Paweł Łęski Paweł Łęski
392
BLOG

13 stycznia 1936 – Ogłoszono wyroki

Paweł Łęski Paweł Łęski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

13 stycznia 1936 – Ogłoszono wyroki w procesie ukraińskich nacjonalistów oskarżonych o udział w zamachu na ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego w 1934 roku.


Goebbels w ciągu nocy dwa razy budził Hitlera by zdecydować co robić. Dla Niemców sytuacja była fatalna. Dopiero co wrócił z Warszawy ze spotkania z polskim ministrem spraw wewnętrznych. Akcja polskiej dyplomacji była bardzo energiczna i trzeba było na nią jakoś zareagować. Do zamachu miało nie dojść, na jego odwołanie nalegali Niemcy. Miało to związek z czasowym polepszeniem stosunków z Polską po dojściu Adolfa Hitlera do władzy. Również kompletnie zaskoczył Konowalca. Był osobistą decyzją jego konkurenta Bandery, który chciał wykorzystując zamach, rozciągnąć kontrolę nad Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów. Konowalec wiedział, że Berlin przynajmniej na razie, nie jest w żadnej mierze zainteresowany działaniami przeciwko Polakom. Niemcy rzeczywiście oburzeni, skierowali swój gniew przeciw Banderze i jego zwolennikom, ale zamachowiec Maciejko zdążył już uciec. 


Przygotowania do zamachu rozpoczęły się wiosną 1934, gdy do Warszawy przyjechał jeden z liderów OUN Mykoła Łebed. Przeprowadził on rozpoznanie w stolicy, w czym pomagała mu Daria Hnatkiwska. Jak się później okazało, współpracowników Łebedia obserwowała od dawna polska policja, ale postanowiono ich nie aresztować, działo się to w czasie, gdy Pieracki próbował porozumieć się z umiarkowanymi organizacjami ukraińskimi. Ukraińcy mieli świadomość tego, że OUN jest rozpracowywana przez polskie służby. W związku z tym Stepan Bandera wydał rozkaz odwołujący zamach na Pierackiego. Nie dotarł on jednak do Warszawy na czas.


Niemcy zdecydowali aresztować Łebeda. Płynący statkiem z Wolnego Miasta Gdańsk wyszedł na ląd w Świnoujściu. Nie wiedział, że wśród legitymujących go gestapowców stoi polski konsul. Wyciągnął niemiecki dowód osobisty na którym widniało fałszywe nazwisko - Skiba. Gestapowcy zabrali Łebeda do Berlina, tu czekał na niego samolot Lotu, którym poleciał do Warszawy. Przy Łebedu znaleziono notatki, sprawa stała się jasna. Wraz z nim postawiono przed sądem, w jednym z najważniejszych procesów II RP, 11 oskarżonych o organizację 15 czerwca 1934 roku zamachu na wiceministra spraw wewnętrznych Pierackiego.


 


Upływ krwi udało się zatamować. Następnie lekarze dokonali trepanacji czaszki i wydobyli kulę. Stan ministra pogarszał się z każdą chwilą. Tętno słabło. O godz. 5 minut 15 po południu nastąpiła agonia.


Wszystkie akty terroru nacjonalistów ukraińskich były dotąd przeprowadzane na terenach wschodnich. Tak było w wypadku zastrzelenia posła Hołówki czy Baczyńskiego. Zresztą terror skierowany był głównie do osób pochodzenia ukraińskiego dążących do współpracy z Warszawą. Nie spodziewano się zamachów na terenie Polski centralnej, w „Kawce”, bo tak bojowcy nazywali Warszawę.


Większość polskich polityków, chciała czuć się swobodnie , zachować przywilej prywatności. Walery Sławek codziennie z pracy wychodził do kawiarni na ciastka, nigdy nie zabierał ze sobą ochrony. Inwigilacja ze strony służb była dla nich niewygodna i upokarzająca. Taki był duch tamtych czasów. Bez ochrony chodził również minister spraw wewnętrznych. Rządzącym Polską pułkownikom posiadanie ochrony przynosiłoby ujmę. 


Zamach był przygotowywany od tygodni. Mózg tego zamachu był we Lwowie, baza organizacyjna w Krakowie. Łebed od września do grudnia 1933 roku oraz w maju i czerwcu 1934 roku przeprowadzał wnikliwą obserwację w celu ustalenia trybu życia ministra, wybrania czasu, miejsca i warunków najbardziej odpowiednich do zabójstwa. Przygotowanie zamachu dla Łebieda było sprawą honoru. Poprzednią akcją w Gródku Jagiellońskim całkowicie się skompromitował. Z pół miliona złotych jakie miało być uzyskane z napadu udało się uzyskać tylko kilkanaście tysięcy a i to w większości zostało odzyskane przez policję. W akcji zginęło czterech bojowców, wielu aresztowanych. Zlecenie wykonania zamachu powierzono analfabecie Hryhori Maciejce. Maciejka również miał swój powód do rehabilitacji. Wcześniej pomyłkowo zatrzymał innego bojowca i oddał w ręce polskiej policji. By zmazać hańbę teraz podjąłby się nawet zamachu samobójczego. Uzbrojony w bombę, pistolet samopowtarzalny Hispan kaliber 7.65, fałszywe dokumenty, pieniądze, informację o miejscu schronienia po zamachu, które otrzymał od Łebeda, czekał na ministra przed budynkiem Klubu Towarzyskiego przy Foksal. Przyszedł tam wczesnym rankiem. Kilkakrotnie oddalał się i zjawiał ponownie w okolicy budynku. Pomimo podejrzanego zachowania, nie zwrócił na siebie uwagi portiera, w rękach trzymał kartonowe, obwinięte w papier pudełko, w nim bombę. Mechanizm zapalnika bazował na reakcji chemicznej wywoływanej przez połączenie kwasu azotowego, cukru i piorunianu rtęci.


Przed budynek Klubu Towarzyskiego zajechał premier Leon Kozłowski, nieco później pojawił się minister opieki społecznej Jerzy Paciorkowski. O 15:30 przybył Bronisław Pieracki. Na Foksal przyjechał służbową limuzyną prowadzoną przez szofera. Gdy minister wysiadł z samochodu, ruszył za nim Maciejko. Uruchomił bombę. Jej zapalnik, którym była szklana rurka, zawiódł. Wykonano ją ze zbyt grubego szkła, by zgnieść jednym ruchem. Widząc to Maciejko wyciągnął pistolet i trzykrotnie strzelił do Pierackiego. Dwie kule trafiły w tył głowy. Pieracki upadł na progu klubu, na posadzkę. Zamachowiec wyszedł na ulicę i szybkim krokiem ruszył w kierunku Nowego Światu. Maciejki nie zatrzymał ani portier, ani szoferzy limuzyn oczekujący na ulicy na gości klubu. Zamachowiec minął posterunkowego. Policjant zaczął pościg dopiero zaalarmowany przez portiera. Mordercę jako pierwszy zaczął jednak gonić woźny poselstwa Japonii. Zamachowiec zauważył goniącego i na rogu ul. Kopernika oddał strzał, chybił.

W tym samym czasie szofer Pierackiego zawrócił samochodem w wąskiej uliczce i zaczął pościg autem. Policjant wskoczył na stopień limuzyny. Na ul. Kopernika udało im się dogonić Maciejkę. Ten oddał strzał do szofera. Szofer uchylił się, ale przez moment nie obserwował ulicy. W tym czasie zamachowiec wbiegł w ulicę Szczyglą, podczas gdy samochód pojechał dalej prosto. Dopiero po chwili zawrócił i również skręcił w Szczyglą. Maciejko był już jednak w bramie domu przy ul. Okólnik. Goniący go policjant został zmylony przez wspólnika zamachowca, który wskazał odwrotną drogę ucieczki. Wykorzystując to, Maciejko zdjął w bramie płaszcz i zostawił paczkę z wadliwą bombą. Wyszedł na ulicę i spokojnie oddalił się, nie wywołując żadnych podejrzeń. Zamachowiec nie został schwytany. Udało mu się zbiec – najpierw do Czechosłowacji, a później na drugi kontynent, gdzie mieszkał pod przybranym nazwiskiem przez nikogo nie niepokojony. Nigdy nie osądzono go za zamordowanie polskiego ministra. Zmarł śmiercią naturalną w Argentynie, w 1966 roku. 


Po ciężko rannego Pierackiego bardzo szybko przyjechała karetka. Minister został przewieziony do Szpitala Ujazdowskiego, gdzie poddano go operacji.


Siatka bojowców w Krakowie była już wcześniej pod stałą obserwacją policji, od pewnego czasu szykowano się do aresztowań, kwestią czasu stało się zatrzymanie organizatorów. W lokalu konspiracyjnym znaleziono dokumenty i fragmenty bomby świadczące o przygotowaniach do zabójstwa ministra. Był taki krótki etap, gdy władze czeskie, zwłaszcza kręgi wojskowe zdecydowały się na współpracę z Polakami. Otóż na terenie Czech utrzymywała się cała czołówka ukraińskich organizacji wojskowych. Zdecydowano się na ich pacyfikację. Zaczęto aresztować wielu konspiratorów na terenie Pragi. Znaleziono przy tym różnego rodzaju zapiski. Te zapiski w kilku skrzynkach pod nazwą Archiwum Senyka przekazano stronie polskiej. Trzeba było je przetłumaczyć z języka ukraińskiego, trzeba było je odszyfrować. Nie znalazła się jednak po stronie polskiej do tego wystarczająca ilość środków. W służbach było niewiele osób ze znajomością ukraińskiego i realiów organizacyjnych konspiracji ukraińskiej. Okazało się, że tylko jeden człowiek we Lwowie może się tymi materiałami zająć. Robił to jednak bardzo długo. Gdyby wcześniej zostały przez stronę polską rozpracowane, cała siatka konspiracyjna mogła by być zneutralizowana i do zamachu by nie doszło. Akta Senyka ujawniły między innymi pomoc finansową płynącą ze strony władz litewskich dla ukraińskich organizacji wojskowych, udzielanie dotacji pieniężnych, wystawianie fałszywych paszportów, biletów podróżnych na fałszywe nazwiska. Przez to, że dokumenty nie zostały przetłumaczone na czas i przez niechęć ministra Pierackiego do dokonywania aresztowań w przeddzień jego wizyty w Małopolsce Wschodniej, zabójstwo stało się faktem. By nie popsuć atmosfery, nakazał rozpoczęcie aresztowań dopiero po zakończeniu wizyty.


Dla nacjonalistów osoby takie jak Pieracki, które chciały zbliżenia polsko-ukraińskiego były szczególnie niebezpieczne. Pieracki był typem państwowca, cenił sobie idee Rzeczpospolitej wielu narodów jako spuścizny jagiellońskiej. Ukraińcy chcieli uczynić zamach głośnym tak by można było go jak to mówili „skapitalizować”. Dofinansowanie ze strony Stanów Zjednoczonych kończyło się i miano nadzieję, że spektakularna akcja odwróci tą tendencję. Taka kartka mówiąca o zamiarze „skapitalizowania” zamachu została znaleziona przez gestapowców podczas zatrzymania Łebedy w Świnoujściu: „Polacy się na nas rzucą, stworzą obozy koncentracyjne, resztę będą szykanować, będą robić straszne rzeczy i to jest to o co nam chodzi. Zamkniemy usta tym wszystkim, którzy mają jakieś mrzonki, że Polacy z Ukraińcami mogą wspólnie żyć. To wybije im to z głowy”


Nagłośnieniu służył również proces organizatorów zamachu, który miał przypomnieć światu walkę Ukraińców o niepodległość. Strona polska zaś zamierzała pokazać bezsens drogi wybranej przez nacjonalistów. Proces rozpoczął się 18 listopada 1935 przed sądem okręgowym w Warszawie. Oskarżono 12 osób. Akt oskarżenia zarzucał: Banderze – nakłanianie Maciejki do zabójstwa, udzielanie pomocy Łebedowi i Maciejce w postaci pieniędzy i broni; Łebedowi – nakłanianie Maciejki do zabójstwa, prowadzenie dla niego wywiadu w Warszawie odnośnie trybu życia Pierackiego; Hnatkiwskiej – prowadzenie wywiadu, Karpyńcowi – sporządzenie bomby, Kłymyszynowi – dostarczenie chloranu potasu do sporządzenia bomby i rolę łącznika pomiędzy członkami OUN, biorącymi udział w przygotowaniu zamachu, Pidhajnemu – dostarczenie pistoletu, Maluce – dostarczenie Łebedowi pieniędzy i przygotowanie schronień dla zamachowca w Lublinie i Poznaniu. Reszcie postawiono zarzut pomagania Maciejce w ucieczce na początku sierpnia 1934 do Jasin w Czechosłowacji. Wszystkim postawiono również zarzuty członkostwa w nielegalnej organizacji z celem oderwania od Państwa Polskiego jego terytorium.

Skazano odpowiednio:


• Bandera, Łebed i Karpyneć – kara śmierci z zamianą na mocy amnestii na karę dożywotniego więzienia,


• Kłymyszyn i Pidhajnyj – kara dożywotniego więzienia,


• Hnatkiwska – 16 lat,


• Maluca, Myhal i Kaczmarskyj – 12 lat,


• Zaryćka – 8 lat,


• Czornyj i Rak – 7 lat więzienia (po zastosowaniu amnestii i z zaliczeniem aresztu śledczego)


Wybuch wojny uwolnił tych ludzi z więzienia. Losy ich były jednak dramatyczne, większość z nich albo zmarła podczas wojny albo zginęła z rąk własnego środowiska. Stefan Bandera został zamordowany po wojnie przez agenta sowieckiego, Mykola Łebed zmarł śmiercią naturalną w 1998 roku w Pittsburgu w USA , Jarosław Koprynyć zginął w walce z wojskami sowieckimi w 1944 roku koło Stanisławowa.


„ Na tą waszą czerezwyczajkę zgadzam się tylko na rok” miał zastrzec Piłsudski, gdy pod wpływem emocji po zabójstwie Pierackiego, z propozycją otwarcia ośrodka odosobnienia w dawnych koszarach, przyszedł do niego premier Leon Kozłowski. Niestety marszałek nie doczekał następnego roku. Bereza Kartuska jako bezpośrednia konsekwencja emocji wywołanych zamachem dotrwała do wybuchu wojny. Paradoksem stało się, że pierwsi znaleźli się w niej przywódcy skrajnej prawicy, Obozu Radykalno Narodowego, początkowo uznani za sprawców zamachu. Ośrodek zaczął funkcjonować 6 lipca 1934. Tego dnia przyjęto pierwszych pięciu więźniów: o godz. 20 przywieziono dwóch endeków z Krakowa Antoniego Grębosza i Bolesława Świderskiego, a o godz. 21 trzech komunistów z Nowogródka. Pierwszymi osadzonymi działaczami ONR byli: Zygmunt Dziarmaga, Władysław Chackiewicz, Jan Jodzewicz, Edward Kemnitz, Bolesław Piasecki, Mieczysław Prószyński, Henryk Rossman, Włodzimierz Sznarbachowski. Jednak zsyłanymi będą, na mocy decyzji administracyjnej, w większości podejrzani o działalność wrogą wobec Państwa Polskiego, przeciwko którym zebrane dowody nie są wystarczające na rozpoczęcie procesów sądowych. W szczególności działacze tych organizacji, które podważały suwerenność Polski i zmierzały do oderwania części jego terytorium jak komuniści czy ukraińscy nacjonaliści, choć nie zabraknie działaczy opozycyjnych a w końcowej fazie istnienia – podejrzewanych o dywersję i szpiegostwo na rzecz III Rzeszy. Czasami znajdą się tu dziennikarze krytyczni wobec polityki państwowej jak przez kilkanaście dni publicysta Stanisław Mackiewicz, nie zabraknie i zwykłych kryminalistów. Na mocy decyzji administracyjnej zatrzymać można było w ośrodku odosobnienia na okres trzech miesięcy.


Bereza Kartuska jako sztandarowy przykład „faszyzacji” wykorzystywana była przez powojenną propagandę komunistyczną, władzę która przecież na sumieniu miała wymordowanie i więzienie dziesiątków tysięcy polskich patriotów. Wykorzystywana przez tych którzy zapomnieli, że ośrodki odosobnienia na dużo większą skalę były stosowane również w Stanach Zjednoczonych. Lewica, kapłani nowej niemieckiej narracji historycznej czy przedstawiciele tych narodów, których sumienie nie zawsze jest czyste również chętnie będą posiłkować się tym przykładem. Polska polityka i dziś nie może ustrzec się od powoływania się na Ośrodek Odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Dziennikarz głównej stacji telewizyjnej chcąc dyskredytować partię polityczną mówi bezrefleksyjnie o kilkunastu zmarłych osobach w Berezie. Trudno oczywiście o refleksję gdy skoncentrowanym się jest na utrzymaniu właściwej frazy czytając czyjś tekst z promptera. Refleksja powinna polegać na odwołaniu się do kontekstu, jeżeli nie historycznego, bo o ten ze względu na stan wiedzy trudniej, to przynajmniej do dzisiejszych czasów. Jeżeli Bereza Kartuska funkcjonowała przez pięć lat i przewinęło się przez nią około trzy tysiące osób to te kilkanaście to dużo, czy mało? Ile osób umiera dziś w polskich więzieniach, nie mówiąc już o seryjnym samobójcy jak w przypadku sprawy Olewnika? Ireneusz Polit podaje, że w Berezie zmarło 14 osób :10 – w szpitalach dokąd ich skierowano na leczenie zewnętrzne, 3 osoby w samym ośrodku z powodu chorób, 1 na skutek samobójstwa.


Dokument Wojciecha Królikowskiego „Zamach w Kawce” zaprezentowany podczas Festiwalu Filmów Historycznych i Wojskowych przypomniał historię zabójstwa ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego.


 Na zdjęciu Minister Pieracki 

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj4 Obserwuj notkę

There have been many comedians who have become great statesmen and vice versa.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura