jacek syn alfreda jacek syn alfreda
103
BLOG

Jak dutkano trzecią Rzeczypospolitą albo powrót Krauzego

jacek syn alfreda jacek syn alfreda Polityka Obserwuj notkę 12

Ryszard Krauze może wracać do Polski – prokuratura cofnęła nakaz zatrzymania Krauzego już tydzień temu.

- To dobrze – skomentował tę decyzję Waldemar Pawlak -rząd  nie może straszyć przedsiębiorców.

O nieprawidłowosciach na styku prywatnego biznesu informatycznego i państwa pisano już na Salonie 24 wiele – przeważnie jednak w aspekcie dużych projektów jak informatyzacja ZUS-u czy ewidencji gruntów rolnych.

Niewielu jednak zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę wielkie firmy informatyczne wyrosły na przekrętach o wiele mniej spektakularnych,  gdzie klientem nie była jakaś centralna jednostka administracji państowej, lecz jednostka na poziomie gminy, powiatu czy województwa.

Postaram się opisać pewien popularny proceder, który zaczął funkcjonować w polskich firmach informatycznych w połowie lat dziewięćdziesątych i który swoje apogeum osiągnął w czasie rządów Leszka Milera. Ludzie z branży, którzy opowiedzieli mi o tych praktykach, nie robili z tego zresztą wielkiej tajemnicy.

Zrozumienie schematu tego powszechnego wtedy przekrętu wymaga odrobiny skupienia, choć sprawa jest stosunkowo prosta.

Składnikami każdego systemu informatycznego są software i hardware, czyli oprogramowanie i sprzęt (pecety, serwery, switche, drukarki i co tam jeszcze).

Skupimy się tym razem na hardwarze.

Załóżmy, że jakaś instytucja państwowa lub komunalna, dajmy na to,  Wojewódzka Komenda Straży Pożarnej, ogłasza przetarg na dostawę sprzętu komputerowego.

Branża informatyczna w tamtych czasach była jeszcze rozdrobniona, niedokapitalizowana i do przetargu o tej wartości zdolne były podejść firmy, które można było wtedy policzyć na palcach jednej, no, może dwu rąk.

Załóżmy także, że wartość tego całego sprzętu w cenach zakupu u producenta to 1 milion PLN. Tyle straż pożarna zapłaciłaby mając możliwość bezpośredniego zakupu w IBM-ie, HP czy Compaqu.

Firmy te jednak sprzedawały hardware poprzez sieć dystrybutorów i dealerów, więc możliwości takiej strażacy nie mieli.

Do przetargu startuje pięć firm, nazwijmy je A, B, C, D i E. Przedtem prezesowie wykonują do siebie parę telefonów.

Dochodzimy powoli do przekrętu. Oferta firmy A jest celowo wzięta z księżyca, totalnie zawyżona i opiewa na 2, 4 miliona złotych. Oczywiście zostaje przez komisje odrzucona.

Firma B oferuje dostawe sprzętu za 2, 3 miliona, też odpada.

Firma C ma oferte na 2,2 miliona. firma D na 2,1 miliona. 

Najkorzystniejszą ofertą jest ta od firmy E, która zobowiązuje się dostarczyć komputery za 2 miliony PLN. I firma E oczywiście wygrywa przetarg.

Teoretycznie firma E mogłaby wtedy kupić sprzęt od producenta i realizując zysk w wysokości 1 miliona PLN zrobić deal na niewyobrażalnej w branży komputerowej marży 100%.

Sprzęt u producenta kupuje jednak firma... A!. Jak pamiętamy, za 1 milion PLN.

Następnie robi coś pozornie dziwnego.

Odsprzedaje (w zasadzie tylko fakturuje) cały ten sprzęt firmie B, za 1.2 miliona.

Firma B sprzedaje cały ten złom firmie C, za 1,4 miliona.

Firma C pyla to wszystko za 1,6 bańki do firmy D.

Firma D sprzedaje hardware zwycięzcy przetargu czyli firmie E za 1,8 miliona łotych.

A firma E oczywiście dostarcza sprzęt do Wojewódzkiej Komendy Straży Pożarnej i kasuje 2 miliony żlotych.

Proste i genialne. Każda z firm, biorących udział w przetargu generuje 200 tys. PLN profitu.

Komisja jest czysta, bo wybrała przecież najkorzystniejszą ofertę.

Państwo natomiast wybula 2 bańki za sprzęt, który mogłoby kupić za, tak na oko, 1,2 miliona, gdyby przetarg był uczciwy. Państwo, czyli my, obywatele.

Straż Pożarna to oczywiście hipotetyczny przykład. Polska w tych latach informatyzowała się na potęgę, równie dobrze można by wziąć zamiast niej urząd miejski, powiatowy, komendę wojewódzką policji, miejskie wodociągi czy szpitale i mnóstwo innych instytucji.
 
Zjawisko opisywanego łańcuszka było wówczas tak powszechne, że, jak już wspomniałem, nikt nawet z tego procederu nie robił specjalnej tajemnicy. Słowo „kartel” kojarzyło się wtedy ludziom z kolumbijską mafią narkotykową.

A nasza trzecia Rzeczpospolita była jak ta panienka, której urwał się film na imprezie, leży nieprzytomna i każdy z odrobiną kryminalnej energii może sobie ją bezproblemowo pobrać.

Pod literki A, B, C itd. możecie podstawić sobie największe polskie firmy informatyczne i integratorskie, działające obecnie na rynku polskim.

„Rząd  nie może straszyć przedsiębiorców". Jasne, panie Pawlak.

Przez dwa ostatnie lata pijana panienka zaczęła trzeźwieć. Teraz od nowa wlewa się jej na siłę wódę w gardło. Po zaaplikowaniu odpowiedniej dawki można będzie znowu spokojnie korzystać. Pawlak i Ćwiąkalski rozdają już viagrę.

skromny kapitalista z ludzką twarzą

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka