Zbigniew Kopczyński Zbigniew Kopczyński
133
BLOG

A miało być tak pięknie

Zbigniew Kopczyński Zbigniew Kopczyński Polityka Obserwuj notkę 2
Po co głosować w referendum, skoro nie grozi nam zalew imigrantów? Nie będziemy musieli kogokolwiek przyjmować ani płacić za nieprzyjmowanie. Tak przekonywał wyborców Donald Tusk. „Mnie w Brukseli nikt nie ogra.” – dodawał chełpliwie. Polacy w swej większości posłuchali i w referendum nie głosowali. No i mamy, co mamy.

Wielu komentatorów twierdzi, że Tuska ograno w Brukseli jak nieświadome dzieciątko. Wydaje mi się jednak, że to nie tyle Tuska ograno, ile Tusk ograł tych, którzy jeszcze wierzą jego deklaracjom. Kłamał w żywe oczy, wiedząc, że pakt migracyjny jest już przesądzony i nie mając zamiaru temu przeciwdziałać. Nie zablokował paktu, gdy miał taką możliwość, a późniejsze głosowanie przeciw ministra finansów nie miało już żadnego znaczenia. Tak, żeby mieć alibi, słabiutkie zresztą.

Nawiasem mówiąc, polski minister głosował tak samo jak ministrowie Węgier i Słowacji. Wyobraźmy sobie co byłoby, gdyby minister reprezentujący rząd Prawa i Sprawiedliwości również głosował razem z tymi dwoma krajami. Jaka runęłaby fala oskarżeń o wysługiwanie się Putinowi, wręcz oskarżanie o koalicję z Putinem. A teraz bezproblemowe głosowanie z „proputinowskimi reżimami” ale z uśmiechem.

Donald Tusk nie stracił rezonu i mimo oczywistych faktów, jął przekonywać, że Polska zyska na akcie imigracyjnym. Nie był jednak łaskaw wyjaśnić, na czym ta korzyść miałaby polegać. Od pojawienia się fali nachodźców w 2015 roku słyszymy o ubogacaniu kulturowym i korzyściach z przybycia tak nam potrzebnych lekarzy i inżynierów. Realia krajów goszczących tę falę wskazują, ze ubogacone zostały kroniki kryminalne, a z lekarzy i inżynierów przybyli jedynie ginekolodzy i pirotechnicy.

A teraz zagadka logiczna: skoro taką korzyścią dla Polski jest przyjęty akt imigracyjny, jak twierdzi Donald Tusk, dlaczego polski minister głosował przeciwko jego przyjęciu? Czy ktoś to rozumie?

No i mamy wysyp bajek na temat przegłosowanego paktu. A to, że nie będzie obowiązku przyjmowania, a jeśli już to góra kilka tysięcy; a to, że nie będziemy płacić, a jeśli już to 20 tys. euro to nie są poważne pieniądze, a to, że Komisja Europejska uwzględni naszą pomoc ukraińskim uchodźcom i zwolni z wszelkich obciążeń. Szkoda tylko, że głoszący te bajki nie podają, z jakich zapisów prawnych one wynikają. A takich zapisów po prostu nie ma.

Pakt upoważnia Komisję Europejską do praktycznie dowolnego podziału imigrantów wśród krajów członkowskich, a wspomniane 20 tysięcy euro jest tylko stawką wyjściową, dolną granicą, którą KE może w zależności od sytuacji, czyli dowolnie, zwiększać. Górnego limitu nie ma i można domniemywać, że sytuacja zwykle będzie dla nas mało korzystna.

Za dwa lata, gdy pakt wejdzie w życie, a Komisja Europejska będzie oceniać sytuację i przydzielać poszczególnym krajom masę imigracyjną, nikt już o przyjmowaniu przez nas Ukrainek nie będzie pamiętał. Zresztą już dziś, oprócz części Ukraińców, mało kto pamięta. Rządzący Ukrainą szybciutko zapomnieli, a na Zachodzie pamiętają, że jesteśmy rasistami, bo przyjmowaliśmy białe Ukrainki, a nie wpuszczaliśmy śniadych wyznawców Allaha. Pamiętają też, choć starają się o tym nie mówić, że przyjęliśmy w sumie kilkanaście, dowiedzmy dziesięć milionów Ukraińców praktycznie o własnych siłach, bez pomocy Unii, i zaabsorbowaliśmy bezproblemowo jakieś 2 miliony, co akurat nie przysporzy nam korzyści.

Komisja Europejska, dokonując podziału nachodźców, nie będzie brała pod uwagę wydarzeń historycznych. Kierować się będzie aktualną sytuacją, przede wszystkim zdolnościami państw członkowskich do absorbcji imigrantów. Niemcy przezornie głoszą wszem i wobec, że osiągnęły już kres swoich możliwości i więcej imigrantów przyjąć nie mogą. Polska wprost przeciwnie. Komu więc KE przydzieli imigrantów? Skoro Polacy bez problemu zaabsorbowali 2 miliony, to poradzą sobie z następnymi dwoma milionami, no może na początek z milionem.

Jasne, możemy – jak mówi Donald Tusk – ich nie przyjąć. Zapłacimy wtedy minimum 20 tys. euro od sztuki, co daje 2o miliardów euro od miliona. Rozwiąże nam to dylemat z Centralnym Portem Komunikacyjnym. Zamiast na jego budowę prześlemy pieniądze na haracz do Brukseli. Z kolei w razie ich przyjęcia, zainwestować będziemy musieli w środki zapobiegające udaniu się naszych gości po wyśniony niemiecki socjal, by nie płacić bajońskich sum w razie ich skutecznej eskapady na zachód. Najskuteczniej można to osiągnąć zamykając gości na dożywocie w strzeżonych ośrodkach, które już powinniśmy przygotowywać. I, trzeba przyznać, rząd już zaczyna przygotowania do utworzenia takich ośrodków.

Tu druga zagadka logiczna: Dlaczego Donald Tusk chce bronić naszej wschodniej granicy przed inwazją nachodźców z Afryki i Azji, podczas gdy zgadza się na wpuszczanie tych samych nachodźców przybywających z zachodu? Dyskryminacja ze względu na wybór drogi dotarcia? Czy ktoś potrafi to wyjaśnić?

Niestety, wiadomości ostatnio docierające ze wschodniej granicy wskazują, że gotowość rządzących do jej obrony jest czysto deklaratywna. W rzeczywistości rząd bardziej troszczy się o dobre poczucie agresorów niż bezpieczeństwo obrońców granic.

Pakt imigracyjny jest tematem którego unikają jak ognia ugrupowania rządzące Unią Europejską w czasie obecnej kampanii. W zamian prezentują na fałszywą alternatywę: albo głosujesz na Unię Europejską (czytaj: obecnie rządzących Unią), albo przyjdzie Putin i cię zje.

I znów bazuje się na krótkiej pamięci wyborców licząc, że nie pamiętają kto ochoczo współpracował z Putinem finansując jego zbrojenia i oskarżając o rusofobię tych, których dzisiaj oskarżają o bycie zwolennikami Putina. Dziś ci sami ludzie chętnie przyjmują przysyłanych nam przez tego Putina nachodźców, wśród których jest wielu gotowych destabilizować i osłabiać kraje Unii tak, by stały się łatwym łupem kremlowskiego satrapy.

Bezpieczeństwo Europy zapewnić mogą jedynie ci, którzy zreformują Unię, odejdą od nieracjonalnego drążenia do centralizacji i wprowadzania na siłę księżycowych ideologii, a militarne bezpieczeństwo oprą na współpracy z NATO, przede wszystkim Stanami Zjednoczonymi.

Przeciwną politykę prowadzi Donald Tusk. Jego złośliwe wpisy na temat potencjalnego prezydenta USA to po prostu dyplomatyczny analfabetyzm. Trudno liczyć, że zostaną zapomniane. Podobnie jak sztubacki żart z celowaniem w plecy Donalda Trumpa podczas jego wizyty w Brukseli. Tak dla kilku lajków osłabia się więzi sojusznicze. Dziecinada czy celowe sabotowanie bezpieczeństwa Polski?

Szkoda czasu na wnikanie w motywy premiera. Lepiej po prostu zagłosować w niedzielę na tych, którzy potrafią współpracować z sojusznikami, a pakt imigracyjny wyrzucą do kosza.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka