Najpierw, pozornie o czym innym.
Standardowo wypadek samochodowy wygląda tak: kierujemy samoochodem przez jakiś czas, jedziemy mijając wsie, miasteczka, inne samochody. Nadchodzi jeden moment, nie dłuższy niz sekunda, gdy zauważamy, że cos jest nie tak- inny pojazd wyjeżdża z bocznej drogi lub ktoś na wprost nas wyprzedza na trzeciego. Mija sekunda lub dwie. Wbijamy hamulec maksymalnie w podłogę, ręce prostujemy na kierownicy, manewrując nieznacznie, odchylamy się do tyłu. Zamrażamy sie prawie w bezruchu i... Bach!
Dlaczego znaczna część kierowców zachowuje się w podobnie do opisanego powyżej sposobu?
Wynika to z głęboko zakorzenionych zachowań obronnych przed drapieżnikami. Jako ssaki jesteśmy dość jasno ustawieni w grupie innych potencjalnych ofiar, nie potrafiących bronić się aktywnie przed atakiem. Jaki więc schemat obronny natura nam wpoiła? Dlaczego większośc nas nie potrafi uniknąć nadchodzącego ciosu chyba, że jesteśmy wytrenowanym bokserem lub wymanewrować samochodu by nie doszło do wypadku chyba, że odbyliśmy kurs bezpiecznej jazdy? Dlaczego wreszcie wiekszość z nas zaliczana jest do tzw leszczy giełdowych, tracących najwięcej na krachach i kryzysach, w odróżnieniu od wytrenowanych rekinów biznesu czerpiących z takich momentów największe zyski?
Jaki więc zgubny schemat obrony mamy wpisany w nasze geny?
Jest on bardzo prosty: jeśli potencjalna ofiara zauważy podejrzany ruch w zaroślach lub dostrzeże drapieżnika, a nie ma szans uciec (tak przynajmniej to ocenia) staje bez ruchu, udaje martwy przedmiot, stara sie nie odrózniać na tle otaczającej przyrody, mając nadzieję, że drapieżnik nie zwróci uwagi na nieporuszjający się obiekt i stara sie przeczekać krytyczny moment w bezruchu. Czasem to działa i drapieżnik odchodzi, a czasem nie...
Na giełdzie to nie działa.
Żerując spokojnie w buszu giełdowych spółek nagle słyszymy szmery zbliżającego się zagrożenia. Stajemy bez ruchu, oglądając swój portfel z bliska, nadstawiamy jednocześnie ucho. Gdy już dochodzi do ataku, patrzymy na malejącą stopę zwrotu, myśląc sobie: „zarobiłem sporo przez ostatnie kilka miesięcy, mogę więc oddać nieco zysku, poczekam aż korekta się skończy" itp. A drapieżnik dalej gryzie, drapie, dusi, szarpie, upuszcza nam krwi. A my dalej leżymy udając, że nas tu nie ma.
Gdy nasz oprawca, Tyranosaurus Rynkus nasyci się nieco, a my wykrwawiamy się powoli na śmierć, oddajemy, już bez znaku sprzeciwu, resztę porządnie przecenionych akcji byleby tylko wyczołgać się spod szponów drapieżcy, mówiąc sobie w duchu: „nigdy więcej!".Najczęściej wtedy T-Rynkus mlaskając odchodzi nasycony krwią i mięsem z naszego portfela.
A my, kiedy wrócimy do żerowania? Wtedy, gdy zapach krwi się ulotni, a pobojowisko zarośnie wysoką trawą. Wystarczająco wysoką, aby skrył się w niej... Tyranosaurus Rynkus w oczekiwaniu na swoją następną szansę.
(Taka bajeczka na weekend:)
Nie spekuluję na:
- żywności
- ropie naftowej
- spółkach tytoniowych
bo są bardziej etyczne sposoby zarabiania pieniędzy.
Polska Federacja Rynku Nieruchomości opublikowała wpis "-30%" na swojej stronie:
www.pfrn.pl/files/Analiza_sytuacji_na_rynku_nier.doc
"To rzeczywiście był ciekawy komentarz (o rynku nieruchomości). Trudno nie zgodzić się z tezami stawianymi przez jego autora."
Piotr Kuczyński-
analityk giełdowy, o wpisie "-30%?"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka