Bożogrobcy, czyli Zakon Kanoników Regularnych Grobu Jerozolimskiego, obecni byli w Chorzowie od samych jego początków. Pierwsza pewna wzmianka historyczna o wsi Chorzów pochodzi z dokumentu księcia opolskiego nadającego tę wieś właśnie bożogrobcom. A było to w roku 1257. To oni zbudowali pierwszy chorzowski kościół i przez wieki stanowili o charakterze tej wsi, aż do kasacji zakonu przez Prusaków ponad dwieście lat temu. Bożogrobcy przeszli do historii i pozostały po nich, prócz pamięci, nazwa ulicy i połowa ich krzyża w herbie miasta.
Tak było do roku 2007. Wtedy charyzmatyczny nauczyciel historii w chorzowskim Zespole Szkół Gastronomiczno – Usługowych, dr Adam Lisek założył wśród uczniów Chorzowskie Bractwo Rycerskie Bożogrobców i bożogrobcy znów pojawili się na ulicach Chorzowa.
W krótkim czasie z grupy zapaleńców stworzyła się znacząca instytucja widoczna nie tylko w mieście, organizująca wiele dużych imprez, choć działała w ramach szkoły i jej status był taki jak kółka zainteresowań. Wymienienie najważniejszych z wydarzeń zajęłoby zbyt dużo miejsca. Kto ciekaw odsyłam do facebookowej strony Bractwa: facebook.com/bozogrobcy.
Zainteresowania młodych ludzi legendą rycerstwa dr Lisek wykorzystywał do przekazywania im głębszej wiedzy na temat historii średniowiecza, wykraczającej poza stereotyp ciemnych wieków średnich. To samo dotyczyło wypraw krzyżowych. Uczniowie wyruszali też do miejsc związanych z historią bożogrobców: do Miechowa – polskiej Jerozolimy a nawet do Belgii, do zamku założyciela zakonu – Gotfryda Bouillon.
Członkowie Bractwa nie tylko walczyli na miecze i strzelali z łuków. Poznawali również podstawy średniowiecznej kuchni, jak na uczniów szkoły gastronomicznej przystało. Uczono się również średniowiecznej kaligrafii a członkinie śpiewały w Scholi Św. Franciszka i tańczyły tańce z epoki.
Oprócz nauczania historii, dr Lisek prowadził wśród Bractwa pracę wychowawczą kształtującą postawy etyczne i dyscyplinę mniej więcej na wzór początków skautingu. Aż dziw bierze, że w dobie łatwo dostępnych rozrywek wszelakich i panoszącej się ideologii „Róbta co chceta”, tylu młodych ludzi dobrowolnie poddało się rygorom i zobowiązaniom wynikającym z przynależności do Bractwa Rycerskiego.
Wszystkie nabyte umiejętności prezentowano w trakcie największych z organizowanych przez Bractwo wydarzeń: Zjazdów Rycerstwa Chrześcijańskiego, podczas których w skansenie na terenie Parku Śląskiego spotykało się kilkuset członków różnych grup rekonstrukcyjnych z Polski i zagranicy a oglądało ich ponad dwadzieścia tysięcy widzów.
Wiele razy do roku chorzowianie mogli podziwiać rycerzy w pełnym rynsztunku i damy w pięknych strojach z epoki. Ten sprzęt i stroje to efekt pomocy finansowej Miasta i pracy bożogrobców. Sfinansowaną przez miasto część sprzętu Bractwo użytkowało na podstawie umowy między Miastem a należącą do niego szkołą, jako że Bractwo nie jest odrębnym podmiotem prawnym.
I wszystko tak wyglądało do momentu, gdy miłościwie Chorzowowi panujący prezydent Andrzej Kotala (Platforma Obywatelska) postanowił odebrać Bractwu sfinansowane przez Miasto wyposażenie, by przekazać je nowopowstałemu stowarzyszeniu o nazwie – patrzcie Państwo jaka zaskakująca zbieżność - Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej „Bractwo Rycerskie Bożogrobców”.
Dlaczego komunalną własność użytkowaną przez samorządową szkołę przekazano prywatnemu stowarzyszeniu, wie tylko prezydent. Możemy domyślać się, że argumenty musiały być mocne i przekonujące, ponieważ umowę z tym stowarzyszeniem Miasto podpisało już 4 lipca 2019, podczas gdy Stowarzyszenie zarejestrowane zostało dopiero 12 lipca.
Nawiasem mówiąc, niekonwencjonalne zarządzanie finansami publicznymi to w Chorzowie żadna nowość a wynikiem tego niedawna wizyta o poranku w mieszkaniach członków Zarządu Miasta funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego Policji.
Przekazanie wyposażenia do stowarzyszenia bez historii i bez historyka w zarządzie, to zniweczenie wielu lat pracy, zaangażowania i imponującego dorobku Bractwa. I choć Bractwo stało się już wizytówką Miasta, nie martwi to jednak prezydenta. Podobnie jak dopuszczono za kadencji obecnego włodarza Chorzowa do spektakularnego upadku innej wizytówki Miasta – Ruchu Chorzów.
Powie ktoś, że się czepiam, że prezydent nie gra w piłkę i nie mógł ratować Ruchu. Niezupełnie. Miasto jest największym akcjonariuszem, kredytodawcą i sponsorem Ruchu. Z tej racji ma i prawo i obowiązek kontrolowania sytuacji finansowej klubu. Tymczasem stan finansów Klubu powodował corocznie odjęcia Ruchowi punktów karnych, których zabrakło przy każdym ze spadków. A o tym, jak chaos finansowy wpływa na atmosferę w drużynie nie trzeba szerzej pisać.
Na nic zdały się protesty uczniów, nauczycieli a nawet Dyrekcji Szkoły, choć pani dyrektor dość szybko zmieniła zdanie, prawdopodobnie, gdy przypomniała sobie a raczej przypomniano jej, z kim podpisywała umowę o pracę. Na nic nie zdały się również interwencje radnych. Chodzi oczywiście o radnych pisowskiej opozycji, bo radnych Platformy ta sprawa dziwnie nie interesuje. Odpowiedzi na interpelacje radnych są wymijające. Przewodniczący Rady, również z Platformy, ciągle przesuwa termin dyskusji na forum Rady, mając z pewnością na celu przeczekanie aż, z powodu faktów dokonanych, protesty z czasem ucichną.
Dlaczego piszę o tej lokalnej sprawie? Chorzów nie jest wyspą. Podobne zachowania władz samorządowych pojawiają się w wielu miejscach. Zbyt duża władza prezydentów, burmistrzów i wójtów w połączniu z praktyczną nieusuwalnością, czynią ich władcami niemal absolutnymi.
Wypaczeniu uległa idea samorządności, w myśl której władza samorządowa powinna być bliżej obywatela, by skuteczniej wspierać jego działania i szybciej reagować na jego problemy. Dziś, paradoksalnie, łatwiej obywatelowi wpłynąć na władze centralne niż lokalne.
Dysponując dużą pulą etatów samorządowych i innymi możliwościami zarobkowania, prezydent może z łatwością uzależnić wystarczającą ilość radnych, by nie obawiać się głosowania Rady. Głosami wyborców też, jak widzieliśmy, nie musi się przejmować. Ostatnie przedłużenie kadencji do pięciu lat tylko pogorszyło ten stan.
Jak temu zaradzić, to temat na długą dyskusję. A podjąć ją trzeba właśnie teraz, gdy do wyborów samorządowych jest jeszcze sporo czasu.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo