Ubawiłem się, czytając roznoszone do chorzowskich mieszkań najnowsze wydanie „Gazety Parkowej”. Gazeta ta, wydawana przez Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku, oficjalnie informować ma mieszkańców właśnie o Parku. W rzeczywistości promuje, choć niezupełnie wprost, prezesa Parku, kandydującego ponownie na urząd prezydenta Chorzowa. By się o tym przekonać, wystarczy przeczytać główne artykuły. Nie śledzę działań parkowych speców od marketingu, jeśli jednak promują Park tak samo, jak jego prezesa, trudno dziwić się jego problemom.
Prezes Kotala dobrze wie, że wygrać z Markiem Koplem nie będzie łatwo. Ściągnął więc znaczące posiłki w postaci partyjnego kolegi – marszałka województwa. W obszernym wywiadzie marszałek chwali rozwijający się Park, w domyśle: dzięki menedżerskim umiejętnościom obecnego prezesa. Przychodząc koledze z odsieczą, nie omieszkał skorzystać z okazji, by wyraźnie podkreślić swoje zaangażowanie w sprawy Parku i płynące doń dotacje z budżetu województwa. Cóż, WPKiW należy do województwa śląskiego i każdy marszałek musi dbać, by tak istotne przedsiębiorstwo marszałkowskie nie upadło. To takie minimum. Trochę za mało do przekonania takiego sceptyka jak ja, by głosował na marszałka, prezesa i ich kolegów. Hojność marszałka nie starcza jednak na to, by Park funkcjonował bez pomocy Chorzowa. O tym jednak marszałek się nie zająknął.
Bez taryfy ulgowej – woła tytuł głównego artykułu. A mniejszymi literami: W kasie parku zabraknie 780 tysięcy złotych. Mamy więc dramat, wręcz tragedię, mamy ofiarę a w tekście artykułu znajdziemy winnego. Jest nim Marek Kopel. Stała się rzecz straszna: Dotychczas Miasto rok w rok umarzało Parkowi podatek od nieruchomości w wysokości ok. 5 milionów złotych. Tym razem zażądało zapłacenia podatku od nieruchomości komercyjnych, co dało właśnie owych złotych 780 tysięcy.
Spójrzmy jaka to klasyczna manipulacja faktami i robienie wyborcom wody z mózgu. Bez taryfy ulgowej znaczy konieczność zapłacenia 780 tysięcy zamiast 5 milionów. 5 mln – 780 tys. = 4 mln 220 tys. zł – tyle wynosi właśnie taryfa ulgowa dla Parku. Oznacza to 84% ulgę. O takiej uldze przeciętny chorzowski podatnik może tylko pomarzyć. A prezesowi Kotali dzieje się krzywda! Może mógłbym go zrozumieć, gdyby wyjaśnił, dlaczego od restauracji na ul. Wolności należy płacić podatek a od takiej samej w Parku już nie?
Oddajmy głos skrzywdzonemu: To tym bardziej przykre, – mówi prezes Kotala – że nie prosiliśmy o dofinansowanie z budżetu miasta, a jedynie chcieliśmy, by umorzono nam podatek od nieruchomości komercyjnych. Cóż, tylko współczuć. Tym bardziej, że prezes kompromituje się jako kandydat na prezydenta. Albo uważa, że wyborcom można wcisnąć każdą ciemnotę, albo sam nie wie, o czym mówi. Otóż podatek od nieruchomości jest podstawowym dochodem gminy. Z tego żyje miasto. Umorzenie więc tego podatku, to nic innego jak właśnie dofinansowanie z budżetu miasta. I to na skróty. Zdecydowanie trudniej byłoby zapłacić podatek a potem czekać na dofinansowanie. Najprawdopodobniej Park nie dostałby tyle pieniędzy.
Prawdą jest, że WPKiW realizuje zadania miasta w dziedzinie utrzymania terenów zielonych i rekreacji. Prawdą jest jednak również i to, że miasto ma wiele innych zadań, na które brakuje pieniędzy. Za 5 mln zł można nieźle doposażyć szpitale lub szkoły albo wyremontować parę domów. Proponuję, by prezes Kotala podczas spotkań z wyborcami, szczególnie w mniej zadbanych częściach miasta, zapytał, czy mają inne pomysły na wydanie 5 mln zł niż dotacja do Parku?
Chorzów dofinansowuje WPKiW wspomnianą kwotą od – o ile mnie pamięć nie myli – kilkunastu lat. Proszę policzyć, z ilu pieniędzy Miasto przez te lata zrezygnowało i ile mogło przeznaczyć na inne cele. Przy takiej sumie pretensje prezesa Kotali o 780 tys. zł brzmią naprawdę żenująco.
Dobry menedżer, a za takiego chce uchodzić Andrzej Kotala, wie, że decyzje o umorzeniu podatku mają charakter uznaniowy i powinien przygotować alternatywny plan finansowy, przewidujący decyzję odmowną. Tego ewidentnie nie zrobił. Dobry menedżer powinien również pamiętać, na co umawiał się podczas negocjacji, a nie skarżyć się potem publicznie, że co innego pamięta, a co innego z rozmów wynikło. A jeśli pamięć zawodzi, powinien postarać się o pisemne potwierdzenie tak istotnego dla jego firmy postanowienia. Zaniedbanie tych spraw powoduje problemy i zwykłą kompromitację. To tyle o problemach.
„Gazeta Parkowa” pisze również o sukcesach. Tym największym jest likwidacja kolejki linowej. Chwali się tym w podtytule: NIK: likwidację „Elki” oceniamy pozytywnie. Likwidacja najdłuższej nizinnej kolejki linowej w Europie to sukces? Czemu nie! „GP” wie, że likwidacja „Elki” spotkała się z wieloma protestami. Tłumaczy więc czytelnikom jak dzieciom: „Elka”, jak każde urządzenie techniczne, miała swój okres eksploatacji. Dla starej kolejki skończył się on już dawno. A ja, w swej dziecięcej naiwności, przypomnę, że działają urządzenia techniczne starsze niż „Elka”. Ot, choćby kolejka na Kasprowy, zbudowana grubo przed wojną. Na góralski rozum wystarczyło ją zmodernizować. A prezes Kotala zastosował oryginalną metodę modernizacji przez likwidację.
Są wprawdzie, przytaczane z dumą, plany budowy nowej kolejki. Radziłbym jednak wstrzymać się z ogłaszaniem sukcesu do jej zbudowania. Znając realia, a szczególnie historię Parku ostatnich dwudziestu lat, wiem, że między planami a realizacją może się jeszcze wiele wydarzyć.
Można jednak zrozumieć, dlaczego „Gazeta Parkowa” tak chwali likwidację „Elki”. Cóż, każdy orze, jak może. Jeśli urzędujący prezydent otwiera w ostatnich dnia kolejne inwestycje: a to alejkę na Rawie, a to salę gimnastyczną, jego konkurent też musi się czymś pochwalić. Choćby skuteczną likwidacją. W demontażu bije więc Kopla na głowę. Zawsze to jakiś sukces.
Następny numer „Gazety Parkowej” redakcja zapowiedziała na 19. listopada. Z pewnością przeczytamy o kolejnych sukcesach prezesa Kotali i kłodach rzucanych mu pod nogi przez prezydenta Kopla. Sprytnie dobrany termin publikacji, ostatni dzień przed ciszą wyborczą, gwarantuje, że nikt nie zdąży tego skomentować.
Inne tematy w dziale Polityka