Portal Kartoffelsalat Mit Wurst zwany również Onetem od dawna dba o zagubione w tej naszej jakże ciężkiej rzeczywistości singielki. Zadbał też o nie w tym jakże refleksyjnym okresie listopadowych świąt Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznych. Otóż singielka wybierając się na cmentarz powinna mieć ze sobą makaron i to nie w celach kulinarnych. Oddam głos ekspertce tego jakże „światłego” portalu- ...Makaron wydaje się ostatnią rzeczą, której mielibyśmy potrzebować na cmentarzu. A jednak pozory mylą. Okazuje się bowiem, że może być on niezwykle przydatny i bardzo ułatwić życie. Kiedy usłyszałam o tym patencie, przyznam szczerze, zaskoczona i sceptycznie nastawiona. Zmieniłam zdanie, kiedy go wypróbowałam. Od tamtego czasu zawsze wybierając się na groby, mam ze sobą makaron... Jak widać ekspertka zaczyna dość tajemniczo, można by rzec jak u Hitchcocka jest i tajemnica, a napięcie zdaje się rosnąć.
I takie pytanie się tylko nasuwa- po co makaron na cmentarzu? A odpowiedzieć jest bardzo prosta zresztą sama ekspertka na nie odpowie- ...Prawdopodobnie zastanawiacie się, do czego komuś może być potrzebny makaron podczas odwiedzania grobów. Uprzedzę, że nie chodzi o jedzenie na cmentarzu ani symboliczne dzielenie się posiłkiem ze zmarłymi. Nie dokarmiam też tym makaronem ptaków ani innych żyjących tam zwierząt... Jak widać ta ekspertka naprawdę była zwolenniczką filmów Alfreda Hitchcocka, a może MacGyvera? Jednak po dłuższej chwili dowiedziałem co ta pani robi z tym makaronem- ...Idąc na cmentarz, zawsze biorę ze sobą surowy makaron. Co więcej, wybieram tylko jeden rodzaj — spaghetti. Pozostałe zupełnie się nie sprawdzają w tej roli. Długi, surowy makaron ułatwia mi zapalenie zniczy i chroni przed poparzeniem. Zapałki często są zbyt krótkie, żeby spokojnie sobie z tym poradzić. Jeszcze trudniej jest, kiedy używamy zapalniczki. Osoby, które mają wprawę, nie powinny mieć problemu z zapaleniem zniczy. Ja natomiast na co dzień w ogóle nie używam ani zapalniczki, ani zapałek, więc na cmentarzu ciężko mi zrobić to szybko i sprawnie. Często musiałam odpalać po kilka zapałek, zdarzało mi się też poparzyć palce. Odkąd mam ze sobą makaron, ten problem nie istnieje...
Eureka! Makaron spaghetti jako zapalarka do zniczy. Genialne, ale jak to działa? Bardzo proste, tak to opisuje ekspertka portalu Kartoffelsalat Mit Wurst zwanego również Onetem- …Zapałką lub zapalniczką podpalam najpierw długi makaron, a dopiero później tym makaronem zapalam znicz. Brzmi pewnie dość zabawnie i tak samo wygląda, ale zapewniam, że działa i ułatwia życie. Jak mówi powiedzenie, jeżeli coś jest głupie, ale działa, to znaczy, że nie jest głupie. I tego się trzymam, mając w torebce kilka nitek spaghetti, kiedy wybieram się na groby... Tak reasumując w tym przypadku powiedzenie „jeżeli coś jest głupie, ale działa, to znaczy, że nie jest głupie” nie ma zastosowania z jednego powodu! Sama ekspertka przecież stwierdziła, że zarówno zapałki jak i zapalniczka w jej rękach są niebezpieczną zabawką, a przecież ona nimi musi podpalić ten nieszczęsny makaron. Po drugie jestem ciekaw jak ta innowatorka w kobiecej torebce zabezpiecza długie nitki makaronu spaghetti przed uszkodzeniem? Może w gazrurce je przenosi? O tym, ani słowa nie pisze. A nie lepiej i łatwiej byłoby kupić po prostu zapalarkę do zniczy dostępną w każdej kwiaciarni? Pomysł tej ekspertki jest głupi i to, że w jakiś dziwaczny sposób działa to nie znaczy, że stał się niegłupim. Mało tego uważam, że jest to idiotyczny i niebezpieczny sposób zapalania czegokolwiek. Niektórzy naprawdę bardzo muszą wysilać swoje szare komórki, żeby wynaleźć kółko graniaste, czworokanciaste, ale jedno muszę przyznać! Ekspertce Onetu to się udało. Gratulacje! Dobrą radę można znaleźć na:
https://kobieta.onet.pl/warto-wiedziec/idac-na-cmentarz-zawsze-biore-ze-soba-makaron-powod-jest-wazny/36t7pz5
Inne tematy w dziale Społeczeństwo