pixabay
pixabay
3r3 3r3
1934
BLOG

Ile złota w złocie?

3r3 3r3 Badania i rozwój Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Dzisiaj wpis z tematyki "jak nie dać na sobie zarobić". Zapraszam do lektury.



Wynikł ostatnio temat coraz lepszej jakości podróbek złota inwestycyjnego.

Tekst ten zacząłem pisać na początku stycznia 2017 roku, ale musiałem wykonać nieco testów i stąd to opóźnienie.

Przy czytaniu tematu proponuję od razu zalać wiadro w saunie wodą z lodem i jeśli w którymś momencie zacznie się komuś wydawać, że coś jest świetnym interesem, to polecam skorzystać. Interes jest najwyżej dobry a konkurencja liczna.

Przyczyną powstania tego eseju jest bałagan informacyjny, jaki pojawia się odnośnie falsyfikowania bulionu. Część środowiska obracającego towarem stoi na stanowisku, że od 2014 roku nie zmieniła się technologia fałszowania monet i sztab. Tymczasem obecny poziom cen złota wskazuje, że jest to dochodowy biznes. Uważam, że jest to stanowisko naiwne. Przyczyny wyjaśniam poniżej. Nie wiem, czy już mamy wysokiej jakości falsy wmieszane w obrót u „renomowanych” (sami siebie renomowali) dystrybutorów (wszak to najistotniejsze kanały dystrybucji). Należy jednak brać pod uwagę, że powszechnie dostępne metody detekcji falsów nie są ulepszane od wielu lat.

Wiemy o ile ulepszono silniki, jaka jest nowa metalurgia dla konstrukcji, co nowego w aerodynamice, jaka jest nowa awionika, co na to oprogramowanie. Pozostaje się zastanowić – jaki z tego da się złożyć myśliwiec i czy gdzieś już taki demonstrator technologii montują w jakimś „garażu”, aby nas pognębić. Tymczasem nasz OPL… To jest taka forma przeglądu technologicznego odnośnie falsów złota. Czym nas mogą napaść, czym ich wykryjemy i zniechęcimy do napaści.

Dlaczego kupujemy złoto i nazywamy je inwestycyjnym

Kupujemy złoto, dlatego że jest skutecznym, w wielu kulturach przyjętym tokenem wartości. Samo z siebie nie jest zbyt przydatne, ale jest powszechnie pożądane jako token i ludzie są gotowi wymieniać owoce swojej pracy na ten pierwiastek.

Złoto nazywamy inwestycyjnym dlatego, że nie są na nie nałożone żadne istotne podatki. Co więcej – bardzo ciężko byłoby takie egzekwować. Nie można złota dodrukować, można je tylko ciężką pracą wykopać, jeszcze cięższą oczyścić i nie zawsze ludzie chcą się tym zajmować. Nie jest to znów aż tak wiele warte, aby ludzie porzucali zajęcie i ruszali ryć depozyty.

Dlaczego handlujemy monetami i sztabami

Nasze zmysły nie pozwalają nam zbytnio na nieomylne rozróżnianie pierwiastków, z jakich składają się obiekty. Ciężko nam stwierdzić, czy woda nie ma szkodliwych domieszek oraz jaki jest skład stali w pręcie. Nasze zmysły pozwalają nam wykryć światło, ruch, woń i wyodrębnić z otoczenia piękne panie oraz coś, co da się zjeść. To dość dużo, aby przeżyć, lecz zbyt mało, aby bez cienia wątpliwości rozróżnić pierwiastki.

Ludzie, którzy dysponują środkami technicznymi do rozróżniania pierwiastków i ich rozdzielania, wykonują przedmioty z tych pierwiastków w formie, jaka jest dla nas rozpoznawalna. A ta rozpoznawalność jest SUBSTYTUTEM rozróżnienia pierwiastka zmysłami. Samodzielnie możemy te substytuowane cechy odróżnić po blasku, połysku, kształcie, wadze, rozmiarze, detalach. Jednakże wszystkie te rozpoznawalne przez nas cechy można falsyfikować. Gdyż są one substytutem a nie stanem faktycznym.

Ważne, aby w jakimkolwiek momencie nie odbiec od istoty – nabywamy te przedmioty, gdyż składają się z interesującego nas pierwiastka i dajemy wiarę, że się z niego składają. Celem jest złoto – nie jego forma.

Dlaczego fałszerze fałszują

Ponieważ za przedmiot spełniający nasze oczekiwania, będący surogatem oczekiwanego można uzyskać owoce pracy przy zachowaniu mniejszego nakładu pracy na jego wykonanie niż praca pozyskana. To po prostu biznes. Od ceny uncji zależy, czy to jest biznes dość opłacalny, aby uruchamiać kosztowną produkcję surogatów i podnosić ich jakość.

Jeśli na podstawie naszego badania cech substytuujących rozpoznanie pierwiastka uroimy sobie, że coś jest ze złota, to jesteśmy gotowi zaoferować znacznie więcej owoców pracy niż za identyczny przedmiot, wedle którego takie urojenie u nas nie występuje. Nie ma przy tym znaczenia stan faktyczny, z czego dany przedmiot jest wykonany.

Należy pamiętać i nigdy nie odbiegać od tego, że to jest biznes – fałszerz musi operować wolumenem i zwrotem ze swojego wkładu pracy względem otrzymywanego za surogat. Z przyczyn praktycznych maksymalny koszt wytworzenia surogatu nie może w żadnym czasie przekroczyć 25% wartości zbycia oryginału. Po prostu wtedy nie byłby to jakikolwiek biznes.

Kolejną kwestią jest to, że dysponując technologią do wytwarzania jakościowych surogatów można wytwarzać też wiele innych, zbywalnych bez takich ceregieli dóbr przy tym samym narzucie. Co powoduje, że przy stosunku 1:4 koszt produkcji / cena detaliczna fałszerstwo nie jest żadnym interesem – zajmą się tym wyłącznie hobbyści.

Jak oceniamy cechy substytuujące

I tutaj zaczynają się kompromisy w kwestii „jak odróżniamy przedmiot od przedmiotu”. Skupmy się na najgodniejszej monecie z powszechnie występujących: http://www.randrefinery.com/brochures/Testing%20the%20authenticity%20of%20a%20Krugerrand%20coin.pdf

Najpierw bierzemy przedmiot w nasze naczelne ręce i odczuwamy jego ciężar względem naszego małpiego doświadczenia. Niczego nam to o wadze nie mówi, ale doświadczenie pozwala nam odróżnić elektrodę wolframową TIG od identycznego wymiarami materiału dodatkowego. Jakkolwiek za nic nie odróżnimy tą metodą identycznego rozmiarami kawałka złota i wolframu, gdyż jednego jest 19,3g/cm3 a drugiego 19,25g/cm3.

I ze względu na różnicę w czwartej cyfrze dziesiętnej po ważącej nie pozwoli nam na to rozróżnienie żaden zestaw urządzeń pomiarowych, jakie możemy skompletować nawet w przemysłowym laboratorium. Po prostu odmierzenie centymetra sześciennego z dokładnością do 12 kątów prostych i 8 identycznych długości daje sumę błędów na piątej cyfrze dziesiętnej, sprowadzającą to w najlepszym przypadku do błędu określenia wagi na trzeciej cyfrze dziesiętnej. A przypadki mogą być gorsze.

Na zaliczenie wykonywałem taki kubik pomiarowy – bez odchyleń na piątej cyfrze przy zadanej zdolności pomiarowej (tysięczne milimetra) – jest to bardzo droga praca rzemieślnicza. Wdrożenie tego do powtarzalnej produkcji jest bardzo drogie. Oczywiście wykonuje się takie rzeczy w przemyśle, ale tam już nikt nie pyta ile to kosztuje, bo to bardzo wysoko ma lecieć lub bardzo głęboko się zanurzać. Dlatego zakłady aerospace nie zajmują się fałszerstwami – dla nich to nieopłacalny interes, a dla inżynierów nie dość godziwy zarobek.

Mamy jednak wagi i tutaj możemy całkiem dobrze określić wagę przedmiotu, co w przypadku naszego Krugerranda powinno wynieść 33.930 g. Niby, ponieważ w rzeczywistości błędy pomiarowe, dokładność wagi jak i stan samej monety schodzącej z produkcji daje pewien rozrzut i moneta często waży 33.8 (ale nie trafiłem na razie żadnej, która waży więcej niż powinna [Krugerranda – historyczne bywają przeważone]). Jeśli macie na wadze podane, że może zważyć 50 gram z dokładnością do trzeciej cyfry po przecinku, to być może możecie wierzyć w drugą po przecinku. Branie na poważnie tej ostatniej to naiwność. Tak dokładne urządzenia pomiarowe (czwarta i piąta cyfra ważąca) nie działają w warunkach, jakie macie w domu. Problemem wtedy jest nawet wilgotność powietrza.

Warto zwrócić uwagę, że już przy ważeniu mamy pewne odchylenia rzeczywistości od oczekiwanych wartości. Z tego wynika, że oczekujemy pewnej przestrzeni badanych parametrów a nie jednej wartości. Z tego wynika, że tolerujemy wyniki, które mogą odrobinę odbiegać od wzorca (i tu pojawia się luka dla surogatu).

Następnie przyglądamy się naszym jastrzębim, często poprawianym szkłami wzrokiem nawykłym do monitora, którym to pragniemy rozpoznać barwę i odbicie świata dziennego na monecie. No to zabrnęliśmy w problem, ponieważ nowe monety (2016) są bardziej złote, a stare (1973) bardziej żółte (miedziane). Warto sobie dla kontrastu położyć obok blaszkę miedzianą. Już na samej różnicy barw jest luka dla surogatu.

Połysk monety jest istotny – te nowsze piękniej błyszczą niż te starsze – nieco matowe. Jak na razie (NA RAZIE!) rozpoznane falsy mają ślady polerowania (należy pamiętać jednak o falsach nierozpoznanych – brak ich wykrycia nie świadczy o nieistnieniu).

Kolejna rzecz, jaką zauważymy naszym sokolim zmysłem, jest wizerunek. Zwracamy uwagę na litery, jakość rantu, to czy moneta stanie na kancie (puknięte nie stoją, a dalej są ze złota). Jest w tym taki problem, że różniące się o 40 lat monety różnią się detalami. Szczególnie detalami jelonka i jego podłoża. Inne są też litery i cyfry. Brodacza zasadniczo nie ruszyli. Rozpoznane falsy mają cechy wymienione w broszurze. Pozostają jednak falsy nierozpoznane. Z USD już tak było – były lepsze niż oryginały.

Ślepi jak krety zaufajmy teraz kolejnemu z naszych zmysłów. Wystarczy pierwszy stopień muzykalności – brzęczy / nie brzęczy. Monety z czystego złota mają inny dźwięk niż zanieczyszczone miedzią (Krugerrandy). Prędkość rozchodzenia się dźwięku zależy od składników stopowych. Należy zwrócić uwagę, że sam fakt dodania tych składników nie zmienia faktu dźwięczenia monety. Ta zależy głównie od struktury krystalicznej – czyli zdolności przenoszenia przesunięcia pomiędzy kolejnymi atomami. Aby zmodyfikować prędkość rozchodzenia się dźwięku w materiale, należy zmienić jego skład stopowy (trudno sobie wyobrazić stop wolframu ze złotem, ale w odwodzie jest jeszcze iryd) lub strukturę krystaliczną.

Złoto upuszczone na stół dźwięczy, Krugerrand słabiej dźwięczy, brąz (na dzwony) daje słabszy dźwięk, a stal i wolfram jest głucha. Przynajmniej ten wolfram z wykrytych falsów, bo krystaliczny spiek z narzędzi dźwięczy.

Wróćmy do narzędzi. Weźmy do ręki mikrometr. Wszak grubość producent podaje do setnych części milimetra (żadną suwmiarką nie zmierzycie setnych części, chociaż jej skala pozwala na taki odczyt, z tego banalnego powodu, że każdy operator narzędzia z inną siłą dociska ją do materiału, a w setnych wpływa to na błąd pomiarowy nawet na stali).

Grubość zazwyczaj wyjdzie Wam różna ze względu na temperaturę monety, punkt pomiaru i jakość produkcji. Starsze monety są grubsze, nowsze są cieńsze. To z chytrości producenta. Podawane na stronie producenta grubości 2.84 dotyczą aktualnych (2016) monet. Starsze potrafią być o .10 maksymalnie .15 grubsze.

W rzeczywistości te wymiary producenta mają dokładność +/-.15 na samym rancie. I z taką dokładnością badają to linijki Fischa. Jak widzicie – substytuowanie wniosku o pierwiastku z grubości pozostawia dość miejsca na wolfram czy stopy irydu.

Znane falsy są odrobinę grubsze. Cały kłopot w tym, że nie wiemy, czy nieznane są nieznane dlatego, że są w tolerancji.

Średnica (kolejny mikrometr z zestawu, taki pasujący do tego wymiaru) szukana to 32.77, oczywiście ze względu na zdobienia powinno nam wychodzić mniej o 0.1, a w starszych monetach nawet 0.2. Falsy są zazwyczaj za duże. Przynajmniej te rozpoznane.

Producent jasno napisał – mierzyć mikrometrem. Nie linijką Fischa, suwmiarką, sznurkiem. Mikrometrem kazał mierzyć.

Spektrometr możemy dla naszych potrzeb zignorować, gdyż bada on jedynie powierzchnię i służy określeniu składu stopu na powierzchni. Oczywiście można potwierdzić tym, że jest to warstwa złota właściwej dla monety próby (falsy Krugerrandów – te rozpoznane – były dotąd kryte czystym złotem). Celem użycia spektrometru jest określenie składu stopu skupowanego złomu.

Na sam koniec producent wymienia próbkowanie – czyli ujmujemy materiału z próbki i męczymy ją kwasami, palnikiem i rtęcią. Brutalne, ale przy spadku zaufania, ze względu na rosnącą jakość podróbek, tak to się skończy.

Co fałszerze fałszują

Wytwórcy surogatów substytuują cechy przez nas oczekiwane. Do podstawowych zaliczamy rozmiar i wagę.

Fałszownie wagi jest powszechnie znane – aby trzymała się zgodnie z wymiarami. Są to parametry skorelowane i na razie nie ma monet, które, jak silniki od Volkswagenów, rozpoznają kiedy są badane, aby dopasować się do oczekiwań badacza, poprawnie zdając testy.

Należy jednak pamiętać, że fałszowanie wagi wolframem (dla gramatur detalicznych) jest wdrożone od niedawna. Wynika ono ze spadku kosztów obróbki jak i ceny onego względem ceny złota. Dawniej nie wykonywano takich falsów, gdyż były one z przyczyn technicznych nieopłacalne.

Aby sfałszować barwę i próbę fałszerze używają złota na zewnątrz monety. Ponieważ nałożenie warstwy czystego złota jest prostsze niż nałożenie stopu, to łatwiej jest wykonać surogat monet z czystego złota niż stopowych. Ale to tylko obecnie, ponieważ tęgie głowy nad tym siedzą, aby to dopracować.

Prędkość rozchodzenia się dźwięku zależy od składników stopowych. Należy zwrócić uwagę, że dodanie tych składników nie zmienia faktu dźwięczenia monety. Ta zależy głównie od struktury krystalicznej – czyli wspomnianej już zdolności przenoszenia przesunięcia pomiędzy kolejnymi atomami.

Mam dźwięczący, strukturalnie uporządkowany wolfram (spiek węglików). Są z niego produkowane narzędzia. Jest drogi w produkcji, a koszt wycięcia formatki rozmiaru Krugerranda z pręta wybranej średnicy, to koszt najmniej 300pln. Co po dodaniu ceny samego materiału sprawia, że przy obecnych cenach i technologii jeszcze trzeba kilka lat poczekać, zanim ktoś wdroży tak drogie rozwiązanie do falsów. Ale technika do tego jest, po prostu jeszcze nie jest to atrakcyjne biznesowo. Ten materiał znajdziecie w każdym warsztacie obrabiającym twardsze stale.

Szybkość rozchodzenia się dźwięku. Polskie i szwedzkie wiki podaje 1740m/s dla złota, angielskie i niemieckie 2030 m/s, a producent Krugerrandów – „speed of sound in gold (3240 m/s)”. Co mówi nam nieco o tym, jak robione są narzędzia do badania i jaka jest ich dokładność dla tak cienkich materiałów.

Należy pamiętać że badanie ultradźwiękowe przenosi tyle energii, że może uszkodzić monetę. Ale ludzie potrafią tym nawet świecić sobie do brzucha z ciekawości – kobiety w szczególności (jakby nie mogły poczekać na rezultaty). Jest to beskuteczne i obarczone błędem negatywnego testu monety prawdziwej.


Dygresja: Używana przeze mnie metoda ultradźwiękowa służy do wykrywania pustek (cavity) wewnątrz badanej próbki. Pozwala to zmierzyć jej grubość, ale nie pozwala na wykrycie istotnych różnic w badanych materiałach, szczególnie jeśli zachowana jest między nimi ciągłość.


Prześwietlanie rentgenem monet jest bezskuteczne i obarczone tym samym błędem.

Złoto jest niemagnetyczne, ale poważne falsy również i różnice w magnetyczności są tak małe, że jakakolwiek próba wykrycia tego poza bardzo wyspecjalizowanym laboratorium to urban legend.

Kiedy fałszerze fałszują

Kiedy różnica dającego ująć się z monety materiału zapewnia pokrycie przynajmniej 75% kosztów włożonych materiałów i pracy. Poniżej tej różnicy jest to garażowe hobby. Oznacza to, że koszt wytworzenia uncjowej monety musi dla producenta oscylować w granicach 250 USD na dzień dzisiejszy – to granica bólu. Z tego płynie kolejny wniosek, że moneta może zawierać maksymalnie 3 do 5 gram złota (jako powłokę substytuującą zawartość).

Jak widać to dość wąski korytarz i pozwalający jedynie na masową produkcję zbywalnych falsów. Bardzo trudno jest pokryć ryzyko masowego rozpoznawania fałszywek. Z tego należy wnioskować, iż w interesie fałszerzy jest obniżanie powszechnego poziomu wiedzy i ograniczanie dostępu do wiedzy o metodach analizy hipotez konkurencyjnych i samej wiedzy o istnieniu fałszywek.

Bierzcie pod uwagę, że większość ludzi nie ma żadnej praktyki ani styczności ze złotem i kamieniami, poza wyrobami jubilerskimi takiej sobie jakości. Jak również nie dysponują oni sprzętem i wiedzą potrzebną do rozpoznawania fałszywek.

Należy jednak podnieść kwestię, że ze względu na metodę dystrybucji może okazać się, że bardzo krótki kanał dystrybucji zmniejszy konieczność pokrycia do 50% (skrajny przypadek, jaki da się udźwignąć, to 25% przy wytworzeniu własnego dilera).

Od czego zależy jakość falsa

Zasadniczo od tego na ile nie jest falsem. Czyli ile w nim naprawdę jest złota.

Wszystko sprowadza się do kwestii „ile uncji kosztuje roboczogodzina inżyniera i technika”. Jeśli złoto jest niedowartościowane, to na rynku trafią się najwyżej badziewia stopowe takie jak dawniej – z niedoskonałościami stopu (bąbelki) i nierównościami powierzchni, niedoskonałościami rantu i detali. Jeśli natomiast jest godziwej wartości i w pewnych obszarach przemysłowych (Chiny, Demoludy) występuje brak obłożenia pracą dla narzędzi i obsługi, to zaczynają się lęgnąć myszy w głowach inżynierów. A wtedy to po prostu biznes i jakość natychmiast rośnie.

Produkcja monet jest dość banalna – w przypadku monet srebrnych z blachy wykrojnik wybija krążek, ten trafia pod sztancę, która (obecnie) jest wyposażona w mechanizm obracający ją zaciśniętą (po wybiciu rewersu i awersu), aby od razu uzyskać charakterystyczny rant w odpowiedniej pozycji do wizerunku. W przypadku złota odważone krążki są bite (blacha byłaby nazbyt droga) i tak samo obracane względem narzędzia wytłaczającego rant.

Zajmowałem się odtwarzaniem bicia monet historycznych (srebrnych). Dawniej nie był to nazbyt skomplikowany i jakościowy proces – miał być tanio wybity znak substytuujący rozpoznanie zawartości metalu. Obecnie jest on dokładniejszy i nieco bardziej złożony, ale tylko po to, aby podnieść poprzeczkę fałszerzom. Należy mieć na uwadze, że produkcja monet jest nieopłacalna i dotowana (co innego bulion złoty czy srebrny), dlatego EBC samodzielnie drukuje banknoty, a lokalnym bankom centralnym pozwala bić monety, za co dopłacą podatnicy.

Uzyskanie stempli we właściwej jakości nie jest szczególnym problemem, natomiast kosztuje. Komplet stempli w godnej jakości produkcji to koszt około jednego Krugerranda. Reszta narzędzi, które włożymy do prasy, to koszt kolejnych dziesięciu. Trzeba jednak brać pod uwagę, że jakość tego pierwszego narzędzia będzie niezadowalająca i będziemy wnosić kolejne rewizje do rysunku, więc na narzędzia wydamy odrobinkę.

W jaki konkretnie sposób są fałszowane obecnie monety z nałożonymi warstwami – nie wiem. Znam przynajmniej trzy metody i wszystkie mają tę samą wadę (trzeba polerować powierzchnię), natomiast czwarta metoda, która tego nie wymaga, może skutkować długotrwałym wdrażaniem oraz znaczną ilością spadu w produkcji (powyżej 15%). Zakładam, że przy utrzymujących się cenach złota (albo rosnących) ta ostatnia metoda powinna pojawić się w biznesie około połowy 2017 roku, a najpóźniej do 2018. Będzie ono stopniowo doskonalona (zmniejszenie spadu) jak i polepszana w jakości. Oraz będzie pierwszym krokiem do zmiany parametrów akustycznych monet.

Zalecam

Zebranie sobie różnorodnych monet (i sztab – jeśli ktoś zbiera sztaby) jako zestawu wzorcowego (i wykluczenia go z obrotu) do porównywania z cudeńkami, jakie powstaną w przyszłości. W której może być ciężko o nieprzewiercony i nienadtopiony testami oryginał.

Dodatkowo należy wykazywać przytomność. Celem jest złoto. Jeśli ceny złota będą rosnąć, to jakość falsów wzrośnie. Należy do obecnie używanych metod badawczych dołączać kolejne, zawężając okno, w jakich mieszczą się falsy.

Ponieważ celem jest złoto, należy przyjąć, iż sprzedamy je ze stratą jako 24k złom. Być może w przyszłości nieufność klientów wzrośnie do tego stopnia, że testowanie bulionu będzie dosyć brutalne. Być może nie będzie wtedy rozróżnienia pomiędzy bulionem a złomem, ale dziś to rozróżnienie istnieje. Być może w takim kontekście warto zdywersyfikować zakupy i pobierać również sztaby z recyclingu i poznęcać się nad nimi, samodzielnie nabierając praktyki w przeprowadzaniu badań.

Podobna sprawa jest z kamykami w salonach jubilerskich. Ale to temat na oddzielną historię.

Suplement – dodatkowy test w warunkach polowych

Doszedł dziś sprzęt. Postanowiłem zrobić domową, tanią wersję hot disk do pomiaru przewodności cieplnej. Przygotowałem termometr, szkło, Blantona, lód, wodę, próbkę stali (mniej więcej uncja, okrągła, gruba), sztabkę uncjową platerowaną złotem na wolframie, monetę złotą (liścia), monetę miedź + złoto (brodacz), sztabkę miedzi (też coś koło uncji).

Zmierzyłem temperaturę wszystkich próbek – pokojowa, różnice w granicach dokładności urządzenia (0.1stC).

Wsadziłem wszystkie próbki do płaskiego szkła, popiłem Blantona, do zimnej wody wrzuciłem lód. Zmierzyłem temperaturę wody, była istotnie zimna.

Przelałem zlewkę tą zimną wodą i zacząłem mierzyć temperaturę próbek. Miedź i brodacz zaczęły błyskawicznie stygnąć, liść pozostawał nieco w tyle, fals odstawał znacznie, a próbka stali zamykała peleton. Istotne jest to, że brodacz i fals dawały bardzo rozbieżne wyniki. Zjawisko następuje dość żwawo.

Gdy próbki osiągnęły temperaturę wody, zlałem płyn, popiłem Blantona i zacząłem mierzyć temperaturę wracającą do pokojowej. Tutaj zjawisko było istotnie wolniejsze (konduktywność powietrza) i dało się zauważyć niewielką różnicę między miedzią a brodaczem, wyraźną między miedzią a liściem, a od złota do wolframu w złocie i stali było bardzo daleko. Tutaj mam na myśli różnice liczone w 1.0-1.5 K pomiędzy złotem a wolframem.

Nie są istotne same wartości, co rozbieżności między nimi. Polecam zachować sobie przetestowane monety po sztuce. Można oczekiwać, że jeśli złoto będzie drożeć, to falsy będą lepsze. Granicą opłacalności falsa jest zawartość złota w surogacie.

Jeśli zgadza się wymiar, waga, moneta wygląda jak trzeba, dźwięczy jak trzeba, przewodzi ciepło jak trzeba, to jest prawdopodobne, że mamy to co chcemy z nikłą szansą, że technika poszła naprzód i jednak ktoś to dobrze zafałszował.

Należy też brać pod uwagę, że lepsze falsy w przyszłości mogą mieć po prostu lichą próbę sfałszowaną proszkiem wolframowym. Na razie takie rzeczy, ze względu na koszt procesu, to chałupnictwo, ale kto wie do czego posuną się ludzie chciwi i bezwzględni.

Co do certipaków – raczej nie wytrzymają one próby czasu. Będzie trzeba je w przyszłości drzeć.

Pracujemy na tanim, ultradźwiękowym urządzeniem do testu monet (i samodzielnego tworzenia wzorca poprawności). Za normalne liczby, a nie po kilkaset USD.

Co do pomiaru przewodnictwa elektrycznego – na małych wartościach test łatwo fałszować, a na wysokich łatwo uszkodzić monetę.

W ramach postępów będę co jakiś czas informować co nowego urodziło się w tym temacie. Proponuję jednak oswajać się z koncepcją, że falsy będą coraz lepsze i ufać dilerom trzeba, ale kontrolować warto.

Jakkolwiek istnienie falsów, które nie podpadają pod karalność, zostawia nam szerokie pole dla koncepcji room left. Wszak naiwność własna jest nie do przecenienia.


Zarobmy.se - Portal biznesu praktycznego


3r3
O mnie 3r3

Zarobmy.se to portal dla osób chcących zacząć biznes oparty o umiejętności praktyczne - rzemiosło i wytwórczość.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Technologie