1940 roku 14 czerwca do obozu koncentracyjnego Auschwitz dotarł z Tarnowa pierwszy masowy transport 728 mężczyzn, w większości polskich więźniów politycznych.
Dziewczęta z Auschwitz
W dniu 27 stycznia 1945 r. żołnierze 60. armii Pierwszego Frontu Ukraińskiego otworzyli bramy KL Auschwitz, zamieniając go i Majdanek w obóz dla członków podziemia niepodległościowego. Wyzwolenia obozów przybierały różną formę np. Ravensbrück Armia Czerwona rozpoczęła od gwałcenia więźniarek.
Fressen, ficken, freiheit: żarcie, pieprzenie, wolność, to hasło systemu motywowania więźniów wymyślone przez Himmlera w obozach koncentracyjnych. Brukiew, przemoc seksualna, druty. Pogarda dla człowieka, w której przekracza się granice wytrzymałości.
Podczas festiwalu filmowego OPFA w Rzeszowie odbył się pokaz wstrząsającego dokumentu Kingi Wołoszyn-Świerk, telewizyjnej dziennikarki z Wrocławia, „Dziewczęta z Auschwitz”. Film nagrodzony wcześniej Złotą Szablą na Festiwalu Filmów Historycznych i Wojskowych w Warszawie opowiada historię kobiet z puffów, domów publicznych w obozach, oficjalnie zwanymi Sonderbau, budynkami specjalnego przeznaczenia.
Sex i Zagłada nie są to tematy, które do siebie pasują, po wojnie obowiązywała zasada by o tych sprawach nie opowiadać, tabu milczenia przełamywał Tadeusz Borowski, Grzesiuk. W obozach turystom nie wolno było pokazywać bloków, w których znajdowały się domy publiczne.
Mit Auschwitz jako miejsca podniosłej śmierci jest silny i zajęcie się tym tematem przez młodą dokumentalistkę wymagało nie tylko odwagi, ale też dogłębnego zrozumienia realiów. Stosunek współwięźniów do obozowej prostytucji był różny, często winą obciążający ofiary a nie sprawców „łamania woli” . Obraz odchodzi od uproszczonych formuł. Rozgrywa się na dwóch płaszczyznach: młodych kobiet, zdających sobie sprawę, że wszelkie uogólnienia są nieuprawnione, starających się zrozumieć więźniarki w rzeczywistości zagrożenia życia, w których okrutnej samotności nie ma miejsca na mówienie tak albo nie. W przestrzeni gdzie w każdej minucie droga do śmierci stoi przed nimi otworem. I samych więźniarek w rozpaczliwej jasności przypominających o pracownicach bloku 24. W introspekcji zdzierających maski. Zasady moralne w swojej pyszałkowatości tracą jakąkolwiek wartość. Film przeplatany niezapomnianymi zdjęciami z obrazu Munka „Pasażerka”
Rozkaz o powstaniu obozowych domów publicznych wydał w 1941 roku osobiście Heinrich Himmler. W założeniu prawo wstępu miało być nagrodą za dobre sprawowanie i wytężoną pracę. W 1945 r. uciekająca niemiecka załoga zniszczyła większość dokumentacji, w tym materiały dotyczące dwóch puffów. Z ocalałych dokumentów można odczytać nazwiska kilkudziesięciu pracownic z tych niezliczonych egzystencji urastających do rozmiarów postaci tragicznych. Jest wśród nich podobna liczba Niemek i Polek, ze wzglądu na i tu panujące ustawy norymberskie brak kobiet pochodzenia żydowskiego. Część nosiła oznaczenie Aso, aspołeczna. Może to oznaczać, że niemieckie władze posłały niektóre e3 do obozu za prostytucję, lub za kontakty z mężczyznami zakazanej dla nich rasy. Z usług mogli korzystać tylko Aryjczycy. Żydom wstęp był wzbroniony. Niemcy mogli spać z Niemkami, Polacy z Polkami lub innymi Słowiankami. – Tak było tylko w teorii. W praktyce więźniowie chętnie wymieniali się przyznanymi im numerkami. Szczególnie chętni na takie wymiany byli Niemcy. Polki były chyba ładniejsze – opowiadał W. Brasse. Oto słowa pani Rai Kagan, znakomicie zeznającej na temat Oświęcimia: "Wielki paradoks Oświęcimia polegał na tym, że sprawców przestępstw kryminalnych traktowano lepiej niż innych". Nie stawali do selekcji i wielu ocalało.
„Kiedyś ogłoszono, że poszukują chętnych do lekkiej pracy, ona się zgłosiła (...), nie wiedząc, co to jest. Przyjął ją lekarz esesman. (...) Kiedy ją zbadał, powiedział: czy ty wiesz gdzie pójdziesz? Ona mówiła: nie, nie wiem, mówili, że do lekkiej pracy, gdzie będzie dużo chleba. Więc on jej mówił: słuchaj, ta praca będzie polegała na tym, że będziesz miała do czynienia z mężczyznami, a poza tym jest taka rzecz, że będziesz miała przeprowadzony zabieg, który pozbawi cię możliwości macierzyństwa. Zastanów się, bo istnieje szansa przeżycia obozu, jesteś młoda, zapragniesz być matką – a wtedy to będzie już zupełnie niemożliwe. Ona mówiła – a co tam matką, matką. Ja chcę chleba” (zeznania więźniarki)
Pomimo procesu norymberskiego olbrzymia większość oprawców z Oświęcimia nie została doprowadzona przed trybunały. Szacuje się, że w całym kompleksie nazistowskich obozów pracowało z wolnej stopy około 70 000 osób (głównie SS i gestapo). Po wojnie osądzono około 1700 osób, czyli 2,5% z nich. Z załogi obozu Auschwitz, liczącej około 6500-8000 esesmanów, do jakiejkolwiek odpowiedzialności pociągnięto nie więcej niż 750 osób, z czego 673 sądzonych było w Polsce. W 1947 roku niemiecki Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe zniósł karę śmierci. Po wojnie w Niemczech nie dokonano pełnej denazyfikacji sądownictwa.
Tak pisze Hannah Arendt:
" Bo czyż byłoby możliwe, żeby - niezwykle surowy jak na sądy w powojennych Niemczech - wyrok na Bach-Zelewskiego zapadł dlatego, że jako jeden z bardzo nielicznych doznał on szoku nerwowego po masowych egzekucjach, usiłował uchronić Żydów przed oprawcami z Einsatzgruppen i występował w Norymberdze jako świadek oskarżenia? Jako jedyny spośród ludzi tej kategorii, przyznał się on w roku 1952 publicznie do udziału w masowym mordzie, choć nigdy go o to nie oskarżono. "
Grzesiuk w 'Pięć lat kacetu' tak pisał:
Pewnego dnia w niedzielę ruch na placu apelowym w pobliżu bramy. Na placu gra orkiestra obozowa złożona z więźniów, a blokowi i kapowie z całego obozu - wypasione byki - z radością rozrywają kamienie placu apelowego, walą oskardami, wożą taczkami. Co jest? - W obozie buduje się puf, dom publiczny dla więźniów.
Wybudowali, sprowadzono prostytutki. Dziesięć sztuk - 8 Niemek, l Czeszka i l Polka. Wesoło było. Pierwszy raz, od kiedy zostałem zamknięty, zobaczyłem tak z bliska kobiety. Spacerowały po trawnikach wzdłuż drutów ogrodzenia pod "opieką" esesmana. Nie wolno było rozmawiać z nimi. Zgrupowaliśmy się tylko w przejściach między barakami i przyglądaliśmy się im w milczeniu. Fajne babki, elegancko ubrane, ufryzowane i... wyżarte. Podobno ochotniczki z obozu koncentracyjnego z Ravensbruck. Przypuszczam, że zawodowe prostytutki. Za bardzo były rozwydrzone jak na kobiety, które zgłosiły się, żeby ratować życie. Tak przynajmniej o sobie opowiadała Polka - z Warszawy - że głód, że karna kompania, że dwa razy próby samobójstwa, że wreszcie mieli ją wykończyć - i ogłoszenie ochotniczego poboru do domów publicznych w męskich obozach koncentracyjnych. Za dobrze na to wyglądała.
Wszystkim nam dawały one jedną radość. Klęły i wymyślały przez okna esesmanom. Przydzieloną miały dla siebie specjalną esesmankę. Podlegały władzom obozu w Ravensbruck i naszym nie wolno było ich karać. Były u nas w obozie rok i za "złe zachowanie" wysłano je z powrotem do obozu. Przysłano drugą taką samą partię i w takim samym składzie i te były prawie do końca - aż do zlikwidowania tego przybytku miłości.
Każda z nich miała swojego przyjaciela, który gdy szedł do pufu, starał się do niej dostać. Dostawały one specjalne wyżywienie z kuchni - lepsze jak SS - a gdy wolno było przysyłać paczki, to już absztyfikanty starali się, by im niczego nie brakowało. Klawe baby - od jednych brały, innym rozdawały. Druga Polka - utleniona blondynka z Poznania - nie udawała ofiary, była to wyszkolona prostytutka.
Do puf u chodzili też muzułmani. Zapłacił taki jedną markę - pieniędzmi obozowymi - wpuścili go, a jakże. Dama pytała go już w swojej kabinie:
- Co chcesz?... Czy chleba?
- Chleba - mówił muzułman.
Wtedy ona szła do swego pomieszczenia mieszkalnego i przynosiła mu sporo chleba, dołożyła nieraz kilka papierosów i rozstawali się, oboje zadowoleni.
Kto chciał iść do pufu, musiał zapisać się u pisarza blokowego i wzywano w miarę zapisów kolejno, blokami. Czyli że nie wtedy, kiedy miał chęć, a wtedy, gdy na niego wypadło. Dostawał wtedy kartkę i wieczorem - gwizdek i zawołanie: "Kto do pufu - zbiórka!" Ustawiono, obliczono, wprowadzono do środka. Tam urzędowały zawsze dwie, które miały dyżur w poczekalni - na zmianę. Tego dnia te dwie nie przyjmowały gości. Tak mi opowiadano - bo sam nigdy tam nie byłem. Prócz nich dyżurował oficer SS, który przydzielał kabiny. W każdych drzwiach były wizjerki, przez które esesman mógł podglądać, "co tam się robi". W kabinie wolno było przebywać pewien określony czas - nie wiem ile, 10 czy 15 minut... i wysiadka. W pierwszym okresie zabroniono tam chodzić Hiszpanom i Rosjanom. Później na indeksie byli tylko Rosjanie. Ponieważ "zakochani" nie mogli zbyt często tam chodzić, powstał nowy proceder zarabiania na życie. Chłopaki zapisywali się - a gdy już dostawali kartę wstępu, sprzedawali bilet potrzebującemu za pewną ilość jedzenia. W pierwszym okresie było mało amatorów. Niemców było mało, Czechów jeszcze mniej, Hiszpanom i Rosjanom nie wolno było, a Polacy zbojkotowali - nie chcieli chodzić. Później chodzili - kapowie i niektórzy arystokraci, ale koledzy przeważnie podśmiewali się z nich. Ci, którzy się "kochali", to przeważnie Niemcy, a Polacy to znów prawie sami dranie. Kółeczko nosił w kieszeni fotografię żony i dzieci, a ****ie nosił produkty, które mu przysyłała żona. Następnie chodził Ott i może jeszcze zaledwie kilku.
Niejeden może chodziłby, ale krępował się kolegów z tej samej miejscowości, ludzi słabych i głodnych, że jeśli przeżyją, to opowiedzą, że ten i ten w obozie, zamiast pomóc innym, oddawał prostytutkom. A nawet jak nie oddawał, to może był chłop żonaty i nie chciał, żeby się kiedyś o tym żona dowiedziała.
Gdy na początku puf nie miał wielkiego powodzenia, blokowi sami wyznaczali ludzi - na oko, według wyglądu. W związku z tym wynikła jednej niedzieli zabawna historia. Blokowy 4 bloku wyznaczył do pufu młodego chłopaka lat 19, Edwarda D. z Poznania. Wysoki, przystojny chłopaczek - ładnie ubrany. Był na czyimś "utrzymaniu".
- Kiedy ja nie mam pieniędzy - bronił się D.
- To ja ci dam markę - mówi blokowy - i dał mu. Ten znów mówi, że kamieniarze będą pracowali w niedzielę, to on będzie zmęczony.
- To nie pójdziesz do pracy.
I nie poszedł. Ale kartkę sprzedał pupilkowi blokowego innego bloku i dostał za nią chleb. Wygrany na całego. Nie pracował w niedzielę i jeszcze dostał chleb. Jak się za chwilę okaże, wygrał on do końca. Dnia tego dyżur w pufie miał Kluge - chyba największy bandyta wśród esesmanów. Zobaczył kartkę - Polak, kamieniarz, blok 4. A tu widzi przed sobą: - Niemiec, blokowy 21 bloku, sporo starszy. Skąd ma kartkę - zapytał.
- Służący mój mi przyniósł.
Kluge wyszedł przed drzwi i wrzasnął:
- D......! Wołać dalej!
Inni podchwycili okrzyk:
- D......! Dalej wołać! - i już po chwili wszędzie słychać było:
- D......! Wołać dalej!
Blokowy, jak to posłyszał, pogroził mu, że rozprawi się z nim, a D. popędził do pufu. Przed drzwiami już czekał na niego Kluge. Podszedł do niego z zaciśniętymi pięściami i pyta, dlaczego sam nie przyszedł. D., wystraszony, tłumaczył się - a znał dobrze język niemiecki - że pracował cały dzień i był zmęczony, a poza tym że nigdy nie miał z kobietą nic... - i tym rozbroił Klugego. Roześmiał się, wprowadził go do środka i przedstawił wszystkim, że to jest taki, który jeszcze nigdy itd. Posadził go między dwie dyżurne, które były niezbyt skromnie ubrane. D. sam nam to opowiadał, że czerwienił się i bladł z wrażenia - bo to, co powiedział Klugemu, to była prawda. Kiedy partia "załatwionych" gości opuściła kabiny, a panie czekały już na nowych klientów - Kluge przedstawił im znów tego, który jeszcze nigdy itd. i zapytał, która zechce go nauczyć. Chciały wszystkie. Wtedy Kluge sam wybrał jedną, której kazał się z nim grzecznie obejść i dobrze nauczyć, żeby był zadowolony. Nauczył się i był zadowolony, bo panienka dała mu jeszcze pełną garść papierosów i zapraszała, żeby częściej do niej przychodził. A jemu tak się ta robota podobała, że chodził jeszcze wiele razy i już nawet bez przymusu.
Ja zapisałem się jeden raz, ale nie dla siebie. W roku 1944 pracując w tunelach miałem przyjaciela Rosjanina - Ośkę K. z Pskowa. Jednego wieczoru przyszedł do mnie mówiąc, że na naszym bloku zapisują do pufu.
- To zapisz się - mówię.
- Nie mogę, Ruskim nie wolno.
- To ja zapiszę się - a pójdziesz?
- Pójdę.
- Na pewno?
- Na pewno.
- No to zapisz mnie! - zawołałem do pisarza. Zapisał - a za dwa dni już dostałem kartkę. Dałem Ośce kartkę, swoje lepsze ubranie, numer z ręki, ogolił się, umył i poszedł. Jego koledzy, gdy zobaczyli że ma na winklu literę "P", zaczęli pytać, dlaczego.
- Bo Polakom w obozie lepiej - odpowiedział.
Dopiero jak posłali mu odpowiednie "wiązanki", powiedział im, że idzie do pufu. Zbiórka, obliczenie, wprowadzili i - pech. Przydzielili go do Polki. Żadna Niemka nie spostrzegłaby się, że to Rosjanin, a Polka połapała się od razu. Rozmowa ich wyglądała tak:
- Ty Polak?
- A szto, nie widzisz? - pokazuje literę "P".
- Ty Ruski.
- Da, Ruski.
- A ty nie wiesz, że Ruskim nie wolno przychodzić?
- Da, znaju.
- To dlaczego przyszedłeś?
- Jobać ochota.
- A jak ja bym powiedziała dyżurnemu oficerowi, że tu u mnie jest Ruski?
- Mnie szicko jedno.
- A gdzie jest ten Polak, który miał być?
- Ty znajesz, on bolny, w rewiru jest.
- Palisz?
- Palu.
- To dlaczego nie palisz?
- Bo nie imieju.
Dała mu kilka papierosów. Jednego popalił chwilę, zgasił - i "pani" przyjęła go. Ale stara prostytutka, gdy już Ośka wychodził, powiedziała dyżurnemu esesmanowi, że to był Ruski. Dyżur miał wtedy chyba najlepszy esesman w obozie, to tylko roześmiał się.Gdyby był Kluge - to obydwaj mielibyśmy tyłki pełne.
I T. Borowski:
Uśmiecham się i myślę, że człowiek zawsze na nowo odnajduje człowieka – przez miłość. (U nas, w Auschwitzu… )
Kiedyś chodziliśmy komandami do obozu. Grała orkiestra do taktu idącym szeregom. Nadeszło DAW i dziesiątki innych komand i czekały przed bramą: dziesięć tysięcy mężczyzn. I wtedy z FKL-u najechały samochody pełne nagich kobiet. Kobiety wyciągały ramiona i krzyczały: Ratujcie nas! Jedziemy do gazu! Ratujcie nas! I przejechały koło nas w głębokim milczeniu dziesięciu tysięcy mężczyzn. Ani jeden człowiek się nie poruszył, ani jedna ręka nie podniosła nie. Bo żywi zawsze maja rację przeciwko umarłym. (U nas, w Auschwitzu… )
Wysupłaj ze zdarzeń codziennych całą ich codzienność, odrzuć przerażenie i wstręt, i pogardę i znajdź na to wszystko formułę filozoficzną. Na gaz i na złoto, na apele i na puff, na cywila i na stary numer. (U nas, w Auschwitzu… )
Nie ma piękna, jeśli w nim leży krzywda człowieka. Nie ma prawdy, która tę krzywdę pomija. Nie ma dobra, które na nią pozwala. (U nas, w Auschwitzu… )
There have been many comedians who have become great statesmen and vice versa.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura