej, jak gdyby nigdy nic, prowadził obrady zgodnie z nieprzyjętym porządkiem. Niemożliwe? Nie w Knurowie.

Rozpatrywanie sprawy Macieja Kandziory rozpoczęło się od narzucenia radnym przez przewodniczącego, przy wsparciu obecnego na sali prawnika, zupełnie błędnej interpretacji artykułu 25. Ustawy o samorządzie gminnym a w szczególności drugiego zdania w jego punkcie 2. „Rada gminy odmówi zgody na rozwiązanie stosunku pracy z radnym, jeżeli podstawą rozwiązania tego stosunku są zdarzenia związane z wykonywaniem przez radnego mandatu.” Zinterpretował to tak, że w wypadku braku związku z wykonywaniem mandatu, rada musi wyrazić zgodę. Nie zauważył, lub nie chciał zauważyć, że gdyby taka była intencja prawodawcy, napisałby to wprost a tak pozostawił ten przypadek do swobodnej decyzji rady.

Tak więc radni skoncentrowali się na ustaleniu związku wniosku z wykonywaniem mandatu i szybko ustalili jego brak, bo – to nie żart! – tak stwierdził pracodawca.

Dla wyjaśnienia: pracodawcą Macieja Kandziora jest firma „Bocian – pożyczki” a praca w niej nie polega na staniu przy taśmie lub siedzeniu za biurkiem od 6. do 14. a poza tymi godzinami można sobie być radnym. Praca w Bocianie to jeżdżenie po klientach o przeróżnych porach. Sytuacja jest więc taka, że albo jest się u klienta albo na sesji a zarzucany Kandziorowi spadek aktywności ma oczywisty związek z obowiązkami radnego.

Gros radnych nie chciało tego zauważyć, tak samo jak zbicia przez Macieja Kandziora zarzutu pracodawcy o rzekome spowodowanie strat w firmie. Temu rzekomo szkodowemu pracownikowi firma Bocian przelała kilka dni przed sesją 5.000 zł premii uznaniowej, na co radny gotów był przedstawić wyciąg bankowy. Radni nie dali temu wiary, gdyż … – znowu nie żartuję! – pracodawca nie wspomniał o tej premii.

Gdy Maciej Kandzior coraz skuteczniej obalał argumentację pracodawcy i założony scenariusz sesji zaczął się sypać, usłużny radny Gruszka złożył wniosek o zakończenie dyskusji. Przewodniczący niezwłocznie poddał go pod głosowanie a radni ochoczo przyjęli. A potem już egzekucja: udzielenie zgody na rozwiązanie umowy o pracę stosunkiem głosów 8:5 przy 4 wstrzymujących się i 4 nieobecnych a radni zadowoleni z nauczki danej niewygodnemu radnemu opuścili salę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Nie chciał Kandzior głosować jak prezydent przykazał, to ma za swoje.

Dlaczego o tym piszę? W końcu takie łamanie procedur to drobiazg w porównaniu z tym, co dzieje się na wyższych szczeblach, że wspomnę choćby głosowanie pustych krzeseł podczas obrad sejmowej komisji nadzwyczajnej przeprowadzone przez znanego polityka partii zwanej dla niepoznaki obywatelską, czy pisanie pół roku uzasadnienia wyroku w sprawie byłego szefa CBA – choć sędzia powinien zrobić to w dwa tygodnie – by opublikować je krótko przed wyborami.

Piszę o tym dlatego, by na knurowskim przykładzie pokazać, jak to, co prezentują rządzący rozlewa się po całym kraju: gnicie struktur państwa, kpiny z prawa, brak elementarnego poczucia przyzwoitości. Skoro można robić to w Warszawie, dlaczego nie w Knurowie?

Jeśli nie położymy temu tamy 25. października, każdy z nas może zostać potraktowany jak Maciej Kandzior.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj Obserwuj notkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka