Zbyszek Kobylański
MÓJ ALFABET POLSKIEGO PERFORMANCE
Mój alfabet zaczynam dzisiaj od G – jak głupota. Ponieważ jesteście już przyzwyczajeni do moich opisów głupoty niektórych działań niby-artystów, więc i tym razem postaram się was nie zawieść, dając dowód, przyznaję, moich ograniczeń pojmowania niby-filozoficzno-artystych działań.
Nie mogąc pojąć tego, że prawie cały, tak zwany intelektualny świat artystyczny, zachwyca się g… (wykonanym na żywo w pewnej galerii) jakiegoś „artysty”, czy kwadracikiem z niewidzialną rzeźbą, nie mówiąc już o tak wiekopomnym dziele, jak „Puszka z g… artysty”, postanowiłem „wgryźć” się głębiej w ten temat.
Poświęciłem (i dalej poświęcam), kilkanaście nocy, oglądając w TVP Kultura program „Alfabet polskiego performance”, nie mogąc pogodzić się z tym, że tak wysublimowana część twórczości jest mojej wrażliwości niedostępna.
Niżej opiszę jedno (w dwóch aktach) z takich działań i byłbym niezmiernie wdzięczny, gdyby ktoś spróbował wytłumaczyć mi, ułomność mojego myślenia i braku gustu.
Akt pierwszy: na stole stoi, dość sporych rozmiarów akwarium, w którym pływa karp. „Artysta” podchodzi do stołu, wyciąga rybę z wody i rzuca na stół, a sam zanurza głowę w akwarium. Ryba miota się na stole łapiąc powietrze, „artysta” cały czas trzyma głowę w akwarium. Myślałem, iż chce udowodnić, że potrafi dłużej wytrzymać z głową zanurzoną w wodzie, niż ryba wyciągnięta z wody. Niestety, „artysta”, co jakiś czas przerywał eksperyment, wkładał rybę z powrotem do akwarium (przynajmniej to), a sam miał czas, aby głębiej odetchnąć. Tę czynność powtarzał kilkakrotnie. Ryba spadała czasem na podłogę, miotając się w walce o życie. Koniec pierwszego pokazu. Rzęsiste brawa... Głębokie prawda?
Akt drugi: „artysta”, oczywiście w gaciach (zdaje się niezbyt świeżych), przywiązał sobie do nogi sznurek, a na drugim jego końcu uwiązał za nogę papugę. Następnie, krokiem z marszparady, defiluje przed publicznością. Papuga szarpana w czasie marszu to spada na ziemię, to znów wzlatuje, aż zrywa się z uwięzi i próbuje odlecieć. „Artysta” łapie jednak niesfornego ptaka, przywiązuje go na powrót do nogi i maltretuje dalej, kontynuując pokaz.
Patrzę na publiczność – robi wrażenie ludzi kulturalnych, lecz nikt nie wstał i nie dał, tak po prostu, kulturalnie, „artyście” po pysku. Ja, miałbym tu swoją uwagę: zamiast maltretować ptaka, przywiązując go do nogi, „artysta” powinien przywiązać ptaka do ptaka – może nie byłoby to dużo mądrzejsze, ale przynajmniej dużo weselsze.
Czekam na komentarz. Panowie: „artysta” i jakiś krytyk lub przyjaciel, siadają naprzeciw siebie w podobnej pozie i zaczyna się następny intelektualny akt. Niestety, znów żadna uczta, ponieważ krytyk wybełkotał coś w znanym mi stylu z katalogów performerów, a „artysta” stwierdził, że miał już dosyć czytania wierszy przy świecach, więc dlatego zajął się tego rodzaju działalnością. Biedny człowiek, pomyślałem, nic nie wie chłopina, że już dawno wymyślono elektryczność.
Inne tematy w dziale Kultura