A dr Chocian mówi rzeczy dla Polaków wstrząsające, a dla niego niebezpieczne. Mówi o działalności niemieckiego wywiadu i wykorzystywaniu przez niego działaczy ekologicznych, by hamować rozwój Polski, przede wszystkim inwestycje, które były zagrożeniem dla interesów niemieckich. Co więcej podawał przykłady tworzenia wręcz zjawisk ekologicznych, wykorzystywanych później do blokowania ważnych inwestycji.
W ostatnim wpisie żartowałem sobie trochę z wypowiedzi dr Grzegorza Chociana, ale tak naprawdę żartów tu nie ma. Dr Chocian powiedział wprost to, co było oczywiste dla uważnych i obiektywnych obserwatorów. Co innego jednak wiedzieć, a co innego móc przedstawić dowody.
Otóż dr Chocian nie tylko ma wiedzę, co już jest dość niebezpieczne. Ma również dowody na potwierdzenie swoich wypowiedzi i odwagę głosić je publicznie, co jest już bardzo niebezpieczne. Dla tych, o których mówi, ale przede wszystkim dla niego.
Zbyt duża wiedza może zaszkodzić jej posiadaczowi. Przekonaliśmy się o tym obserwując działalność seryjnego samobójcy po tragedii smoleńskiej. Ci, którzy wiedzieli i, co gorsza, mówili o faktach niezgodnych z wersją stworzoną przez rosyjską komisję i przepisaną przez polską, ulegali dziwnym wypadkom, oczywiście śmiertelnym, lub, uświadomiwszy sobie swoje błędy, doznawali głębokich wyrzutów sumienia ulegając przemożnemu pragnieniu odejścia z tego świata. Nie muszę chyba dodawać, że odejścia te odbywały się w okolicznościach co najmniej zastanawiających.
A dr Chocian mówi rzeczy dla Polaków wstrząsające, a dla niego niebezpieczne. Mówi o działalności niemieckiego wywiadu i wykorzystywaniu przez niego działaczy ekologicznych, by hamować rozwój Polski, przede wszystkim inwestycje, które były zagrożeniem dla interesów niemieckich. Co więcej podawał przykłady tworzenia wręcz zjawisk ekologicznych, wykorzystywanych później do blokowania ważnych inwestycji.
Zupełnie komicznym elementem w tej całej historii jest pytanie pewnego dziennikarzyny skierowane do szefostwa niemieckiego wywiadu o potwierdzenie słów dr Chociana. Odpowiedź była – Zgadliście? Ja też! – przecząca. Niemiecki wywiad nie robi takich brzydkich rzeczy. A czegóż ten pseudodziennikarz się spodziewał? Przekazania listy agentów i funkcjonariuszy oraz opisu ich aktywności? No, to niech podobne zapytanie skieruje do wywiadów rosyjskiego, chińskiego, czy, dajmy na to białoruskiego. Odpowiedzi znamy i na ich podstawie może ten nibydziennikarz wysnuć wniosek o konieczności likwidacji ABW z powodu braku zagrożenia działalnością obcych wywiadów.
Jestem raczej komentatorem niż dziennikarzem śledczym. Tym więc dziennikarzom, a także odpowiednim służbom państwowym pozostawiam sprawdzenie funkcjonowania licznych w naszym kraju organizacji ekologicznych pod względem motywów ich działania i źródeł finansowania. Ja mam ograniczone możliwości w tym zakresie. Niemniej co nieco udało mi się sprawdzić.
Gdy spojrzymy na zagraniczne firmy funkcjonujące w Polsce, czy to wskutek utworzenia oddziału, czy przejęcia polskiej firmy, widzimy, że w ich zarządach i radach nadzorczych ich polskich firm przeważają Polacy, obcokrajowcy pojawiają się zazwyczaj w początkowej fazie działalności. Później zarządzanie firmą przekazywane jest przeszkolonej polskiej kadrze, a właściciel wykonuje swoje prawo do kontroli i kierowania strategią firmy przez mechanizmy przewidziane w kodeksie spółek handlowych, czyli poprzez, najczęściej jednoosobową, reprezentację w Radzie Nadzorczej, lub jedynie decyzjami Zgromadzenia Wspólników czy Akcjonariuszy. Ale tu chodzi tylko o interes pojedynczej firmy, choć byłaby bankiem, ubezpieczalnią, czy dużym producentem.
Przy prawdziwych interesach, czyli ekologii, żarty się kończą. Ekologia to nie tylko występy histeryzujących oszołomów. Po śmiertelnie – dosłownie – poważne sprawy, które w dzisiejszej Europie decydują o być albo nie być rozwoju państw. W przypadku Polski przypomnę choćby protesty działaczy ekologicznych w sprawie regulacji Odry, niemieckich protestów wobec budowy portu kontenerowego w Świnoujściu czy elektrowni atomowych itp.
Największa, a przynajmniej najbardziej rozpoznawalna organizacja ekologiczna w Polsce to Fundacja Greenpeace Polska. Zarejestrowana została 21 listopada 2003 roku. Greenpeace Polska ma dwuosobowy Zarząd. W skład pierwszego Zarządu weszli Bernhard Drumel – prezes i Alexander Egit – wiceprezes. To Austriacy, nie Niemcy, ale dużo to nie zmienia. Pan Drumel przestał prezesować 1 marca 2007 i zastąpiła go Gertrud Korbel, raczej nie Polka a pan Egit awansował na prezesa. Jest on również szefem Greenpeace w Europie Środkowej i Wschodniej.
Kolejna zmiana nastąpiła 28 września 2018, gdy panią Korbel zastąp wreszcie tubylca – Robert Cyglicki. W piętnastym roku istnienia firmy w Polsce! Pan Cyglicki pracuje w firmie od roku 2009. Awansował do Zarządu, jako pierwszy Polak, po dziewięciu latach sprawdzania lojalności. Żartów nie ma.
A teraz Rada Fundacji. W momencie rejestracji stanowili ją: Anne Marie Weber, Willi Hass i Hans Hildebrand. W ciągu 21 lat działalności Greeenpeace Polska pojawiali się w niej: Hanz Reidl, Herbert Witsching, Florian Faber i Katrin Küblböck, a 21 stycznia 2024, przed nieco ponad ośmioma miesiącami, a po 21 latach działalności w Polsce, Ewa Bińczyk. Hurra! Obecnie Rada Fundacji działa w składzie: Ewa Bińczyk, Florian Faber i Hanz Reidl. Jak na Greenpeace Polska stopień polonizacji naprawdę imponujący.
Wróćmy jednak do dr Chociana. Jak uchronić go przed losem poprzedników? Komentarze, że wywiad niemiecki to nie FSB, proszę sobie darować. Tu nie ma miejsca na żarty. W dzisiejszej sytuacji trudno liczyć na instytucje rządowe, raczej należałoby chronić go przed nimi. Słabo też widzę możliwości obywatelskiej, ochotniczej ochrony. Ksiądz Popiełuszko też miał taką ochronę.
Jedyna opcja, jaką widzę, to spisanie przez dr Chociana swojej wiedzy w tej części, jakiej jeszcze nie ujawnił i zdeponowania jej u zaufanego notariusza. Najlepiej kilku, bo i notariuszom przydarzały się nieszczęścia. Oczywiście danych notariuszy nie może ujawnić. Ogłosić za to powinien, że zadysponował ujawnienie treści swoich oświadczeń w sytuacji, gdyby przypadkiem strzelił sobie lewą ręką w prawą skroń z dalszej odległości, po czym wytarł użytą broń i posprzątał miejsce zdarzenia.
Żarty sobie robię? W żadnym wypadku, takie rzeczy już się zdarzały. Tu chodzi o naprawdę duże interesy, przy których życie ludzkie nie jest wiele warte. Dlatego chrońmy doktora Chociana.
Inne tematy w dziale Polityka