Zbigniew Kopczyński Zbigniew Kopczyński
511
BLOG

Edukacyjna niemoc

Zbigniew Kopczyński Zbigniew Kopczyński Polityka Obserwuj notkę 0

 

Miniony niedawno Dzień Edukacji Narodowej to tradycyjna okazja do mniej lub bardziej poważnych wypowiedzi oceniających stan narodowej edukacji. Swego czasu przy takiej okazji cytowano Andrzeja Frycza Modrzewskiego i powtarzano: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Dziś cytatu tego używa się jakby mniej. Gołym okiem widać, iż młodzieży chowanie jest takie, że nad losem Rzeczypospolitej możemy jedynie zapłakać. I zasługa to nie tyle tych, co chowają, ile tych, co owo chowanie organizują. Jednak nie o radosnej twórczości reformatorów polskiej oświaty, których każdy ruch pogrąża ją coraz bardziej, chciałem pisać.

Z roku na rok coraz więcej polskich dzieci pobiera nauki zagranicą. O ile media informują o problemach ze szkolnictwem polskim na Litwie i, w mniejszym stopniu, innych krajach byłego Związku Sowieckiego, o tyle trudno doszukać się newsów i analiz sytuacji w krajach starej Unii. Faktycznym, acz nieformalnym, liderem Unii są Niemcy, kraj przedstawiany jako wzorcowy w ochronie praw człowieka a szczególnie wszelkich mniejszości, bardzo Polsce przyjazny. A jak jest faktycznie?

W dniach 18. i 19. stycznia 2008 odbyło się w Mönchengladbach Europejskie Sympozjum Polskich Macierzy Szkolnych, na którym główny referat „Godność i Pamięć” wygłosił Dr. Edward Kieyne, członek Polskiej Macierzy Szkolnej w Niemczech a równocześnie Przewodniczący Krajowego Zrzeszenia Polskich Organizacji w Północnej Nadrenii-Westfalii. Sympozjum odbyło się prawie trzy lata temu, jednak, jak zapewnił mnie autor referatu, poza paroma kosmetycznymi posunięciami, istota sprawy nie uległa zmianie. Dlatego w dalszej części korzystał będę z referatu autorstwa dr Kieyne i cytował jego fragmenty.

Dr Kieyne wskazuje na rażącą nierównowagę proporcji ilości dzieci uczących się języka ojczystego do liczebności mniejszości. Liczebność Polaków w Niemczech ocenia się na 1,5 do 2 milionów osób. Według dr Kieynew sumie nauką języka polskiego w całych Niemczech objętych jest jakieś 4 do 5 tys dzieci. Liczby te nie mówią jednak jeszcze nic o jakości tego nauczania, która przecież też nie jest bez znaczenia (...)Dla kontrastu wymienię, iż w Rzeczpospolitej Polsce, w której mniejszość niemiecka liczy maksymalnie 200 tys. osób, aż 30.000 dzieci i młodzieży pobiera naukę języka niemieckiego jako ojczystego w szkołach publicznych w wymiarze poszerzonym t.j. kilku godzin tygodniowo. W języku niemieckim nauczane są też takie przedmioty jak historia i geografia ze szczególnym uwzględnieniem Niemiec. Nauki udzielają pełnoetatowi, opłacani przez polskie władze nauczyciele, ale ich praca podlega ocenie organizacji mniejszości niemieckiej w Polsce.

Źródło tej rażącej dysproporcji tkwi w tym, że wolna Rzeczpospolita nie potrafiła, bądź nie chciała, skutecznie negocjować w obronie swych dzieci. Możliwości dochodzenia praw Polaków w Niemczech nie daje polsko – niemiecki Traktat z 17.06.1991. Dziś widać, że zapisy traktatu są wynikiem złej woli strony niemieckiej i co najmniej nieudolności polskiej dyplomacji. Użyłem określenia „nieudolność”, gdyż jest to najkorzystniejsze dla polskich negocjatorów tłumaczenie wyników ich działań. Wynegocjowane zapisy umożliwiają dowolne interpretowanie postanowień Traktatu, co z kolei, przy złej woli władz niemieckich, powoduje pozbawienie należnych praw mieszkających w Republice Federalnej Polaków.

Władze niemieckie nie uznają ich za Polaków, lecz za Niemców polskiego pochodzenia. Przypisują sobie tym samym wyłączne prawo do definiowania, kto jest Niemcem a kto Polakiem. Takim zachowaniem państwo niemieckie w ewidentny sposób łamie zasadę prawną, iż przynależność etniczna bądź narodowa jest sprawą indywidualnego wyboru osoby. Konsekwencją tego jest odmowa przyznania Polakom statusu mniejszości narodowej, jakim cieszyli się do 27.02.1940 roku.

Wracając do kwestii oświaty, przytoczę podsumowanie dr Kieyne: Nigdzie w niemieckich szkołach nie jest prowadzone nauczanie języka polskiego z prawdziwego zdarzenia. Wychwalane przez polską dyplomację nauczanie, firmowane przez liczący ok. 10 członków Związek Nauczycieli Języka Polskiego w Niemczech, obejmujące rzekomo ponad 2 tys. polskich dzieci w Północnej Nadrenii-Westfalii oraz dwóch szkołach kraju Bremy jest ze względu na sposób zorganizowania a po części i poziom merytoryczny dalekie od tego, za jakie chce uchodzić i jakie powinno być.Co na to polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych? Poza paroma nieśmiałymi wypowiedziami sprzed kilkunastu miesięcy, całkowicie zresztą zignorowanymi przez stronę niemiecką, absolutnie nic.

Aktywnością wykazało się natomiast Ministerstwo Edukacji Narodowej. 23. listopada 2007 w Konsulacie Generalnym RP w Kolonii przedstawiciel MEN odznaczył Medalem Edukacji Narodowej Huberta Luszczynskiego – urzędnika nadzoru pedagogicznego kraju związkowego Nadrenia - Palatynat w randze mniej więcej polskiego wizytatora „za zasługi dla języka polskiego i kultury oraz z okazji Jubileuszu 10-lecia Związku Nauczycieli Języka Polskiego i Pedagogów w Niemczech” (cytat ze strony internetowej Kuratorium Oświaty w Krakowie). Uzasadnienie o tyle kuriozalne, że pan Luszczynski nie jest członkiem ZNJPiPwN, nie zna nawet polskiego. Odpowiada on wszakże za organizację nauczania języka polskiego w Nadrenii - Palatynacie, lecz jak wygląda to nauczanie, opisał dokładnie dr Kieyne.

Hubert Luszczynski koordynuje również współpracę i wymianę między władzami oświatowymi Nadrenii - Palatynatu a województw małopolskiego i opolskiego. Z wymianą młodzieży ma to niewiele wspólnego, jako że szkoły z powodzeniem radzą sobie same. Rolą pana Luszczynskiego jest organizowanie wizyt kuratorów a także seminariów dla pracowników kuratoriów i wybranych dyrektorów szkół oraz ich nadreńskich odpowiedników. Mniej więcej to samo towarzystwo regularnie spędza ze sobą miło – i służbowo – czas, dyskutując na mniej lub bardziej poważne tematy i przy okazji zwiedzając naprawdę piękną środkową Nadrenię (przełom Renu i Moseli). Czy za takie przyjemności nie wypada odwdzięczyć się gospodarzowi?

Ministerstwo Edukacji Narodowej poszło więc za ciosem i zorganizowało 20. grudnia 2008 w Krakowie wspaniałą fetę, na którą przybył ze swą świtą szef administracji krajowej Nadrenii - Palatynatu - dr Josef Mertens. Przybył, by również otrzymać Medal Komisji Edukacji Narodowej – najwyższe odznaczenie resortowe. A dostał go „za pracę na rzecz języka polskiego i kultury polskiej w Nadrenii – Palatynacie” (wg. informacji Kuratorium w Krakowie). Dr Mertens jest przełożonym Huberta Luszczynskiego i tym samym nadzoruje jego pracę, której efekty opisał dr Kieyne. Prócz tego od czasu do czasu przyjmuje gości swego podwładnego w pięknym, zabytkowym Pałacu Elektorów w Trewirze.

Czemu tyle i tak złośliwie piszę o nadanych przez MEN odznaczeniach? Mógłby to być powód do dumy. Często, po niewczasie, Polacy spostrzegali, że oddawali konkretne korzyści za symboliczne gesty. A tu sytuacja odwrotna: w zamian za konkretne i kosztowne przyjemności, wyświadczone polskim partnerom, Niemcy z satysfacją przyjęli błyszczące kawałki metalu. Radość panów Mertensa i Luszczynskiego z błyskotek to jedno a nauczanie polskich dzieci to drugie.

Nie wiem, czy MEN konsultowało swoją decyzję z organizacjami polskimi w Niemczech a w szczególności z Polską Macierzą Szkolną? Pytanie jest oczywiście retoryczne a odpowiedź nasuwa się sama. Nadając te odznaczenia, MEN wytrącił stronie polskiej argumenty w dyskusji z władzami Republiki Federalnej. Jeśli, jakimś cudem, MSZ zdecyduje się na stanowczą interwencję, niechybnie otrzyma prostą odpowiedź: „Skoro nadaliście naszym ludziom odznaczenia, to znaczy, że sprawy mają się lepiej niż mieć powinny.”

Jeśli MZS zdecyduje się ... Na to się jednak nie zanosi. Bo i po co? Lepiej jest udawać, że jest OK, ustawiać plecy do poklepywania i słuchać o strategicznym i odpowiedzialnym partnerstwie. Lepiej zbierać pochwały za dobrą atmosferę i niestwarzanie problemów, nadawać i odbierać odznaczenia i nagrody. Wszyscy są zadowoleni. Mnożą się deklaracje o zaufaniu, pełnej współpracy, coraz lepiej krąży krew w poklepywanych plecach a kolejne pokolenia polskich dzieci tracą kontakt z polskim językiem i kulturą.

 

Pisząc powyższą notkę korzystałem z referatu dr Edwarda Kieyne, wygłoszonego podczas Europejskiego Sympozjum Polskich Macierzy Szkolnych w styczniu 2008 roku w Moenchengladbach oraz z informacji zamieszczonych na następujących stronach Kuratorium Oświaty w Krakowie:

http://ue.kuratorium.krakow.pl/index.php?ac=111&id=247

http://ue.kuratorium.krakow.pl/index.php?ac=111&id=412

 

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj Obserwuj notkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka